Rozdział czternasty. Wychowywanie młodzieży

Wychowywanie dzieciaków jest dostatecznie trudne. Gdy rosną, rośnie również trudność ich wychowywania.

Jest szczególny wiek: pomiędzy trzynastym a siedemnastym rokiem życia, kiedy to pojawienie się nowych energii zazwyczaj powoduje kryzys.

Dziecko przestaje być dzieckiem, nie jest też dorosłym. Znajduje się w okresie przejściowym, którego nie powinniśmy się obawiać, lecz który musimy traktować ze współczuciem; jest to okres, gdy musimy być zawsze gotowi przyjść dziecku z pomocą w stosownej chwili. Jest to również czas ciążących na nim ograniczeń. Do tej pory dziecko nie wyodrębniało swojej indywidualnej tożsamości spośród otoczenia. Co myślało i czuło otoczenie, to samo w doskonałej harmonii myślało i czuło dziecko. Lecz teraz objawia się jego osobowość. Wcześniej była ona niewyrazista. Owszem, chwilami pewne jej cechy wybijały się i przepowiadały przyszły charakter, lecz był to tylko mdły zarys. Teraz deseń nabiera formy i ostatecznych linii.

Ekscytującą jest rzeczą obserwować zaranie męskości i kobiecości u młodych, jak się ujawniają, by wyjść życiu naprzeciw. Przygnębia myśl o możliwych deformacjach! Deseń może tak łatwo przekształcić się w karykaturę.

To już nie przelewki! Mamy do czynienia z ożywionym potencjałem, z intensywnym dynamizmem – z duszą poszukującą siebie. To podobnie jak z kimś, kto zagubił się nocą i po omacku odnajduje właściwą drogę. Możemy rozmawiać z młodym człowiekiem, pokierować nim, lecz nic nie zastąpi osobistego doświadczenia, a to oznacza po prostu dać młodym wolność popróbowania swego szczęścia.

Nawet jeszcze jako niemowlę, gdy dziecko zrobi tylko pierwsze kroki, użyje wszystkich swych małych sił, by oddalić się od matki. Matka do tej pory trzymała je w ramionach. Lecz jednego dnia postawiła na podłodze, żeby nauczyło się stać oraz stawiać stopę za stopą. Jak tylko malec nauczył się tej nowej zabawy, gotów był wyruszyć w swą pierwszą ekspedycję. A czyż matka, chociaż cieszy się ze sprawności małego odkrywcy, nie cierpi, gdy uświadomi sobie, że jej ramiona i serce nie mogą już zatrzymać tego małego zdobywcy wybierającego się już na podbój świata.

W miarę jak młody chłopiec czy dziewczyna dorastają rozszerza się zakres ich poszukiwań. Jest olbrzymie pole do rozwoju ich osobowości. Ile rzeczy, ile tajemnic spotykają na każdym kroku! Ma szczęście młody człowiek, który do tej pory żądny odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania, nadal chce je zadawać! Oczywiście chce się uczyć, nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, tyle że chce uczyć się sam, więc odseparowuje się, żeby rozwiązać swe problemy. Kto może znać lepiej niż on jego mały świat; jest o niego zazdrosny; obejmuje ramionami swoje bogactwo; nie pozwala nikomu naruszyć swego skarbu.

Nie powinniśmy dziwić się temu, lecz pobudzać w dyskretny sposób poszukiwania młodzieży, zaopatrywać ją – nie manifestując tego – w środki niezbędne do rozwiązywania jej problemów; nie powinniśmy narzucać się jej zaufaniu, lecz raczej mądrze je inspirować i pobudzać. Uświadommy młodym ludziom, że matka i ojciec sami już wcześniej odkryli cały ten świat, który stanowi teraz wyzwanie dla młodych; że z tego powodu matka i ojciec mogą służyć młodym adeptom życia jako rozsądni i dobrze poinformowani doradcy.

Następnie, jest cały świat zewnętrzny – szkielet ich życia, ich otoczenie oraz inni ludzie; jest to niemały wszechświat. Jakie znaczenie ma taki uśmiech, taka cisza, takie działanie? Im się wydawało, że wszyscy są dobrzy – to był błąd! Myśleli, że życie zdobywa się bez trudu – muszą zaś twardo walczyć. Ile trzeba się napracować, żeby nauczyć się choćby najmniejszej rzeczy!

A później cała dziedzina religii. Poprzednio wszystko było takie proste. Teraz wszędzie pojawiają się problemy. A miłość? Ta cała przemiana, jaka odczuwają w sobie? Te impulsy uczucia? Te sensacje nie doświadczane nigdy wcześniej, zjawiska w organizmie, których charakteru i racji nie znają?

Potrzebujemy wielkiej dozy współodczuwania wobec ich żmudnych i często niespokojnych poszukiwań, a również intensywnego czuwania połączonego z delikatną stanowczością, wysokiego morale oraz wyjątkowego wglądu psychologicznego, graniczącego nieomal z prorokowaniem. Nade wszystko zaś potrzebujemy dużo modlitwy.

Dziewczęta kontra chłopcy

Wychowywanie młodzieży musi uwzględniać różnice między obu płciami oraz różnice indywidualnego usposobienia w ramach każdej płci.

Chłopiec dorastając staje się coraz bardziej nastawiony indywidualistycznie. Wszystko istnieje dla niego. Nie boi się, by jego osoba rzucała się oczy. Bardzo lubi robić hałas nie tylko dlatego, że wyżywa się w aktywności, lecz również żeby zaznaczyć swą obecność. W zabawie lubi kierować, a gdy wyobraża sobie przyszłość, zawsze widzi siebie w roli przywódcy…

Trzeba go uczyć, że istnieją jeszcze inni ludzie i co więcej – że ma obowiązek nie tylko ich nie krzywdzić, ale też im pomagać. Każda okazja do wyświadczenia przez niego jakiejś przysługi, powinna być odpowiednio wykorzystana – czy to, by zaopiekować się małymi siostrzyczkami – rycersko i ochoczo, czy też biegając na posyłki dla ojca lub matki lub kogoś z domowników. Chłopiec, a później mężczyzna, jest wielkim egoistą. Mądrze jest bardzo wcześnie przeciwdziałać tej jego tendencji stawiania siebie w centrum zainteresowania, zwrócić jego uwagę na zajęcia wymagające wielkiego samopoświęcenia, uzmysłowić mu, jak jego czyny skutkują wobec innych i oświecić go, że ma obowiązek dawać z siebie dużo, bo dużo otrzymał oraz uświadomić mu, że jest odpowiedzialny za swoich.

Dziewczynka w miarę jak zbliża się do kobiecości, a to dzieje się dosyć wcześnie, bardzo szybko uświadamia sobie swoją rolę jako części pewnego układu. Czuje się fizycznie słabsza od swych braci i siła uczuć ukierunkowuje ją już w tak wczesnym wieku – czy jest tego świadoma, czy nie – ku miłości, z początku ku parze: mama – maleństwo, później ku parze: mąż – żona.

Znacznie mniej niż chłopiec nastawiona jest indywidualistycznie – chociaż może się zdarzyć, że na swój sposób, i to czasem w sposób nieznośny – jest przede wszystkim ukierunkowana na rodzinę. Bardzo lubi kołysać niemowlę, pomagać matce. Jeżeli woli jakiś przedmiot bardziej od drugiego, to raczej ze względu na nauczyciela, który uczy niż ze względu na sam przedmiot. Już we wczesnym dzieciństwie dziewczyny sprawdzają się słowa George Sand dotyczące kobiety: „Za rzeczami, które kocha, zawsze ktoś się kryje”.

Ze względu na złożoność uczuć, wychowywanie młodej dziewczyny jest rzeczą bardziej delikatną i trudną niż młodego chłopca. Chłopiec jest bardziej ociężały, bardziej toporny, bardziej trzymający się faktów, mniej podatny na finezyjne rozróżnienia, zjawiska związane z dojrzewaniem są u niego powolniejsze i rzadko im towarzyszą, lub wcale, napady uczuć, natomiast towarzyszy im zwykły głód zmysłowości; pozostaje nadal indywidualistą.

Ze względu na miesiączki, zjawisko często niepokojące młodą dziewczynę, nawet jeżeli jego tajemnicza doniosłość została jej w sposób prosty i odpowiedni wyjaśniona, staje się bardziej ciekawa i niespokojna na punkcie wszystkiego, co odnosi się do problemu życia, i jest znaczenie bardziej podatna niż chłopiec w jej wieku na utratę wewnętrznej równowagi oraz na oddawanie się marzeniom. Jeżeli młodzieniec jest zdrowy, nie ucieka się do marzeń; raczej hałasuje i wycina różne sztuczki. Dziewczyna nawet jeżeli kocha naukę, kocha też inne rzeczy i jest bardzo zainteresowana perspektywą ostatecznego daru z siebie.

Jak piękne jest zadanie dania jej jasnego przekazu na temat jej głównego powołania; ustrzeżenia jej od fałszywych pojęć; sprawienia, by była pilna w potrzebach danej chwili, obowiązkach domowych i zadaniach szkolnych; zadanie rozwinięcia u niej potrzeby bezwarunkowego dawania – tak żeby to, co jest w niej jedynie mglistym instynktem, przekształciło się w wyraźny obowiązek; zadanie uzmysłowienia jej ogromnej odpowiedzialności z racji wybrania na dawczynię życia, chyba że Bóg zechce, by wyrzekła się tej mocy dla miłości do Niego w dziewictwie.

***

Codzienne doświadczenia dają wiele przykładów wyraźnych różnic między obiema płciami szczególnie w trakcie dojrzewania: egocentryczne zainteresowania chłopców, samoistne skłonności dziewcząt. Chłopiec myśli o swoich przyszłych wyczynach; dziewczyna marzy o możliwych dzieciach. Z jednej strony umiłowanie chwały, z drugiej – umiłowanie samej miłości.

Następujący fragment rozmowy pomiędzy dwiema siostrami sam w sobie stanowi zabawny komentarz do kobiecej psychologii wieku dojrzewania.

„– O czym myślisz? – pyta piętnastolatkę jej dwunastoletnia siostra – o swym przyszłym mężu?

– O mężu? – protestuje starsza. – Jestem za młoda. Mam jeszcze dużo czasu, by myśleć o mężu!

– No to o czym myślisz?

– Zastanawiałam się, jakie wykończenie będę miała na swej sukni ślubnej”.

Nie dość jest wziąć pod uwagę różnice pomiędzy chłopcami a dziewczętami, dane przez naturę, trzeba jeszcze uwzględnić różne temperamenty wewnątrz tej samej płci. Każde dziecko żyje w swoim własnym świecie, w świecie dziwnie odmiennym od świata tych, którzy go otaczają. U jednego przeważać będzie wpływ matki, u innego – wpływ ojca. Jedno dziecko może mieć mocne zdrowie, inne – delikatne. U jednego może dominować temperament melancholijny, u innego – jego przeciwieństwo: sangwiniczny z rzucającymi się w oczy tendencjami ekstrawertycznymi. Jedno dziecko może być spokojne i zrównoważone, inne – kłębkiem nerwów… W rezultacie, jeżeli wychowawca ma tylko jedną metodę na wszystkie te osobowości, jedną jedyną, powinien liczyć się z tym, że spotka go zawód.

Jednakże zaradzając tym indywidualnym różnicom trzeba stawić czoła rzeczywistemu problemowi: nie wystarczy korygować zachowania jednego dziecka, a powstrzymywać się od tego wobec drugiego; gratulować jednemu, a ignorować sukces drugiego; i podobnie jeśli chodzi o wszelkie możliwe konfiguracje, z jakimi można mieć do czynienia. Wszystko to należy realizować, zachowując jednak zasadę równego traktowania wszystkich. Jeżeli dzieci spostrzegą, co się czasami zdarza nie bez kozery, że któryś z członków rodziny cieszy się specjalnymi względami, załamie się autorytet, zagości zazdrość i wkrótce pojawią się kłótnie.

Ideałem jest zachować równowagę, pogodę ducha, równy temperament i stałość w zachowaniu, której nic nie jest w stanie naruszyć. Przełożonym zakonnym zaleca się użycie środków korzystnych dla wszystkich – uczciwe okresowe zbadanie, czy dochowali wierności pokładanemu w nich zaufaniu. Czy nie dowiodłem przypadkiem jakiejś stronniczości lub nieuzasadnionej tolerancji wobec zła? Czy dopilnowałem, żeby zachowywano regułę, by zwyczaje zakonu oraz jego święta tradycja były utrzymywane ze czcią?

Gdzie sprawy nie idą, jak powinny? Można szybko skwitować coś, co jest w porządku, dziękując pokornie Bogu, lecz należy zwrócić zwłaszcza uwagę na to, co jest wadliwe lub błędne, by móc dokonać niezbędnych korekt – czy to w stosunku do swojej osoby, czy swojej pracy. Pasuje tutaj uwaga Mussoliniego: „Nie ma sensu mówić mi o tym, co przebiega dobrze. Mówcie mi natychmiast o tym, co jest nie w porządku”.

Gdyby tylko rodzice poszli za radą udzieloną mnichom: Zatrzymaj się na chwilę, żeby popatrzeć jak przejeżdża pociąg; zobacz, czy działa oświetlenie, czy koła są dobrze naoliwione, czy nie trzeba się obawiać o połączenia. Ludzie czynią to od czasu do czasu w odniesieniu do swojej osoby, i nazywamy to rekolekcjami. Bardzo zaleca się odbywać rekolekcje, żeby zbadać własne zachowanie oraz sposób prowadzenia domu, wykonywania zawodu; takie rekolekcje powinny być w miarę częste, żeby zapobiec bolesnym niespodziankom.

Chrystus Pan powiedział, że jeżeli ktoś chce zbudować wieżę, siada i oblicza koszty i wymogi, żeby mogła powstać solidna budowla. A przecież taką wieżą jest chrześcijański dom! Tam dopiero jest co budować! Jak potrzebne są fundamenty, które się nie zawalą, materiały, które będą się mocno trzymać! Jak niezbędny jest zdolny budowniczy, jak ważne zwrócenie uwagi na każdy szczegół, zadbanie o sprawdzenie każdego kamienia, dokładność pomiarów dla każdego piętra!

Może zapomniałem usiąść… dokonać obliczeń… paść na kolana… Jest jeszcze czas!

List ojca

Racine, wielki klasyk dramaturg, napisał list do swego syna nalegając na to, by był absolutnie wierny swym obowiązkom religijnym oraz by rozwijał swoje życie wewnętrzne.

„Błagasz mnie, żebym się za ciebie modlił. Gdyby moje modlitwy były coś warte, wkrótce zostałbyś doskonałym chrześcijaninem, nie oczekującym niczego z większym zapałem jak zbawienia wiecznego. Lecz pamiętaj, mój synu, że ojciec i matka modlą się na próżno za swoje dzieci, gdy te nie pamiętaj ą o wychowaniu, jakie rodzice im dali. Pamiętaj, synu, że jesteś chrześcijaninem i pomyśl, jak bardzo cię to zobowiązuje, że wymaga to od ciebie wyrzeczenia się wielu namiętności. Bo jaką będziesz miał korzyść z poważania u ludzi, jeżeli narazisz swoją duszę? Będzie dla mnie szczytem radości, gdy zobaczę, jak wypracowujesz swe zbawienie. Liczę, że z łaską Bożą tak będzie”.

Gdy Racine miał trzydzieści osiem lat i był u szczytu swych możliwości twórczych, jego religijni przewodnicy, kierowani gorliwością ducha jansenizmu, nakazali mu zaprzestać pisać dla teatru, do czego zastosował się z niewypowiedzianym bólem. W rezultacie, gdy rozmawiał z synem o praktyce wyrzeczenia, mógł przemawiać z autorytetem.

Szczególnie wrażliwy na cierpienie fizyczne, przyjął cierpienie z pokorą i wielkodusznością: „Nigdy nie miałem sił odbywać pokutę; jak wielka zatem to dla mnie korzyść, że Bóg mi to zesłał”.

Jest wielkim dobrodziejstwem dla dzieci mieć ojca, uczącego je z mocą Bożego prawa, a w dodatku – takiego, który żyje owym życiem łaski, łącząc zasady z osobistym przykładem.

Czy dbam dostatecznie o to, by dać dzieciom ów nadprzyrodzony ekwipunek, którego potrzebują? Czy wystarczająco troszczę się – co jeszcze bardziej istotne – o to, by zawsze i wszędzie dawać im dobry przykład?

Jeżeli w metodzie Racine’a było zbyt wiele surowości, było to skutkiem jego wychowania w Port- Royal, centrum jansenizmu. Gdy jego brat Lionval miał zaledwie pięć lat, prosił, żeby nie musiał nigdy chodzić do teatru, bo będzie potępiony.

Madelon, mając dziesięć lat, musiała do samego końca przestrzegać okresu Wielkiego Postu, mimo iż z tego powodu się rozchorowała. Matka tresowała swoje dzieci. Młodemu Ludwikowi Racine’owi, który pozwolił sobie skreślić kilka zwrotek poezji przy okazji śmierci psa, kazała udać się do Boileau, by ten dał mu porządną burę.

Nie należy przesadzać w wykonywaniu władzy; przestanie to mieć charakter chrześcijański, a stanie się błędnym rozumieniem moralności i doskonałości Ewangelii. Ważne jest, by dzieci zachowały gorliwość oraz dzielnie okazywały wspaniałomyślność. Musimy wszak pamiętać, że są to jeszcze dzieci i nie nakładać na nie zbyt ciężkiego jarzma, ryzykując przekazanie im nieprawidłowego pojęcia o religii lub zniechęcając je, choćby najbardziej wyważoną praktyką.

Musimy też mieć na uwadze, że któregoś dnia staną przed poważnymi problemami. Będą więc potrzebowały wychowania nie tyle szorstkiego, co stanowczego, w przeciwnym bowiem wypadku trzeba będzie liczyć się z katastrofą lub co najmniej nieskutecznymi powrotami.

Jeżeli mój zawód lub zdrowie nie pozwalają mi pościć, czy staram się uzyskać dyspensę, by zastąpić post innym umartwieniem – by zawsze okazywać przykładny umiar, a generalnie – prawdziwy brak przywiązania do pożywienia i wygód cielesnych? Czy potrafię odmówić sobie rozrywek, które mogłyby okazać się niebezpieczne?

Dzieci nierozumiane

Andre Berge w swojej książce Zdezorientowana młodzież opowiada nam historię młodego człowieka, który został przez rodziców zupełnie pozostawiony sobie samemu. Zajęci swymi sprawami, biznesem i przyjemnościami, rodzice ci pozwolili, by syn dorastał w całkowitej obojętności na sprawy duszy, swych ambicji, trudności, pokus, wad.

Z początku młodzieniec rozkoszował się tą wolnością, którą tłumaczył sobie jako dyskrecję ze strony rodziców. Lecz wkrótce doszedł do wniosku, że nie jest to z ich strony nic innego, jak zwykłe tchórzostwo, porzucenie powinności oraz rażąca odmowa wypełnienia własnych zobowiązań; mieszkał w domu, lecz do niego nie należał – był jedynie gościem hotelowym. Gdy tylko ukończył wiek dziecięcy, rodzice przestali się troszczyć o niego; musiał sam stawiać czoła życiu, zdezorientowany, odcięty od wsparcia. Miał prawo oczekiwać rady, uczucia, ochrony, oświecenia. Niczego takiego nie otrzymał. Zamiast tego spotkał się z egoizmem; życie zaczęło mu – pozostawionemu sobie samemu – mierznąć; nie znajdował nikogo, kto mógłby rozwikłać jego problemy, nikogo, kto wskazałby mu jednoznacznie, jak ma postępować na drodze swego zawikłanego życia.

Nie będąc w stanie tak dalej żyć, nie mając żadnych żywych więzi z tymi, którzy powinni mu być najbliżsi, postanowił zerwać wszelkie kontakty i odejść. Fizyczne rozstanie się ze swymi miało jedynie podkreślić rozdział dusz.

Zostawił notatkę w celu wyjaśnienie swego zachowania, zawierającą też krytykę zachowania rodziców:

„Do moich rodziców.

Dlaczego mnie zostawiacie samego? Nie rozumiecie, że duszę się w tych murach i serce mi pęka. Nie rozumiecie, że dorastam i że wzywa mnie życie, że cały dzień muszę sam słuchać jego głosu? Wy, którzy moglibyście z miłością pokierować mną w życiu, dlaczego mnie porzucacie?

No cóż, tym gorzej, sam stawię czoła życiu. Już tak bardzo się od was, z waszej winy, oddaliłem”.

Jak doniosłe są obowiązki rodziców! Nie mówmy już o przypadku rażąco samolubnych rodziców, opisanym wyżej. Pomówmy o rodzicach, którzy zainteresowani są wypełnieniem swej misji.

Mogą być narażeni na dwie skrajności w wykonywaniu swoich powinności: albo przesadnie kontrolować, albo być nadmiernie powściągliwymi.

Jeżeli będą próbowali nadmiernie wkraczać w swobodę młodych śmiałków przygotowujących się do swych pierwszych eskapad, czy nie narażą się na oskarżenie o tyranię, nadmierną czujność i przesadny nadzór?

Czy, z drugiej strony, jeżeli będą chcieli uniknąć takiej przygany, nie utracą stanowczości? Czy starając się zdobyć zaufanie przez łagodność dającą wolną rękę, nie spowodują, że zburzone zostaną wszystkie ograniczenia uważane przez nich za właściwe, a czy rady – uważane za stosowne – nie będą ignorowane?

Jak dobrze radzę sobie z problemami wychowania? Czy prowadzę umiejętnie swoją barkę? Podwodnych raf jest wiele; potrzebny jest solidny kunszt, pewna ręka przy sterze. Czy znam dobrze drogę, prawdziwą wartość swojej załogi?

Boże, udziel mi łaski, bym potrafił wychować mój mały narybek tak, jak tego ode mnie żądasz; żebym umiał kształtować każde z dzieci zgodnie z Twoimi planami, żebym potrafił ważyć surowość, stanowczość i ograniczenia. Spraw, żeby młodzi, formowani w moim domu, nie byli nigdy zdezorientowani, zagubieni wobec życia, lecz zawsze wiedzieli, gdzie mogą znaleźć poradę, wsparcie, ciepło miłości i przewodnictwa, a także zrozumienie i cierpliwe serce – gotowe pomagać i wnikliwie objaśniać.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. III: Wychowanie.