Rozdział czternasty. Piosenka wędrownego śpiewaka

Dawno, dawno temu żył sobie w pewnym zamorskim kraju król o imieniu René, który ożenił się z piękną księżniczką Imogen. Imogen przepłynęła morze, by dotrzeć do tego wspaniałego królestwa i wszyscy poddani powitali ją z wielką radością, ponieważ była wybranką ich władcy.

– Co mam uczynić, żeby sprawić ci dziś radość? – pytał król co rano. 

Pewnego dnia królowa odparła, że chciałaby usłyszeć wszystkich wędrownych śpiewaków z całego królestwa, ponieważ podobno nie było od nich lepszych na całym świecie.

Kiedy tylko król to usłyszał, zwołał heroldów i wysłał ich do wszystkich zakątków kraju. Dęli w swoje trąbki i ogłaszali wszędzie:

– Wędrowni bardowie! Nasz miłościwy król zaprasza was na dwór na święto wiosny, żebyście wystąpili przed jego ukochaną królową Imogen.

Bardowie byli ludźmi, którzy śpiewali piękne pieśni i grali na lirach. W dawnych czasach wędrowali po okolicy od zamku do zamku, od pałacu do chaty, gdzie wszędzie chętnie ich przyjmowano.

Śpiewali pieśni o śmiałych wyczynach rycerzy, o wojnach i bitwach. Ich opowieści o myśliwych polujących w lasach, wróżkach i skrzatach były ciekawsze niż niejedna książka z bajkami. A ponieważ nie było wtedy jeszcze takich książek, wszyscy, dzieci i dorośli, zawsze cieszyli się z wizyty bardów.

Gdy wędrowni śpiewacy dowiedzieli się o zaproszeniu od króla, wyruszyli do pałacu, by dotrzeć tam na święto wiosny. Niektórzy spotkali się po drodze i podróżowali razem.

Jednym z nich był młody człowiek o imieniu Harmoniusz. Kiedy inni rozmawiali o pieśniach, które zaśpiewają, on zbierał dzikie kwiaty rosnące przy drodze.

– Zaśpiewam o bitwach i dzielnych wojakach – rzekł najstarszy bard o siwych włosach i powolnym kroku.

– A ja o niewiastach o pięknych obliczach – zapowiedział najmłodszy.

Harmoniusz szepnął nagle:

– Posłuchajcie! Co to takiego?

–?To tylko wiatr w koronach drzew – odparli pozostali. – Nie mamy czasu, żeby się zatrzymywać.

Ruszyli dalej, zostawiając Harmoniusza. Stał pod drzewami i nasłuchiwał, ponieważ dotarł do niego jakiś bardzo przyjemny dźwięk. W końcu pojął, że to wiatr śpiewa o swoich podróżach po świecie. Opowiada jak wieje nad błękitnym morzem, wznosząc fale i kołysząc białymi statkami, hula po 

wzgórzach, na których drzewa mają harfy z gałęzi, i harcuje w dolinach, gdzie kwiaty tańczą wesoło w takt melodii.

Harmoniusz rozumiał każde słowo:

– Nikt mnie nie ściga tam, gdzie hulam.

Nikt nie potrafi znaleźć mnie.

Czy jestem w dolinach czy też w górach,

To tylko Ojciec w niebiosach wie.

To był refren piosenki wiatru. Bard słuchał tak długo, aż zapamiętał wszystkie słowa. Potem pobiegł naprzód i wkrótce dogonił swoich towarzyszy, którzy dalej rozprawiali o wspaniałościach, które będą na dworze.

– Zobaczymy króla i będziemy z nim rozmawiać – rzekł najstarszy z grajków.

– Ujrzymy jego złotą koronę i klejnoty królowej – dodał najmłodszy. Harmoniusz nie miał okazji opowiedzieć o pieśni wiatru, choć cały czas o niej myślał.

Ich droga wiodła teraz przez las i gdy tak rozmawiali, Harmoniusz nagle zawołał:

– Cicho! Posłuchajcie!

Ale oni odparli:

– To tylko szum potoku, płynącego po kamieniach. Lepiej śpieszmy do króla.

Harmoniusz jednak się zatrzymał, by posłuchać pieśni strumienia o podróży przez tereny porośnięte mchem i paprociami oraz zacienione ścieżki; opowieści o srebrzystych wodospadach i drodze do morza.

– Szemrząc i pluskając do morza płynę,

W słońcu i cieniu, przez gęstwinę.

Cały czas śpiewam w leśnej ciszy,

Gdyż Bóg w niebiosach zawsze mnie słyszy.

Tak śpiewał strumyk. Harmoniusz słuchał, aż zapamiętał wszystkie słowa, po czym ruszył dalej.

Kiedy dogonił swoich towarzyszy, wciąż rozprawiali o królu i królowej i nie mógł opowiedzieć im o pieśni potoku. Cały czas rozmawiali, gdy on znowu usłyszał jakiś cudowny dźwięk i zawołał:

– Posłuchajcie! Posłuchajcie tego!

– To tylko ptak! – odparli. – Śpieszmy lepiej do króla.

Harmoniusz jednak przystanął, bo ptak śpiewał tak radośnie, że bard aż sam zaczął się uśmiechać, słysząc jego głos.

Była to pieśń o zielonych drzewach, o gniazdach na gałęziach i złożonych w nich jajkach.

– Słuchajcie, jak wesoło śpiewam,

Śmigając po wysokich drzewach.

Nikogo bać się mi nie potrzeba,

Gdyż Bóg się o mnie troszczy z nieba.

– Dzięki ci, ptaszku – rzekł Harmoniusz – że nauczyłeś mnie swojej piosenki.

I pobiegł, by dołączyć do towarzyszy, którzy zbliżali się już do pałacu.

Gdy dotarli na miejsce, zostali serdecznie przyjęci i zaproszeni na ucztę w wielkiej sali, a potem stanęli przed obliczem króla.

Władca i jego małżonka siedzieli razem na tronie. Król myślał o królowej i wędrownych grajkach, a królowa o swoim dawnym domu i motylach, które goniła, kiedy była mała.

Bardowie występowali jeden za drugim.

Najstarszy zaśpiewał o bitwach i dzielnych wojakach, tak jak zapowiedział, a najmłodszy o urodziwych niewiastach, co niezmiernie spodobało się wszystkim dwórkom.

Potem przyszła kolej na Harmoniusza. Kiedy dotknął strun swojej liry i zaśpiewał, słychać było jak wieje wiatr, szumi morze i szeleszczą liście drzew. Dźwięk zaczął się wznosić i rozległ się plusk strumyka płynącego po kamieniach. Król, królowa i wszyscy dworzanie słuchali zdumieni, a Harmoniusz śpiewał coraz piękniej. Jego pieśń brzmiała jak koncert ptaków na wiosnę, aż w końcu ucichła.

Królowa zaklaskała w dłonie, a damy z jej świty zaczęły machać chusteczkami. Król zszedł z tronu i zapytał Harmoniusza, czy pochodzi on z baśniowej krainy, skoro śpiewa tak cudowne pieśni. On jednak odparł:

– Spotkałem dzisiaj trzech śpiewaków i nauczyłem się ich pieśni na szlaku.

Pozostali bardowie spojrzeli na niego zdumieni, a najstarszy rzekł do króla:

– On zmyśla. Nie słyszeliśmy po drodze żadnych piosenek.

– Z pewnością jest szalony! – wtrącił najmłodszy. – Nie spotkaliśmy w podróży nikogo.

Królowa jednak rzekła:

– To bardzo stara pieśń. Słyszałam ją, kiedy byłam dzieckiem. Mogę nawet wymienić imiona tych trzech śpiewaków.

I uczyniła to. Czy wy także je znacie?

„Dziecko musi uważnie słuchać, aby usłyszeć” (Froebel).

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.