Dawno, dawno temu żył sobie w pewnym zamorskim kraju król o imieniu René, który ożenił się z piękną księżniczką Imogen. Imogen przepłynęła morze, by dotrzeć do tego wspaniałego królestwa i wszyscy poddani powitali ją z wielką radością, ponieważ była wybranką ich władcy.
– Co mam uczynić, żeby sprawić ci dziś radość? – pytał król co rano.
Pewnego dnia królowa odparła, że chciałaby usłyszeć wszystkich wędrownych śpiewaków z całego królestwa, ponieważ podobno nie było od nich lepszych na całym świecie.
Kiedy tylko król to usłyszał, zwołał heroldów i wysłał ich do wszystkich zakątków kraju. Dęli w swoje trąbki i ogłaszali wszędzie:
– Wędrowni bardowie! Nasz miłościwy król zaprasza was na dwór na święto wiosny, żebyście wystąpili przed jego ukochaną królową Imogen.
Bardowie byli ludźmi, którzy śpiewali piękne pieśni i grali na lirach. W dawnych czasach wędrowali po okolicy od zamku do zamku, od pałacu do chaty, gdzie wszędzie chętnie ich przyjmowano.
Śpiewali pieśni o śmiałych wyczynach rycerzy, o wojnach i bitwach. Ich opowieści o myśliwych polujących w lasach, wróżkach i skrzatach były ciekawsze niż niejedna książka z bajkami. A ponieważ nie było wtedy jeszcze takich książek, wszyscy, dzieci i dorośli, zawsze cieszyli się z wizyty bardów.
Gdy wędrowni śpiewacy dowiedzieli się o zaproszeniu od króla, wyruszyli do pałacu, by dotrzeć tam na święto wiosny. Niektórzy spotkali się po drodze i podróżowali razem.
Jednym z nich był młody człowiek o imieniu Harmoniusz. Kiedy inni rozmawiali o pieśniach, które zaśpiewają, on zbierał dzikie kwiaty rosnące przy drodze.
– Zaśpiewam o bitwach i dzielnych wojakach – rzekł najstarszy bard o siwych włosach i powolnym kroku.
– A ja o niewiastach o pięknych obliczach – zapowiedział najmłodszy.
Harmoniusz szepnął nagle:
– Posłuchajcie! Co to takiego?
–?To tylko wiatr w koronach drzew – odparli pozostali. – Nie mamy czasu, żeby się zatrzymywać.
Ruszyli dalej, zostawiając Harmoniusza. Stał pod drzewami i nasłuchiwał, ponieważ dotarł do niego jakiś bardzo przyjemny dźwięk. W końcu pojął, że to wiatr śpiewa o swoich podróżach po świecie. Opowiada jak wieje nad błękitnym morzem, wznosząc fale i kołysząc białymi statkami, hula po
wzgórzach, na których drzewa mają harfy z gałęzi, i harcuje w dolinach, gdzie kwiaty tańczą wesoło w takt melodii.
Harmoniusz rozumiał każde słowo:
– Nikt mnie nie ściga tam, gdzie hulam.
Nikt nie potrafi znaleźć mnie.
Czy jestem w dolinach czy też w górach,
To tylko Ojciec w niebiosach wie.
To był refren piosenki wiatru. Bard słuchał tak długo, aż zapamiętał wszystkie słowa. Potem pobiegł naprzód i wkrótce dogonił swoich towarzyszy, którzy dalej rozprawiali o wspaniałościach, które będą na dworze.
– Zobaczymy króla i będziemy z nim rozmawiać – rzekł najstarszy z grajków.
– Ujrzymy jego złotą koronę i klejnoty królowej – dodał najmłodszy. Harmoniusz nie miał okazji opowiedzieć o pieśni wiatru, choć cały czas o niej myślał.
Ich droga wiodła teraz przez las i gdy tak rozmawiali, Harmoniusz nagle zawołał:
– Cicho! Posłuchajcie!
Ale oni odparli:
– To tylko szum potoku, płynącego po kamieniach. Lepiej śpieszmy do króla.
Harmoniusz jednak się zatrzymał, by posłuchać pieśni strumienia o podróży przez tereny porośnięte mchem i paprociami oraz zacienione ścieżki; opowieści o srebrzystych wodospadach i drodze do morza.
– Szemrząc i pluskając do morza płynę,
W słońcu i cieniu, przez gęstwinę.
Cały czas śpiewam w leśnej ciszy,
Gdyż Bóg w niebiosach zawsze mnie słyszy.
Tak śpiewał strumyk. Harmoniusz słuchał, aż zapamiętał wszystkie słowa, po czym ruszył dalej.
Kiedy dogonił swoich towarzyszy, wciąż rozprawiali o królu i królowej i nie mógł opowiedzieć im o pieśni potoku. Cały czas rozmawiali, gdy on znowu usłyszał jakiś cudowny dźwięk i zawołał:
– Posłuchajcie! Posłuchajcie tego!
– To tylko ptak! – odparli. – Śpieszmy lepiej do króla.
Harmoniusz jednak przystanął, bo ptak śpiewał tak radośnie, że bard aż sam zaczął się uśmiechać, słysząc jego głos.
Była to pieśń o zielonych drzewach, o gniazdach na gałęziach i złożonych w nich jajkach.
– Słuchajcie, jak wesoło śpiewam,
Śmigając po wysokich drzewach.
Nikogo bać się mi nie potrzeba,
Gdyż Bóg się o mnie troszczy z nieba.
– Dzięki ci, ptaszku – rzekł Harmoniusz – że nauczyłeś mnie swojej piosenki.
I pobiegł, by dołączyć do towarzyszy, którzy zbliżali się już do pałacu.
Gdy dotarli na miejsce, zostali serdecznie przyjęci i zaproszeni na ucztę w wielkiej sali, a potem stanęli przed obliczem króla.
Władca i jego małżonka siedzieli razem na tronie. Król myślał o królowej i wędrownych grajkach, a królowa o swoim dawnym domu i motylach, które goniła, kiedy była mała.
Bardowie występowali jeden za drugim.
Najstarszy zaśpiewał o bitwach i dzielnych wojakach, tak jak zapowiedział, a najmłodszy o urodziwych niewiastach, co niezmiernie spodobało się wszystkim dwórkom.
Potem przyszła kolej na Harmoniusza. Kiedy dotknął strun swojej liry i zaśpiewał, słychać było jak wieje wiatr, szumi morze i szeleszczą liście drzew. Dźwięk zaczął się wznosić i rozległ się plusk strumyka płynącego po kamieniach. Król, królowa i wszyscy dworzanie słuchali zdumieni, a Harmoniusz śpiewał coraz piękniej. Jego pieśń brzmiała jak koncert ptaków na wiosnę, aż w końcu ucichła.
Królowa zaklaskała w dłonie, a damy z jej świty zaczęły machać chusteczkami. Król zszedł z tronu i zapytał Harmoniusza, czy pochodzi on z baśniowej krainy, skoro śpiewa tak cudowne pieśni. On jednak odparł:
– Spotkałem dzisiaj trzech śpiewaków i nauczyłem się ich pieśni na szlaku.
Pozostali bardowie spojrzeli na niego zdumieni, a najstarszy rzekł do króla:
– On zmyśla. Nie słyszeliśmy po drodze żadnych piosenek.
– Z pewnością jest szalony! – wtrącił najmłodszy. – Nie spotkaliśmy w podróży nikogo.
Królowa jednak rzekła:
– To bardzo stara pieśń. Słyszałam ją, kiedy byłam dzieckiem. Mogę nawet wymienić imiona tych trzech śpiewaków.
I uczyniła to. Czy wy także je znacie?
„Dziecko musi uważnie słuchać, aby usłyszeć” (Froebel).
Maud Lindsay
Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.