Rozdział czternasty. Maryja ucieczką grzeszników

Królestwo miłosierdzia byłoby czcze, niepożyteczne i próżne, gdyby nie było takich, którzy, zostając w nędzy, ubóstwie i rozmaitych potrzebach ciała i duszy, nie potrzebowaliby tego miłosierdzia; byłoby to królestwo bez poddanych. Dlatego królestwo Maryi jest tak wielkie, jak świat cały, i liczy tyle Jej poddanych, ilu świat liczy mieszkańców. Bo czy jest ktoś na ziemi, co nie potrzebowałby pomocy, ratunku, pociechy i wspomożenia? Ach! Gdzie jest na świecie taki co by mógł zuchwale wyrzec, iż nie ma grzechu?

Niestety! Między nami, grzesznymi ludźmi, są tacy, co upadają nie z ułomności i słabości, lecz, zanurzeni w grzechach, kochają się w złym, którym są przejęci; odstąpili oni od Boga i wiary świętej, a przyćmiwszy światło, pogrążeni w ciemnościach, radośnie i wesoło chodzą po krawędzi bezdennej przepaści. Tu trzeba całej potęgi tej Królowej, aby wybawiła ich – tu trzeba całego miłosierdzia najmiłosierniejszej Matki, aby ulitowała się nad nimi. Ach! Ci nieszczęśliwi są to poddani i słudzy Maryi, a serce tej Pani tak gorąco zajmuje się nimi, że dokłada Ona największych starań, usiłowań i myśli dla ich nawrócenia. Byleby tylko sami gwałtem nie opierali się zabiegom serca Maryi, Ona ich wybawi, wyratuje – Ona uczyni ich szczęśliwymi na wieki, i będą oni najdroższymi klejnotami w koronie tej Królowej wielkiego miłosierdzia.

Pójdźże z Libanu, oblubienico moja! Będziesz ukoronowaną z łożysk lwich, z gór rysich! (Pnp 4, 8) Oto Oblubieniec chce Ją ukoronować, ale czy ta korona będzie tak ohydną i straszną?… Z lwów i tygrysów? Tak jest! Te dzikie zwierzęta puszczy uczynią koronę Maryi najjaśniejszą; imieniem ich Duch Święty oznacza grzeszników, żyjących na wzór dzikich zwierząt, bez cnoty i wiary, idących na przekór rozumowi i sumieniu za popędem najsprośniejszych namiętności. Ci grzesznicy, nawróceni i zbawieni przez miłość i miłosierdzie Maryi, zajaśnieją najświetniejszym blaskiem w koronie swojej wybawicielki! Święta Gertruda widziała raz w objawieniu Maryję, trzymającą rozpięty płaszcz, pod którym gromadziły się najsroższe zwierzęta; Ona je zwoływała, przygarniała i łagodziła, dając Świętej do zrozumienia, że są to ludzie grzeszni, których Ona pociąga do siebie, aby okazać nad nimi całą potęgę swojego miłosierdzia.

Im większy grzesznik, tym bardziej Maryja lituje się nad nim, jak i my nad naszym bratem, śmiertelnie ranionym, bardziej się litujemy, niż nad tym, który otrzymał lekkie skaleczenia. Dobra matka, patrząc na swoje dziecko, pokryte trądem, cierpiące, znękane i bliskie śmierci, zdaje się zapominać o innych swoich dzieciach, a tylko tamtemu poświęca wszelkie starania, nad nim boleje, nad nim wylewa łzy i czyni wszystko, co może, aby nie utracić swego dziecka. A oto Maryja patrzy na grzesznika, który stworzony był na obraz Boga, i widzi ten obraz tak haniebnie zeszpecony, znieważony – widzi serce grzesznika, poszarpane pociskami jego najokrutniejszego nieprzyjaciela – widzi go wiszącego nad przepaścią mąk wiecznych, z których, gdy raz w nią wpadnie, już go całe Jej miłosierdzie nie wydobędzie – widzi człowieka, to piękne dzieło wszechmocy Boskiej, i pamięta dobrze, ile boleści i krwi Syn Jej przelał za tę duszę nieszczęśliwą – widzi to swoje dziecko, które w boleściach porodziła pod krzyżem kalwaryjskim – i czy to możliwe, aby taki widok nie poruszył macierzyńskich wnętrzności Jej miłosierdzia, aby zimnym i obojętnym okiem patrzyła na zgubę i śmierć wieczną swego dziecka!?

Biedni grzesznicy! – Mają się oni za szczęśliwych, gdy mogą wygodnie jeść, pić i mieszkać w pysznych pałacach, i gdy im nie zbywa na zbytkach i wygodach; a kiedy im szczery przyjaciel przypomina o ich smutnym stanie, kiedy im kapłan ukazuje próżność i czczość tego szczęścia, śmieją się i odrzucają z pogardą jego rady oraz nauki. I na co im Pan Bóg? – Niechaj ci szukają Boga, co Go potrzebują! Im Bóg całkiem niepotrzebny! Przypomnij takim ludziom o spowiedzi, a dumnie ci odpowiedzą: „Wiem ja lepiej, co człowiek uczciwy powinien robić i jak żyć potrzeba”. Inni zaś rzekną: „Ten zakonnik, wychowany między murami klasztoru, ani wie, ani pojmuje, jakie to są rozkosze na świecie, i dlatego porównuje je z błotem, mgłą i parą”. Nie! Słowa, które my tu mówimy, to nie są nasze słowa, to słowa Boskie! A zakonnik ów mówi wam pewnie z własnego doświadczenia; może przechodził te same koleje, nim go miłosierdzie Boskie przywiodło w mury klasztorne…

Biedni grzesznicy! Oto nad wami na słabej pajęczej nitce wisi miecz zemsty Boskiej, który na jedno skinienie Boga przetnie nić waszego życia; obok was krąży, jak tygrys, przeklęty, czart czyhając na waszą duszę, gdy będzie opuszczać ciało, aby pochwycić ją w swoje szpony i wtrącić na męki wieczne; paszcza piekieł zawsze jest otwarta pod wami, zawsze gotowa was pochłonąć! Kto wam pokazał, abyście uciekali przed przyszłym gniewem Pana? (Mt 3, 7) – Ach! Kto nas obroni? Kto nas wybawi? Spieszmy! Nie traćmy ani chwili czasu, aby nie było za późno!

Ale dokąd, dokąd?

Ach! Gdzie dziecko może znaleźć pewny przytułek i ochronę jeśli nie na łonie matki? Ona jest miastem ucieczki, Ona jedyną nadzieją grzesznych! W Judei były miasta, do których jeżeli ktoś się schronił, popełniwszy w zapalczywości zbrodnię, nie mógł być już tam ścigany przez sądy i spokojnie mógł dalsze życie pędzić – choć nie wszyscy zabójcy i nie wszystkie rodzaje zbrodni miały ten przywilej. I my dzisiaj mamy takie miasto ochrony; łatwo tam każdemu się dostać, a nie ma zbrodni, która przed ścigającą ręką sprawiedliwości tam schronić by się nie mogła. Tym miastem jest serce Maryi. „Ona jest miastem ucieczki dla wszystkich, którzy się do Niej uciekają” – mówi święty Piotr Damiani. Przed urodzeniem Maryi Bóg wyrzekł, że nie ma nikogo do przebłagania Jego gniewu i wstrzymania piorunów Jego ręki: Non est, qui consurgat et teneat me – Nie ma, nikogo kto by powstał i zatrzymał mnie (Ez 22, 30). „I szukałem u nich męża, który by zastawił płot i stanął zasłoniwszy przeciwko mnie tę ziemię – i nie znalazłem żadnego”. Aż oto przyszła na ziemię Maryja!

Maryja czyni to, co zwykle czynią dobre matki, gdy dziecko, pobudziwszy gniew ojca, ucieka do niej i kryje się z bojaźni przed zasłużoną karą. Nie odtrąci go matka od siebie, ale raczej ułagodzi gniew ojca i wyprosi darowanie kary. Maryja sama tak rzekła w objawieniu do świętej Brygidy: „Ja jestem Matką wszystkich grzeszników i jestem gotowa zawsze przyjąć tych, co się do mnie uciekają, żebrząc mego miłosierdzia i obiecując poprawę”.

Ale nie sądźmy, że Maryja jest Matką grzeszników w tej myśli, iżby ich z grzechów uniewinniła i wszystko w tym celu czyniła ze swej strony, nie wymagając w tym naszego współdziałania. Ach! Taka myśl byłaby najbardziej niegodną Maryi i najbardziej dla nas zgubną! Czy możemy podobać się Maryi i być Jej miłymi, gdy przy całym naszym nabożeństwie ku Niej nie porzucamy naszych złych nałogów – gdy wzywamy kilkakrotnie na dzień imienia Jej tymi ustami, którymi znieważaliśmy Jej Syna – gdy tymi rękami, którymi krzywdziliśmy naszych bliźnich, teraz przesuwamy paciorki różańca – gdy niesiemy dary na Jej ołtarze, a wydzieramy ostatni grosz sierocie i wdowie – gdy chodzimy do kościoła, ale też całe noce spędzamy na gorszących i nieprzystojnych zabawach – gdy nazywamy Ją Matką, a nie mamy miłosierdzia nad bliźnim, nad Jej dzieckiem – gdy poświęcamy Jej serce, w którym płonie nieczysty ogień?…

Maryja dopomoże, zachęci, pociągnie nas do dobrego, wyprosi nam czas do pokuty i opamiętania się, ześle nam natchnienie i udzieli najlepszej rady, czy to przez ludzi, czy przez książki; Ona ma tysiączne sposoby i użyje tysiącznych środków, aby nas zbawić. Ale jeśli sami zechcemy się potępić, Ona gwałtem naszej woli nie zmusi, a gdy zostaniemy potępionymi, przyczyną tego będzie nie brak miłosierdzia Maryi, ale nadmiar naszej złości; bo przecież nie może się uskarżać na brak miłosierdzia ten, który tonąc wśród morza, nie chce ująć rzuconej mu liny i ginie w odmętach.

Ach! Nie zbywa Maryi na chęciach dopomożenia nam w zbawieniu, i dlatego najpierw, jak magnes pociąga żelazo, tak Ona pociąga nasze serca, aby pojednać je z Bogiem. Maryja nie pogardza nawet najgorszym, najzaciętszym, najsprośniejszym grzesznikiem, ale stara się różnymi sposobami pociągnąć go do siebie. Święty Bonawentura mówi: „Znalazła Rut łaskę w oczach Booza – znalazła Maryja łaskę w oczach Boga, aby zbierać mogła zostawione przez żniwiarzy kłoski; to jest te dusze, które już, jako niepoprawne, przez żniwiarzy dusz ludzkich są opuszczone, Ona zbierała i gromadziła do gumna Ojca Niebieskiego”.

O, Maryjo! Tu, wśród nas jest może niejeden taki opuszczony kłos, niejedna dusza nieszczęśliwa, która opierała się zacięcie wszystkim naukom, radom, przestrogom i łaskom Boga, a ze swego upadku powstać nie pragnęła i kocha się w swoim nieszczęściu! Oto ten kłos zostawiony! O, Maryjo! Nie daj mu zaginąć, ale podnieś go Twą miłosierną ręką, aby i ten kłos mógł kiedyś przeplatać koronę chwały i Twego miłosierdzia! Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.