Rozdział czternasty. Choroba i jej okoliczności

Wieczorem tej to środy (19 stycznia 1859 roku), zapytałem go, co mu jest. Odpowiedział, że nic szczególnego; jedynie robaki mu dokuczały, jak zazwyczaj. Z tego powodu podano mu właściwy płyn do wypicia. Później poszedł się położyć i spędził spokojną noc. Nazajutrz wstał o tej samej porze co jego koledzy, wziął udział w pobożnych ćwiczeniach i przyjął wraz z innymi Komunię Świętą za konających, jak miał to w zwyczaju czynić każdego czwartku. Na rekreacji, na którą się udał później, już nie mógł wytrzymać, czuł się słabo, robaki utrudniały mu znacznie oddychanie (1). Podano mu różne środki na tego typu dolegliwość, został przebadany przez lekarza, który nie wykrył żadnego objawu chorobowego i zalecił nadal stosować te same metody. Jego matka, która była wtedy w Turynie, przyjechała by go odwiedzić i sama potwierdziła, że jej syn od dzieciństwa cierpiał na tę przypadłość, i że sama podawała mu te same środki już nie raz.

W piątek rano chciał wstać, by zgodnie ze swoim zwyczajem przyjąć Komunię Świętą na cześć Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa, by otrzymać łaskę dobrej śmierci. Ale mu zakazano, ponieważ jego samopoczucie uległo pogorszeniu. A ponieważ wydalił już z organizmu znaczną ilość robaków, zalecono kontynuację leczenia i zastosowanie lekarstwa mające poprawić oddychanie. Do tej pory nie było żadnego symptomu poważnej choroby. Niebezpieczeństwo zaczęło się ujawniać, kiedy poszedłem go odwiedzić o drugiej po południu; spostrzegłem, że nie tylko miał trudności z oddechem, ale również kaszlał, a jego plwociny były zabarwione krwią. Zapytałem go, jak się czuje, a on odpowiedział, że nie odczuwa nic, tyle tylko, że jego przełyk (2) zajęty jest przez robaki. Jednak ja, zorientowałem się, że choroba zmieniła charakter i stała się bardzo groźna. Dlatego też, aby nie tkwić w niepewności, ryzykując pomyłkę w doborze leków, natychmiast wezwano lekarza.

Jego mama, poruszona duchem wiary katolickiej, zapytała go:

– Michale, zanim przyjdzie lekarz, czy nie chciałbyś się wyspowiadać?

– Tak, droga mamusiu, bardzo chętnie. Spowiadałem się już wczoraj rano, i przyjąłem również Komunię Świętą; ale skoro moja choroba się pogarsza, pragnę się wyspowiadać.

Przygotował się w ciągu kilku minut i przystąpił do sakramentu spowiedzi. Później ze spokojem powiedział śmiejąc się w obecności matki i mojej:

– Kto wie, czy moja spowiedź jest tylko ćwiczeniem dobrej śmierci (3) czy rzeczywiście nią jest…!

– A co byś wolał? – zapytałem. – Chciałbyś wyzdrowieć czy pójść do nieba?

– Bóg wie co jest lepsze dla mnie; ja pragnę robić tylko to, co Jemu się podoba.

– A gdyby Bóg dał ci wybór: wyzdrowieć czy pójść do nieba, co byś wybrał?

– Któż byłby tak szalony, by nie wybrać nieba?

– Pragniesz więc iść do nieba?

– Oczywiście, że tego pragnę! Pragnę tego z całego serca i o to właśnie od pewnego czasu bez przerwy proszę Boga.

– Kiedy chciałbyś tam pójść?

– Poszedłbym natychmiast, gdyby taka była wola Boża.

– To dobrze. Powiedzmy wszyscy razem: niech w każdej rzeczy, w życiu i w śmierci, będzie wypełniana święta i uwielbienia godna wola Boga.

W tej chwili przybył lekarz i postawił diagnozę, że choroba zupełnie zmieniła charakter:

– To poważne – powiedział – fatalne krwawienie dochodzi do klatki piersiowej i nie wiem czy znajdziemy na to sposób.

Zrobiono wszystko, na co tylko nauka pozwalała w takich okolicznościach: zastosowano upuszczanie krwi, środki przeciwbólowe, spróbowano wszystkiego, by odwrócić okropne krwawienia, które groziły odcięciem oddechu. Nic nie pomogło.

O dziewiątej wieczorem (21 stycznia 1859 roku), sam wyznał, że chciałby jeszcze raz przyjąć Komunię zanim umrze. „Tym bardziej, że nie mogłem przystąpić do Komunii rano.” Nie mógł się doczekać kiedy przyjmie Jezusa, do którego od dawna zbliżał się z przykładową częstością.

Na początku obrzędu, powiedział do mnie przy innych obecnych osobach: „Proszę mnie polecić modlitwom moich kolegów; niech proszą żeby Jezus w Hostii był prawdziwie moim Wiatykiem, by mi towarzyszył w drodze do wieczności”. Gdy przyjął świętą Hostię, wspomagany przez inną osobę, zaczął jak zawsze składać dziękczynienie.

Po upływie kwadransa przestał powtarzać modlitwy, które mu podsuwano; a jako że nie wymawiał już ani jednego słowa, sądziliśmy, że nagle stracił przytomność. Ale po paru minutach twarz mu zajaśniała i jak gdyby żartując uczynił znak, żeby go posłuchano i powiedział: „Na niedzielnym bileciku, był błąd. Napisano: «Na sądzie, będę sam z Bogiem». A to nieprawda, że będę sam, Najświętsza Panna, będzie tam również, aby mnie wesprzeć. Teraz nie mam już czego się obawiać; w drogę więc, skoro trzeba. Najświętsza Panna w swej osobie chce mi dotrzymać towarzystwa na sądzie”.

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Wydaje się, że Michel Magon zmarł z powodu przekrwienia płucnego. Nieco dalej przeczytamy diagnozę lekarską.

(2) Zgodnie z zaleceniami don Caviglii umieszczonymi w pamiętniku, który nie został wydany, stomaco, tłumaczy się tu jako przełyk.

(3) Don Bosko nazywał „ćwiczeniem dobrej śmierci” skupienie, do którego zachęcał chłopców każdego miesiąca. Mieli się wyspowiadać, tak jakby to zrobili przed śmiercią.

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.