Recenzja książki Louisa de Wohla “Łagodne światło”

Skończyłam czytać “Łagodne światło” Louisa de Wohla.

Autor nakreśla w powieści obraz wydarzeń politycznych w jakie obfitowały czasy św. Tomasza z Akwinu i które miały wpływ na jego życie i życie jego rodziny. Na tym żywym i bogatym tle różnych wydarzeń, krucjat, wojny cesarza z papieżem, wojen domowych, ale także ludzkich pojedynczych losów, przedstawiona jest historia Tomasza jak i jego najbliższych, na których miał wpływ i z którymi jego losy ściśle się przenikały. Prosty język powieści mający zainteresować wielu odbiorców prosto przemawia. Jednak im głębiej wchodzi się z fabułę, tym bardziej z poziomu opisu zdarzeń i ludzi autor wnika w osobowość i atmosferę Tomasza. Subtelnymi obrazami pokazuje postać teologa i filozofa, jego osobowość.

Kiedyś odbierałam osoby święte jako całkowicie odrealnione, niezwyczajne, posągowe nieosiągalne ideały ze spiżu. Tymczasem książka ta, pod prostotą powieściowego opisu ukazuje ludzkie oblicze tego wielkiego świętego. Spod pióra ukazuje się osoba bardzo łagodna. Słowo: pokorny w dzisiejszym wypaczonym znaczeniu nie pasuje do tego upartego człowieka, w którego osobie współistnieje wola jak stal z miłością i dobrocią dla każdego. Potęga rozumienia i wiedzy z życzliwą pokorą i dobrocią wobec drugiego człowieka. Widać jego promieniowanie na inne, także bardzo znaczące osoby. Wokół niego zakwitają kolejne dusze przeniknięte miłością Boga. Mistrzostwem autora jest opis, w jakim, nie powtarzając argumentacji Tomasza, z punktu widzenia innej osoby, prostej, nie znającej filozofii i argumentacji jaką posługiwał się Tomasz, ukazuje sposób myślenia tego dominikanina. Ani jednej zaczepki pod adresem tych, którzy usiłowali doprowadzić do kasacji zakonu, ani jednej krytycznej uwagi na temat autorów opracowania mającego zakonowi zaszkodzić, tylko merytoryczna rozbiórka zarzutów, aż do ukazania ich nicości, przewrotności i nieprawdy.

Jakże to inne od dzisiejszego okładania się “heretykami”, “niszczycielami Kościoła” jakie widzimy w religijnych potyczkach obrońców takich czy innych wartości. Argument dotyczący prawdy i fałszu nie dotykający osób, nie poniżający personalnie nikogo, taka – nie szukająca siebie – była wiedza Tomasza z Akwinu. Nie udowadniał niczego dla samego siebie. Udowadniał dla samej prawdy, co pozwalało mu nikogo nie traktować jak osobistego wroga… poza momentem gdzie osoba była także nosicielem grzechu i gdzie łagodność dla osoby byłaby narażeniem na grzech. Ale wtedy nie walczył z osobą ale z grzechem, który ona niosła, by go nim pokonać.

“… A pośród tych uczuć przewijała się dziwna myśl, żywa jak srebrna rybka, która zdawała się nie mieć żadnego związku z sytuacją: że w niebie muszą mieć nienaganne maniery”.

Mądrość nie chełpiąca się sobą tylko szukająca Prawdy. Miłość nie szukająca siebie tylko szukająca swojej pełni a nie tylko swojej, ale każdego człowieka, z którym Tomasz w miłości Boga, był złączony.

Im bliżej końca, narasta odczucie, jakby osoba Tomasza udzielała autorowi swojego coraz bardziej mistycznego przeżycia, które pisarz coraz dokładniej ukazuje. Przeniknięcie świętego Tomasza miłością i obecnością Boga aż do mistycznego zjednoczenia z Osobą, w którą poprzez adorację, i pracę rozumu wpatrywał się coraz doskonalej jest widoczne i dominujące na ostatnich kartkach powieści. Czeka się niecierpliwie, wiedząc, że Tomasz odchodzi a jednocześnie tęskni się, kiedy to się dzieje. Pozostaje smutek, jak po odejściu miłej i koniecznej osoby, jakby czegoś naprawdę nam w życiu zabrakło…

Ze wzruszeniem zakończyłam czytać tę książkę. Nie zamierzam jej nikomu dawać w prezencie, jeszcze do niej zatęsknię, i wtedy dobrze będzie mieć ją pod ręką.

Ewelina Anna Syzdek

Źródło: Facebook WDS