Pisarz niesłusznie i celowo zapomniany. “Puszcza” Józefa Weyssenhoffa

Proza powieściowa Żeromskiego, Reymonta, Berenta – to najwyższe osiągnięcia tego gatunku literackiego w czasach Młodej Polski. Jest to klasyka, przykład, po który sięgali inni. Zaznaczyć też trzeba, że w czasach modernizmu wydawali swe utwory przedstawiciele poprzedniego pokolenia – Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa.

W ogóle, okres literacki Młodej Polski odznacza się rozkwitem prozy zarówno ilościowym, jak i jakościowym. Bowiem wyżyn, na jakie powieść wynieśli mistrzowie, dosięgnąć pragnęli inni pisarze.

Żeromskiemu, Berentowi, Reymontowi towarzyszyła cała plejada powieściopisarzy, obejmująca około dwudziestu nazwisk – zarówno artystów wysokiej próby, jak i rzemieślników pióra, pospolitych producentów towaru powieściowego przeznaczonego do prasy codziennej i periodycznej oraz dla czytelników książek udostępnionych przez wypożyczalnie prywatne.

Niekiedy dzieła ich poczytano za utwory znakomite, choć wartość ich z biegiem lat całkowicie wyblakła lub też – na odwrót – z perspektywy lat dopiero dostrzega się ją u innych tam, gdzie współcześni dojrzeć jej nie umieli.

Wszystkich ich łączy to, że żaden z nich nie zaważył decydująco na rozwoju powieści młodopolskiej. A jednak z biegiem lat zauważamy, że niektórzy z nich zostali niesłusznie zapomniani. Czytając ich utwory spostrzegamy, jak niesprawiedliwie czas z nimi się obszedł. Słowa te dotyczą też pisarza, o którym mowa będzie w tej pracy. Mam tu na myśli Józefa Weyssenhoffa. Arystokrata i ziemianin, ostatni starej daty szlachcic, miał własną, ciekawą drogę do twórczości literackiej.

Urodził się 8 kwietnia 1860 roku we wsi Kolano na Podlasiu. Był synem Michała barona Weyssenhoffa i Wandy z hrabiów Łubieńskich. Wychował się w tradycjach zamożnej i wysoko skoligaconej rodziny ziemiańskiej na Wileńszczyźnie. Ukończył gimnazjum w Warszawie, później studiował prawo na Uniwersytecie Dorpackim w latach 1879–1884. Tak o swych studiach pisał sam autor: „Z rozpędu… zapisałem się do uniwersytetu w Dorpacie na wydział prawny, stosowny podobno do stanu obywatelskiego, zamiast studiować raczej filologię, sanskryt, gramatykę porównawczą, które by mi tyle przysług mogły oddać w późniejszym życiu! To też traktowałem «prawo» bardzo niedbale, studiując pilniej wybujałe życie burszowskie w niemieckim podówczas Dorpacie, upajając się obyczajami miniaturowej, wolnej republiki studenckiej… Ale nie złorzeczę bynajmniej tym czterem latom niemal straconym dla nauki, lecz bogatym w doświadczenia towarzyskie, a nawet społeczne”. Więc Weyssenhoff używał życia jak mógł. Nabrał doświadczenia towarzyskiego, obserwował środowisko, weselił się. Znalazło to swój wyraz w twórczości. Weyssenhoff pobłażliwie traktuje tych bohaterów, którzy właśnie biorą od życia wszystkie jego radości.

Po studiach osiadł na wsi w odziedziczonych Samoklęskach na Podlasiu: stał się „obywatelem” według utartego typu. Sam Weyssenhoff nazywa ten okres swego życia najbardziej jałowym. Zajęcia gospodarskie nie pasjonowały go. Często jeździł do Warszawy; pochłaniało go życie towarzyskie. Ożenił się z córką znanego żydowskiego przemysłowca i potentata finansowego Aleksandrą Blochówną. Zapisał się też do ekskluzywnego Klubu Myśliwskiego, którego członkiem był przez kilkanaście lat. Zrobił to w celu zyskania wesołej kompanii, udziału w komforcie i zabawach, także przez naśladownictwo, gdyż wielu jego znajomych uczyniło to samo. Niemal równocześnie zaczął zajmować się literaturą, chociaż wiersze pisał od wczesnego dzieciństwa: „Od wczesnego dzieciństwa pełen byłem zapału i czci dla powołania pisarza, które wydawało mi się raczej kapłaństwem, niż karierą”. Słowa te zarazem świadczą, jak wysoko cenił Weyssenhoff działalność pisarską. Odsyłają one nas jakby w inną epokę, w epokę romantyzmu, kiedy to właśnie rolę kapłanów narodu odgrywali tacy pisarze jak Mickiewicz, Słowacki, Krasiński. To porównanie nie jest bezpodstawne, gdyż związki Weyssenhoffa z romantyzmem są bezsporne i zaświadczone w twórczości pisarza. Nieraz Weyssenhoff cytuje Mickiewicza i odwołuje się do jego utworów.

Od 1891 roku wydawał własnym kosztem „Bibliotekę Warszawską”, zajął się jej redagowaniem. Podróż do Grecji w 1892 roku ostatecznie ugruntowała zamiłowania literackie i artystyczne Weyssenhoffa. Stał się koneserem i zbieraczem dzieł sztuki oraz rzadkich druków. Później, po utracie majątku, żył ze sprzedaży tych dzieł. Drukował w „Bibliotece Warszawskiej”, „Tygodniku Ilustrowanym”, „Kurierze Warszawskim” nowele, poezje, przekłady i artykuły krytyczne. W 1893 roku został wybrany wiceprezesem Towarzystwa Zachęty do Sztuk Pięknych. Talent dyplomatyczny Weyssenhoffa i pewne znajomości w Petersburgu zdecydowały, że wdał się on w działania polityczne. W 1894 roku udał się do Petersburga w składzie delegacji przedstawicieli ziemiaństwa i kół wielkoprzemysłowych. Zanim car przyjął deputację, jego stryjeczny brat wygrał od Weyssenhoffa jednej nocy około czterystu tysięcy rubli w czasie jednej partii pokera, rozegranej w petersburskim Jacht-Clubie. Wielka przegrana nadwerężyła jego majątek, rozbiła małżeństwo, ale zadecydowała, że został faktycznie zawodowym literatem, utrzymującym się wyłącznie z pisania. Wyzwolenie z obowiązków „obywatelskich” i rodzinnych rozpaliło zainteresowanie Weyssenhoffa własną twórczością, jako możliwością osiągnięcia pełnej satysfakcji życiowej.

Pierwszą powieścią, jaka wyszła spod pióra Weyssenhoffa był Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego (1894). Dzieło to, niezwykle dojrzałe, w chwili swego pojawienia się uznane było za doniosłe wydarzenie literackie. Była to, rzadka w literaturze polskiej, próba powieści ironicznej, „podstępny panegiryk”, jak ją sam określił autor. W powieści tej autor ukazał portret pasożyta obracającego się w środowisku arystokracji i plutokracji. Termin „podfilipszczyzna” stał się na pewien czas synonimem snobistycznej blagi i pomysłowego, a pozbawionego skrupułów karierowiczostwa społecznego. Wszyscy krytycy przyznają, że Podfilipski jest dziełem wspaniałym i bardzo znaczącym w literaturze polskiej. „W Podfilipskim w sposób wyjątkowo wyraźny ujawniły się najbardziej cenne przymioty pisarskiego talentu Weyssenhoffa: niezwykły dar obserwacji, wychwytujący każdy gest, słowo i każdy fałsz, demaskujący istotę rzeczy ukrytą za mylącym pozorem, wysoką kulturę literacką, wyrażającą się w doskonałej precyzji i przejrzystości języka, wreszcie świetną, wyrafinowaną ironię, tak znakomicie utajoną, że tym bardziej druzgocąco celną”.

Po niej przyszły następne, ale żadna, oprócz być może Sobola i panny, już nie dorównała świetnemu debiutowi.

W ogóle, utwierdziło się przekonanie, że nad całym dorobkiem literackim Weyssenhoffa górują właśnie te dwa dzieła, w których bez reszty wypowiedziała się jego indywidualność. Inne utwory tego pisarza oceniano różnie.

Następne powieści Weyssenhoffa powstałe po Podfilipskim – Sprawa Dołęgi i Syn marnotrawny – kontynuowały tę krytyczną linię pisarza wobec warstwy, którą sam reprezentował, ukazywały jej wewnętrzne schorzenia, niedołęstwo, śmieszność, chciwość, egoizm, amoralizm. W ów świat pełen wad autor wprowadzał jednocześnie pozytywne postacie wyróżniające się czystością i poczuciem obowiązków wobec swego narodu i swego kraju.

Twórczość pisarska Józefa Weyssenhoffa poszła w kierunku tradycji realizmu i tendencji. W krytyce literackiej termin „tendencja” służył przede wszystkim do opisu i postulowania utworów literackich o dydaktycznym profilu. Ukształtował się ten termin w XIX wieku wraz z rozpoczęciem się doby pozytywizmu. Tworzona też była koncepcja pozytywnego bohatera. Tendencyjny poemat, dramat, romans – są to utwory napisane w celu obudzenia w widzach lub czytelnikach sympatii dla pewnej doktryny religijnej, społecznej, etycznej, politycznej itd. Tendencja, jako żywioł nieartystyczny, obniża i wypacza wartość dzieła sztuki.

Weyssenhoff wyszedł ze szkoły Sienkiewicza. Pierwsze jego nowele zdradzały ową zależność od mistrza. Z biegiem czasu przybył też wpływ pisarzy francuskich. Jeżeli mówić o wzorach Weyssenhoffa, to wspomnieć tu należy takich pisarzy jak Anatol France, Hipolit Taine, z krajowych oprócz Sienkiewicza byli Bolesław Prus, Stefan Żeromski, cenił Reymonta za Chłopów. W każdym razie przewagę mieli tu klasycy prozy realistycznej, oni bowiem odpowiadali temperamentowi pisarza. Natomiast wrogo był nastawiony wobec nowych kierunków znamionujących nową epokę; choć można dostrzec, zwłaszcza w początkowym okresie twórczości, próbę przyjęcia niektórych nowych tendencji i związania ich z tradycją romantyczną. U Weyssenhoffa nie było pełnej uległości wobec prądu panującego w okresie młodości (pozytywizm) oraz poczucia wspólnoty z pokoleniem, do którego należał (Młoda Polska). Pamiętać trzeba, że dojrzewanie i konkretyzacja zainteresowań literackich przypadły u naszego bohatera na okres późnego pozytywizmu, a był rówieśnikiem pokolenia twórców Młodej Polski.

Obcy był Weyssenhoffowi duch końca wieku, niezrozumiałe przewrażliwienie, stany nerwowości i nieokreślonych tęsknot.

Weyssenhoff nie przeprowadzał długotrwałych studiów nad tematami swych powieści, czerpiąc materiał do nich z codziennej obserwacji środowiska, z którego pochodził i „jakkolwiek nad pogłębieniem ich zawartości ideowej nie pracował, tkwiła ona bowiem w samych tematach, to przecież kładł znaczny wysiłek w opanowanie formy swych dzieł, w podporządkowywanie jej składników treściowych. Stąd niemal każda jego powieść, ograniczona do ram jednego tomu, stanowiła całość dobrze zbudowaną, zwartą i zwięzłą, na rzecz bowiem zwartości i zwięzłości gotów był zrezygnować nawet z pomysłów wysoce efektownych”.

Całą twórczość Weyssenhoffa można podzielić na dwa nurty: satyryczno-obyczajowy i polityczno-tendencyjny. Do pierwszego nurtu należały trzy pierwsze jego powieści, o których mowa była wyżej. Do drugiego należą prawie wszystkie powieści, powstałe po 1905 roku, kiedy to Weyssenhoff powziął zamiar ukierunkować umysły mas we właściwym, jego zdaniem, kierunku. Chciał pouczyć i wskazać właściwą drogę. Ten drugi przejawił się zwłaszcza w drugiej połowie drogi twórczej pisarza. Do tego nurtu należy też powieść Unia (1910), dotycząca problemu ruchu odrodzenia narodowego Litwinów. Poza owymi nurtami znajdują się powieści Soból i panna (1911) oraz Puszcza (1914), w których sprawy polityczne i społeczne zeszły na plan dalszy lub w ogóle zostały pominięte. Wszystkie wspomniane tu powieści – Unię, Sobola i pannę oraz Puszczę łączy jeden wątek.

Wątkiem tym jest Litwa. Akcja wspomnianych powieści rozgrywa się na Litwie – etnograficznej (Unia, Soból i panna) oraz historycznej, na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego (Puszcza). Wszystkie te „litewskie” powieści różnią się między sobą – tematy są inne, inne intencje autora. Puszcza, a jeszcze bardziej Soból i panna, to piękne „obrazy” ukazujące przyrodę Litwy… Natomiast Unia jest propagandową powieścią polityczną… na stronicach Unii znajdziemy też wspaniałe opisy przyrody…

Zainteresowanie Weyssenhoffa Litwą jest sprawą oczywistą i niepodlegającą wątpliwości. Dowodem jego miłości do tej krainy jest korespondencja, wystąpienia publiczne oraz twórczość pisarza. W dzieciństwie oraz w czasach studiów na wakacje jeździł na Litwę. Weyssenhoff wiedział, że nigdzie nie mógłby tak silnie doznać pełni życia jak na Litwie. Nigdy nie zazdrościł przyjaciołom turystycznych wrażeń z atrakcyjnych pobytów za granicą w sławnych uzdrowiskach.

Gdy miał szesnaście lat, pisał do przyjaciela: „Wuj Mieczysław zlitował się nad moją nędzą i pożyczył mi swoją lefoszówkę na dwa miesiące. Kupiłem już amunicję potrzebną. – Dzisiaj wyjeżdżamy o jedenastej wieczorem. Pojutrze rano ockniemy się… w Litwie!!! W kowieńskiej guberni!! W Tarnowie! Wiesz, że Ci nie zazdroszczę Twoich wakacji, bo choć nie wiem nawet, gdzie jedziesz, z pewnością nie jedziesz na Litwę”.

W posiadaniu rodziny Weyssenhoffów były dwa folwarki – Jużynty i Tarnów – położone w powiecie jezioroskim, zamieszkałym przez ludność litewską, nieznającą języka polskiego. Pradziad Józefa, Michał zbudował w Jużyntach kościół, który to opisał w swych powieściach pisarz.

Letnią siedzibą Weyssenhoffów był Tarnów, odległy od Jużynt o kilka wiorst, a obraz którego pisarz dał nam w Unii, przedstawiając Wiszuny. Tu odbywały się spacery, gościny, wieczory z tańcami. Odbywały się też wyprawy myśliwskie. Właśnie w Jużyntach szesnastoletni Józef ustrzelił pierwszego w swym życiu głuszca, a rok później na błotach Szepety (opisanych w Sobolu i pannie) zestrzelił wiele pardw, cietrzewi, dubeltów. Te właśnie przeżycia myśliwskie stały się podstawą przy opisywaniu przeżyć i łowów bohatera Sobola i panny.

Nie obeszło się bez przeżyć miłosnych. Anna Rentt i Wanda Węcłanowicz były „sprawczyniami” wielu utworów lirycznych i pozostały upamiętnione w młodzieńczej poezji Weyssenhoffa.

Weyssenhoff u schyłku swej twórczości pisał: „Pociągał mnie zwłaszcza przemożnie «kraj mój młodości szczęśliwej » – ziemia kowieńska, kraj pagórków i jezior, teren dzikiego myślistwa, przy tym gniazdo ojców i dziadów, otoczone kochanym sąsiedztwem we dworach, a pięknym ludem po chatach. Chociaż większą część życia od lat dziecięcych spędziłem w Królestwie, powracałem co roku do wsi litewskiej. Jużynty, nasz majątek dziedziczny, był mi od lat najwcześniejszych kątem ziemi osobliwym, gdzie mieszkały zdrowie, spokój, przyjazna z ludźmi zażyłość, gdzie przez powietrze i przez serca wiało szczęście”. Właśnie o tym szczęśliwym kraju, a raczej o tym, jak ten kraj odmalował Weyssenhoff pójdzie mowa poniżej.

Weyssenhoff często i chętnie przyjeżdżał do Litwy nie tylko w czasie studiów. Kochał ten kraj, a szczególnie jego przyrodę. Gdy doszły do niego wiadomości o ruchu narodowym Litwinów, Weyssenhoff przejrzał do czego może to doprowadzić i zajął się czynnie antyakcją skierowaną przeciwko ruchowi. Jeździł na Litwę, rozmawiał, perswadował, ale: „Nie miałem nadziei przekonania ich, ani przegadania, ile że nie jestem uzdolniony do improwizacji oratorskiej, do wieców i propagandy. Chwyciłem za moją broń zwykłą – i napisałem książkę, gdzie owe dyskusje rozwinąłem w scenach i w logice faktów”. Tak powstała Unia. Miała ona przekonać Polaków i Litwinów do zapomnienia krzywd i ponownego złączenia się w unii…

„Litewskie” powieści Weyssenhoffa zajmują ważne miejsce w jego twórczości. Może nie wszystkie na jednakowym poziomie artystycznym się znajdują, ale wszystkie na swój sposób są atrakcyjne, ciekawe i godne uwagi – czy to ze względu na styl i język lub też ze względu na temat, który poruszają. Stanowią one oddzielny cykl. Wszyscy krytycy literatury, zarówno przychylni Weyssenhoffowi, jak i nieprzychylni, zwracali uwagę na wspaniały styl języka tego pisarza. Był on świetnym stylistą. „Powieści Weyssenhoffa zalecają się wykwitem formy, wzorowanej zrazu na Sienkiewiczu, a następnie na wytwornym i lekkim stylu współczesnych prozaików francuskich, przy czym staje Weyssenhoff w rzędzie najlepszych polskich stylistów, będąc zręcznym causerem, mistrzem dialogów, doskonałym znawcą i subtelnym szydercą arystokratycznych salonów i wreszcie niezrównanym malarzem przyrody w powieści”. Irena Szypowska pisała: „Weyssenhoff ceniony był zawsze jako «poeta przyrody», świetny malarz środowisk i postaci oraz znakomity stylista, władający polszczyzną co najmniej doskonałą jak Sienkiewiczowska”. Bardzo często porównywano Sienkiewicza i Weyssenhoffa, nadając temu pierwszemu miano mistrza, drugiemu zaś ucznia. Nasuwa się tu niepoparte faktami spostrzeżenie – w twórczości Sienkiewicza Litwa też odegrała ważną i znaczącą rolę i była nieraz terenem akcji w powieściach pisarza. Podobnie było u Weyssenhoffa, chociaż bezpośrednich wpływów nie doszukałem się.

Unia była powieścią najmniej udaną ze wszystkich trzech, ale poruszyła bardzo ważny temat. Tymczasem powieści, określone przez nas mianem „przyrodniczych”, nie poruszały tematów globalnych, nie opisywały rzeczy nadszczegółowych, a jednak ich wynik jest o wiele bardziej doniosły, a znaczenie o wiele większe. Mam na myśli tu raczej Sobola i pannę niż Puszczę, gdyż ta ostatnia była wtórną względem cyklu myśliwskiego i nie odznaczała się oryginalnością. Tymczasem Sobola i pannę można zaliczyć do arcydzieł opisów przyrody. Piękny język, wykwintne metafory, niezrównany styl – wszystko to przepełnia strony powieści. Przez utwór płyniemy jak po rzece, spokojnie, bez wstrząsów. Istnieje pełna harmonia pomiędzy człowiekiem a przyrodą, porządek, który trwa i będzie trwać zawsze. Nawet wątek miłosny jest podporządkowany tej harmonii, nie wybija się on poza zaznaczone granice, ma rozwiązanie zabarwione tragizmem, ale spokojne.

Czy należy „wskrzeszać” Weyssenhoffa? Jak już mówiłem pisarz ten był przez dłuższy czas zapomniany. Jego twórczość nie odpowiadała wymaganiom, stawianym przez następujące epoki. Na ocenie całości dorobku pisarskiego Weyssenhoffa zaciążyło nieprzychylne na ogół przyjęcie jego powieści politycznych. Zupełnej aprobaty doczekały się one jedynie w kręgach sprzymierzeńców ideowych. Miał na swym koncie pisarz też wiele słabych utworów. Ale nie sposób pominąć, badając literaturę polską, takich dzieł jak Podfilipski i Soból i panna, nie sposób zapomnieć o stylu tego pisarza, o jego umiejętności rysowania i rozumienia arystokracji, o jego talencie opisywania przyrody. Twórczość każdego pisarza ma prawo być badana i interpretowana. Czasami, czego nie dostrzegą współcześni, docenią przyszłe pokolenia (przykład Norwida).

Może nas zaciekawić stopień popularności książek tego pisarza. Należy zaznaczyć, że był on jednym z najchętniej czytanych pisarzy swego czasu. Z czasem, gdy utracił swe majątki dziedziczne, twórczość literacka stała się dla Weyssenhoffa podstawą zapewniającą utrzymanie, świadectwem popularności tego pisarza, a przede wszystkim oficjalnym wyrazem uznania były nagrody, które on otrzymywał kilkakrotnie, za nowelę Pani Teodora, za Sobola i pannę oraz inne.

W 1923 roku Weyssenhoff został zaliczony w poczet Kawalerów Orderu Odrodzenia Polski, w 1932 roku odznaczony orderem Legii Honorowej. Na pisarza sypało się moc zaproszeń na różne uroczystości, prośby o wystąpienie, udział w obchodach, w odsłonięciach, w jubileuszach. Z okazji dwudziestopięciolecia jego twórczości ofiarowano jubilatowi mieszkanie w Bydgoszczy. Z okazji czterdziestolecia Komitet Jubileuszowy opublikował odezwę, rozpoczynającą się następującymi słowami: „Ten z największych, jakich w piśmiennictwie mamy i mieliśmy, najdrogocenniejszej spuścizny naszego piśmiennictwa i polskości spadkobierca najprawowitszy Józef Weyssenhoff obchodzi czterdziestolecie pracy dla literatury”. Wszystko, co napisał i przeznaczył do druku, zostało wydane. Do 1932 roku dziesięć spośród czternastu utworów miało co najmniej dwa wydania książkowe, a Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego i Sobola i pannę drukowano osiem razy. Dwukrotnie za życia pisarza ukazywały się zbiory jego dzieł. Bardzo wysokie były nakłady powieści tego autora. Soból i panna osiągnęła nakład 56785 egzemplarzy, Podfilipski – 40350, Puszcza – 34450. Podobny do Puszczy nakład miały Syn marnotrawny i Unia. Dużo też było przekładów na języki obce. Tłumaczono jego książki na niemiecki, rosyjski, angielski, czeski i wiele innych.

Marek Pszczołowski

Książkę możesz kupić tutaj.