Posłaniec Króla. Rozdział trzeci

Życie było trudne do zniesienia – dlatego że najwyraźniej nikt już nie odróżniał dobra od zła. Szaweł przemierzał swój pokój przy ulicy Tkaczy, do której przynależał w naturalny sposób, ponieważ tkanie i wyrabianie namiotów było jego wyuczonym rzemiosłem, pracą zapewniającą mu utrzymanie, rzeczą dobrą i potrzebną.

Jego ojciec zawsze powtarzał: „Mężczyzna musi nauczyć swojego syna rzemiosła: kto nie uczy syna rzemiosła, uczy go złodziejstwa”. A rabbi Gamaliel się z nim zgadzał: „Nauka Prawa wraz z rzemiosłem jest dobrą rzeczą – kto jest zajęty obiema, zapomina o grzechu. Sama nauka Prawa niepowiązana z pracą jest próżna i pobudza do grzechu”.

Cytaty, cytaty… ale gdzie byli ci mądrzy mężczyźni, kiedy należało bronić Prawa przed tymi, którzy chcieli je zniszczyć? Kiwali się na boki, chrząkali, wzdychali i wzruszali ramionami, mówili o ostrożności i nieodpowiednim momencie. Tak robił Kohen Gadol… i rabbi Gamaliel, a każdy z nich miał swój powód. Kohen Gadol bał się Rzymu. Rabbi Gamaliel wydawał się bać Boga. Jakby Bóg mógł być przeciw własnemu Prawu! „Bądź uczniem Aarona, kochaj pokój i czyń pokój – powiedział – i przyciągaj ludzi do Prawa”. To był jeden z jego ulubionych cytatów, Szaweł słyszał go parę razy. Gamaliel starzał się. Starsi ludzie zawsze są ostrożni. Ostrzegali go: „Nie działaj pod wpływem impulsu”, ponieważ sami żadnych impulsów już nie odczuwali.

Czy powinniśmy byli wybrać szkołę Szammaja zamiast Gamaliela, szkołę Hillela Starszego? Ale to nie miało już znaczenia. Potrzebował sojuszników. Jeśli szkoła Szammaja mogła mu ich dać, przyjmie ich, nawet gdyby nie zgadzali się w wielu kwestiach, ważnych kwestiach, które się jednak nie liczyły, kiedy wszystko było zagrożone.

Kohen Gadol zaniedbał sprawę Izraela. Ale czego innego można było się spodziewać po saduceuszu? „Nie może rządzić miłość ani nienawiść”! Człowiek bez miłości i nienawiści nie jest już człowiekiem. Jest bezduszny. Ale saduceusze nie wierzyli przecież w duszę nieśmiertelną. Jednak co innego mogło zostać stworzone przez tchnienie samego Boga?

Ale faryzeusze też krzyczeli zamiast walczyć. Kto zatem miał bronić sprawy Boga atakowanego w Prawie Bożym?

Czy znowu mogło być tak, jak w dawnych czasach, gdy ludzi prowadził młody mężczyzna? Kiedy Dawid przybył, by ocalić swojego króla, nie był nawet młodym mężczyzną tylko chłopcem.

A może była to próżność? Niech Bóg broni, by głowa myślała o Prawie, a serce o własnej chwale!

W końcu zaczął odmawiać psalm o poświęceniu Bożemu Prawu, cały, od alef do tau. Kołysząc się w przód i w tył, smakował słodycz słów, które zdawały się potwierdzać każdą jego myśl.

„O Panie, jesteś sprawiedliwy i wyrok Twój jest słuszny.
Swoje postanowienia dałeś sprawiedliwie
i z pełną wiernością.
Gorliwość mnie pożera,
bo moi przeciwnicy zapominają o Twoich słowach.
W ogniu wypróbowana jest Twoja mowa
i sługa Twój ją miłuje.
Ja jestem mały i wzgardzony:
nie zapominam o Twych postanowieniach.
Twa sprawiedliwość to wieczna sprawiedliwość,
a Prawo Twoje jest prawdą.
Spadły na mnie strapienia i ucisk,
rozkoszą moją są Twoje przykazania”.

Kiedy doszedł do ostatnich słów, już wiedział, co musi zrobić.

***

Rabbi Szczepan nie mógł przyjąć go od razu. Był zajęty wydawaniem czegoś, co wyglądało na niekończący się strumień koszy pełnych jedzenia równie niekończącemu się strumieniowi kobiet. W każdym koszu był chleb i ryby, oliwa i owoce, a rabbi błogosławił je przed podaniem do rąk skwapliwie wyciągających się spod szat. Własne dłonie rabbiego były drobne i białe, niemal kobiece, ale mimo szczupłej budowy wyglądał na silnego. Jego gęste brwi i broda miały rudawy połysk.

– Wybacz mi – powiedział, kiedy ostatnia z kobiet odeszła – ale najpierw musiałem je obsłużyć. Nie sądzę, że przyszedłeś po kosz jedzenia, i nie wyglądasz na człowieka, na którego pytania można odpowiedzieć prostym „tak” lub „nie”. Twój ubiór zdradza, że jesteś faryzeuszem. Kto jest twoim nauczycielem?

– Rabbi Gamaliel. Jestem Szaweł z Tarsu.

– Gamaliel… czy on cię do mnie przysyła? – Oczy Szczepana błyszczały radosnym oczekiwaniem.

– Nie.

Blask w oczach zgasł.

– Wejdź do mojej pracowni – rzekł rabbi.

Pracownia była skromnym pomieszczeniem z jednym oknem. Przez niezasłonięte wejście dobiegały krzyki handlarzy i hałasy bawiących się na ulicy dzieci.

– Usiądź – powiedział rabbi Szczepan. – Wyglądasz na bardzo zmartwionego. W czym mogę ci pomóc?

Szaweł popatrzył na niego twardym wzrokiem.

– Możesz umrzeć.

Szczepan uniósł krzaczaste brwi.

– Przeszedłeś mnie zabić? – W tym pytaniu nie było strachu, nawet zaskoczenia. Równie dobrze mógłby spytać, czy Szaweł przyszedł w jakiejś drobnej sprawie. – Nie sądzę – podjął. – Jesteś sam, nieuzbrojony i nie wyglądasz na szaleńca.

– Jest inna droga – rzekł obojętnym głosem Szaweł. – Możesz zawrócić tych, których wywiodłeś na manowce tam, gdzie jest ich miejsce. Na początek Józefa z Cypru.

– Teraz nazywa się Barnaba. Dobrze go znasz?

– Jest… był… moim przyjacielem. Wtedy mówił jak dobry Żyd i rozsądny człowiek. Teraz, gdy omotałeś jego duszę, zachowuje się, jakby był pod urokiem. Jesteś jego demonem…

– Nie mieszajmy do tego uroków i demonów – zaoponował Szczepan.

– Jak inaczej można wytłumaczyć taką zmianę? A ty wiesz, jak rzucać uroki. Słyszałem kiedyś, jak przemawiałeś w synagodze Cylicjan. Jesteś w grupie uczniów wyznających nauczanie Nazarejczyka Jeszui. Czy zaprzeczysz?

– Niech Bóg mnie broni – rzekł wesoło Szczepan. – Chlubię się tym i niczym więcej.

Szaweł pokiwał głową.

– Takim mniej więcej językiem mówi teraz Józef.

– To język tych, którzy rozpoznali Mesjasza.

Szaweł zerwał się na nogi.

– Rabbi Szczepanie, jak możesz wierzyć, że Nazarejczyk był Mesjaszem? Coś takiego można wmówić amhaarecowi, ale nie tobie. Studiowałeś Pismo. Musisz być mądrzejszy.

– Wierzę – odparł Szczepan, a w jego głosie pobrzmiewał teraz stalowy ton – wierzę niezachwianą wiarą, że Jeszua z Nazaretu jest Mesjaszem.

Przez głowę Szawła przebiegło tyle argumentów, że aż się skrzywił z bólu, nie mogąc wyłożyć wszystkich naraz. Zalały jego umysł i walczyły teraz między sobą, żeby się z niego wydostać.

– Po kolei – rabbi Szczepan wyrzekł te słowa spokojnie, jakby Szaweł był jego uczniem i musiał sformułować wypowiedź we właściwym porządku.

– Mesjasz – odparł Szaweł, z trudem łapiąc oddech – nie mógł przybyć z Nazaretu. Według proroka Micheasza miał się narodzić w Betlejem.

– I właśnie tam się narodził. Dorastał w Nazarecie.

– Miał być z rodu Dawida…

– I był. A według proroka Zachariasza miał wjechać do Jerozolimy na grzbiecie oślęcia i tak też uczynił.

– Mesjasz – Szaweł podniósł głos – miał być poprzedzony przez Eliasza.

– I tak też się stało. Pojawił się zwiastun Pana. Był głosem na pustyni, wołającym, byśmy przygotowali drogę Panu i dla Niego prostowali ścieżki. Był prześladowany i zamordowano go, tak jak prześladowano i zamordowano wszystkich proroków.

– Mówisz o Janie, którego nazywali Chrzcicielem, nie o Eliaszu.

– Jan spełnił rolę Eliasza. Sam Jeszua nam to powiedział. Eliasza też widziano i potwierdza to trzech żywych naocznych świadków.

Szaweł podniósł obie ręce.

– Rabbi Szczepanie, modlę się do naszego Pana, by dał mi cierpliwość do słuchania ciebie. Mesjasz ma zmienić świat. Przynieść trwały pokój. Uczynić imię Izraela wielkim i panować nad wszystkimi narodami. Czy coś takiego się stało?

– Stanie się.

– Ale Nazarejczyk nie żyje i umarł na krzyżu. Czy nie wiesz, co Pismo mówi o człowieku powieszonym na szubienicy? Ciąży na nim klątwa, mówi Prawo.

– Mesjasz wybawił nas od klątwy Prawa. Nigdy nie poznał grzechu, lecz Bóg uczynił Go grzechem dla nas, byśmy się mogli w Nim przemienić w świętość Boga. A Mesjasz żyje, bardziej niż ty. Powstał z martwych.

– Zatem śnisz – zadrwił Szaweł. – Ale w moim śnie wciąż są tu Rzymianie i nie jesteśmy panami we własnym kraju. Kohen Gadol, choć to może wydać się dziwne, śni tak samo. Powiedział mi o tym.

– Poszedłeś do Kohena Gadola? – zapytał szybko Szczepan.

Szaweł przygryzł wargę.

– Czy to coś złego, że Żyd odwiedza arcykapłana?

– W zasadzie nie – uśmiechnął się smutno Szczepan. – Ale to on skazał Jeszuę w niesprawiedliwym procesie. To on przekazał największego człowieka, jaki narodził się kiedykolwiek w Izraelu, rzymskim władzom, by wykonały wyrok. Mesjasz kazał nam miłować naszych nieprzyjaciół. To trudny nakaz, szczególnie wtedy, kiedy nasi nieprzyjaciele są także Jego nieprzyjaciółmi. Niech Bóg im przebaczy. Oczy nie widzą, uszy nie słyszą…

– Nazywasz mnie ślepym?

– Tak, Szawle. I nadejdzie dzień, kiedy sam to sobie uświadomisz. Ślepy. Mesjasz przyszedł, wypełnił wszystko, co przepowiedzieli prorocy, a ty nadal nie widzisz. Poczytaj, co pisze Izajasz o sprawiedliwym słudze, którego poprowadzą jak baranka na rzeź, zostanie zabity za nasze grzechy, ale przez jego cierpienie będziemy uzdrowieni. Czytaj, Szawle, czytaj. A co do Rzymu, Mesjasz go podbije.

– Jak?

– Przez tych, którzy w Niego wierzą.

– Czyli przez ciebie? – zadrwił Szaweł. – Jesteś dowódcą na wojnie, rabbi Szczepanie?

– Mesjasz nie podbije go drogą wojny, choć poleje się dużo krwi, tak jak Jego krew musiała zostać przelana na odkupienie ciebie i mnie.

– Nie mnie! – krzyknął Szaweł. – To, co mówisz, to mrzonki. Podbić Rzym! Ty i ten rybak z Galilei, i te kobiety, którym dajesz chleb jedną ręką i fałszywą doktrynę drugą! Wyśmieją was w Rzymie, a ja śmiałbym się teraz, gdyby nie myśl o ludziach, których sprowadziliście na manowce.

Rabbi Szczepan zdawał się nie słuchać.

– Rzym – powiedział – pojadę do Rzymu, kiedy przyjdzie czas, i do Aten, i do Efezu, do wszystkich krajów stąd aż do Słupów Herkulesa. I wszędzie będę głosił chwałę, która wyszła spomiędzy nas…

– Jesteś szalony – wymamrotał Szaweł. – Szalony… – Nie mógł jednak oderwać wzroku od twarzy Szczepana, wyrazistej bladej twarzy z dziwnie jasnymi oczami. Po raz pierwszy zauważył uderzające podobieństwo do własnej, prawie jakby to była jego twarz… mógłby się w niej przeglądać jak w lustrze. To Szaweł, który zbłądził, pomyślał. Bóg pokazuje mi Szawła, który zbłądził.

– Jesteśmy narodem wybranym – powiedział Szczepan mocnym, równym głosem. – Wybranym, by dać całemu światu Szemę. „Słuchaj Izraelu, Pan nasz Bóg jest jeden”. I wybranym, aby dać światu Mesjasza, by wszyscy zostali przez niego uzdrowieni, jeśli w Niego uwierzą i pokłonią się Jego imieniu.

Szaweł starał się panować nad sobą. Oczy mu się zwęziły.

– A dlaczego myślisz, że osiągniecie to, czego nie mógł zrobić sam Nazarejczyk?

– Czego nie zrobił – poprawił go Szczepan. – Mógł wszystko.

– Bluźnisz.

– Na pewno nie. Moc Boża może czynić wszystko, a moc Boża była w nim. Nie zrobił tego sam, ponieważ Jego zadaniem było umrzeć za ciebie i za mnie, abyśmy mogli zostać odkupieni. I dlatego, że chce, byśmy sami też coś zrobili. – Szczepan uśmiechnął się. Teraz wyglądał bardzo młodo, jak młody wojownik szykujący się do bitwy. – Zostawił nam zadanie – podjął. – Możemy zrobić coś dla Niego. Dla mnie to najważniejsze i dla ciebie też powinno być, Szawle. Wydajesz mi się człowiekiem czynu.

Szaweł cofnął się o krok.

– Niech Bóg broni, bym miał mieć coś wspólnego z waszymi błędami.

– Nie usłyszałeś ode mnie ani jednego słowa, którego nie powinien słyszeć dobry Żyd – odparł Szczepan. – To, co ci powiedziałem, jest prawdą, a Jeszua obiecał, że prawda nas wyzwoli.

– Wyzwoli od czego? – warknął Szaweł. – Domyślam się, że nie od Rzymian. Może od Prawa?

– Mesjasz nie przyszedł, by znieść Prawo, tylko by je wypełnić. I to uczynił.

– Też coś! Ty chcesz znieść Prawo!

– Prawo jest tylko po to, Szawle, by dać nam pełną świadomość grzechu. Jednak wszyscy zgrzeszyliśmy i potrzebujemy Bożej chwały. I dlatego Bóg ofiarował nam bezinteresowny dar – swoją łaskę przez Pomazańca i w Nim. Mesjasz jest najwyższą ofiarą…

– Co ty mówisz?

– Bóg nie przyjmie nikogo tylko dlatego, że przestrzega Prawa.

– Jak śmiesz! – wykrzyknął Szaweł. – Nie będę cię dłużej słuchał. Nazwałeś mnie człowiekiem czynu. Będę działał. – Ruszył w stronę drzwi.

– Czyżby doszło do tego, że człowiek, który chce bronić Prawa, nie chce już słuchać Pisma? – zapytał Szczepan.

Szaweł zatrzymał się.

– Jest napisane – ciągnął Szczepan – „Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językiem swoim knują zdradę, jad żmijowy pod ich wargami, ich usta pełne są przekleństwa i goryczy; ich nogi szybkie do rozlewu krwi, zagłada i nędza są na ich drogach…”.

Szaweł odwrócił się i uciekł. Wciąż słyszał ścigający go młody, silny głos:

– Droga pokoju jest im nieznana…

Potem znalazł się poza jego zasięgiem.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Posłaniec Króla.