Pius XII. Oggi, al compiersi – O obronie cywilizacji chrześcijańskiej

Orędzie radiowe Ojca Świętego Piusa XII w piątą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej z dnia 1 września 1944 roku.

Obrona cywilizacji chrześcijańskiej

Dziś, kiedy już piąty rok dobiega do końca od chwili wybuchu tej wojny, ludzkość ogląda się wstecz, aby rzucić okiem na zalaną łzami i krwią drogę, przebytą w udręczeniu w okresie tego ponurego pięciolecia historii, i wzdryga się na widok przepaści nędzy, w którą wtrącił ją duch gwałtu i panowanie przemocy. Nie dając się jednak przygnębić wspomnieniami przeszłości, szuka ona skwapliwie przyczyn tej tak smutnej katastrofy duchowej i materialnej, zdecydowana przedsięwziąć jak najskuteczniejsze środki przeciw powtórzeniu się w innej formie straszliwej tragedii.

Wiele zacnych umysłów, wstrząśniętych widokiem tylu ruin, budzi się jakby z dręczącego snu i pragnie znaleźć także na innych polach – dotychczas nawzajem od siebie oddzielonych i odległych – współpracowników, towarzyszy drogi i walki o wielkie dzieło odbudowy świata, podważonego w samych swoich podstawach i rozdartego w swoich najgłębszych spojeniach.

Nic oczywiście bardziej naturalnego, nic odpowiedniejszego, i nic – z uwzględnieniem pewnych nieodzownych zastrzeżeń – bardziej obowiązkowego!

U tych, którzy się szczycą imieniem chrześcijan i życiem całkowicie zgodnym z prawami Chrystusa, i wyznają wiarę w Niego, to usposobienie i ta gotowość do wspólnej pracy w duchu prawdziwej jedności braterskiej nie kieruje się tylko poczuciem moralnego obowiązku sumiennego wypełnienia powinności obywatelskich; ono się wznosi do godności postulatu sumienia, podtrzymywanego i rządzącego się miłością Boga i bliźniego, sumienia, któremu dodają mocy ostrzegawcze znaki chwili obecnej i natężony wysiłek, wymagany do ocalenia narodów.

Zegar historii wybija dzisiaj godzinę ważną, decydującą dla całej ludzkości.

Świat wczorajszy legł w gruzach. Zobaczyć jak najrychlej podźwignięcie się z tych ruin świata nowego, zdrowszego, pod względem prawnym lepiej uporządkowanego i bardziej zgodnego z wymaganiami natury ludzkiej: oto cel wzdychań umęczonych narodów.

A jacy będą budowniczowie, którzy wykreślą zasadnicze plany nowej budowli, i jacy myśliciele, którzy jej nadadzą ostateczny charakter?

Czy miejsce bolesnych i zgubnych błędów przeszłości zajmą może inne, nie mniej opłakania godne, i tak bez końca świat będzie się przerzucał z jednej krańcowości w drugą? Czy też może dzięki zabiegom rozumnych rządców narodów wahadło zatrzyma się na kierunkach i rozwiązaniach, które nie sprzeciwiają się prawu Bożemu i nie zadają gwałtu sumieniu ludzkiemu, a przede wszystkim chrześcijańskiemu?

Od odpowiedzi na to pytanie zależy los cywilizacji chrześcijańskiej w Europie, a nawet w świecie całym. Cywilizacji, która nie rzuca cienia na te wszystkie szczegółowe i tak zróżnicowane formy życia obywatelskiego w jakich się przejawia właściwy charakter każdego narodu ani im nie przeszkadza, ale przeciwnie wszczepia się w nie i ożywia w nich najbardziej wzniosłe zasady etyczne, a mianowicie prawo moralne, wypisane przez Stwórcę w sercach ludzkich (por. Rz 2, 15) prawo natury, pochodzące od Boga, oraz podstawowe prawa i nienaruszalną godność osoby ludzkiej. Aby zaś lepiej skłonić wolę do ich zachowania, cywilizacja wlewa poszczególnym ludziom, całym narodom i całej wspólnocie ludów owe wyższe siły, których żadna moc ludzka nie zdoła nawet w przybliżeniu udzielić, chroniąc je, na podobieństwo sił przyrody, od trujących zarodków, które zagrażają porządkowi moralnemu, i nie dopuszczając do jego zburzenia.

Stąd to pochodzi, że cywilizacja chrześcijańska, nie przyduszając ani nie osłabiając zdrowych pierwiastków najróżnorodniejszych kultur rodzimych, uzgadnia je w rzeczach istotnych, stwarzając w ten sposób na szeroką skalę jedność uczuć i prawideł moralnych – najmocniejszą podstawę prawdziwego pokoju, społecznej sprawiedliwości i braterskiej miłości pomiędzy wszystkimi członkami wielkiej rodziny ludzkiej.

Ostatnie wieki były świadkami, jak w jednej z tych ewolucji pełnych sprzeczności, od których roi się w historii, systematycznie podważane były same podstawy cywilizacji chrześcijańskiej, z drugiej strony jednak, jak dziedzictwo jej rozszerzało się zawsze wśród wszystkich narodów. Europa i inne części świata, choć w różnym stopniu, dotychczas jeszcze żyją tymi siłami żywotnymi i tymi zasadami, które im myśl chrześcijańska przekazała w dziedzictwie, jakby w jakiejś duchowej transfuzji krwi.

Niektórzy zapominają o tym cennym dziedzictwie, zaniedbują je, a nawet odpychają; ale sam fakt dziedziczenia pozostaje. Syn może się wyprzeć swej matki, nie przestaje on jednak tym samym być z nią złączony węzłami biologicznymi i duchownymi. Podobnie i dzieci, które się oddaliły lub odwróciły od domu rodzicielskiego, zawsze mimo to odczuwają, czasem może nieświadomie, jakby jakiś zew krwi, echo owego chrześcijańskiego dziedzictwa, które niejednokrotnie w postanowieniach i w działaniu powstrzymuje je od zupełnego poddania się panowaniu i kierownictwu fałszywych pojęć, których rzeczywiście lub tylko intencjonalnie są zwolennikami.

Przenikliwość, poświęcenie, odwaga, geniusz wynalazczy, poczucie miłości braterskiej wszystkich dusz prawnych i uczciwych, zadecydują, w jakiej mierze i do jakiego stopnia myśl chrześcijańska będzie miała możność utrzymywać i podtrzymywać olbrzymie dzieło odbudowy życia społecznego, gospodarczego i międzynarodowego, według planu, który by nie był sprzeczny z religijną i moralną treścią cywilizacji chrześcijańskiej.

Dlatego to do wszystkich Naszych Synów i Córek na całym świecie, jak również i do tych, co choć nie należą do Kościoła katolickiego, ale poczuwają się do łączności z Nami w tej godzinie nieodwołalnych może decyzji, kierujemy usilne wezwanie, ażeby liczyli się z niezwykłą powagą obecnej chwili i aby rozważali, jak, niezależnie od wszelkiej współpracy z innymi odmiennymi dążnościami ideologicznymi i prądami społecznymi, współpracy, podjętej niekiedy z pobudek czysto przypadkowych, wierność dla dziedzictwa cywilizacji chrześcijańskiej i jej dzielna obrona przeciwko prądom bezbożnym i antychrześcijańskim, jest podstawą, której nie można nigdy poświęcić dla żadnej przejściowej korzyści, dla żadnej zmiennej rachuby.

Wezwanie to, które, jak ufamy, znajdzie przychylny odgłos w milionach dusz na ziemi, zmierza w pierwszym rzędzie do rzetelnej i skutecznej współpracy we wszystkich tych dziedzinach, w których powstania zdrowszego ustroju prawnego w szczególniejszy sposób domaga się sama myśl chrześcijańska. Odnosi się to zwłaszcza do całokształtu owych doniosłych zagadnień, które dotyczą stworzenia ustroju gospodarczego i społecznego bardziej zgodnego z odwiecznym prawem Bożym i bardziej odpowiadającego godności ludzkiej. W takim ustroju myśl chrześcijańska widzi jako zasadniczy składnik podniesienie proletariatu, podniesienie, którego urzeczywistnienie, zdecydowane i wielkoduszne, każdemu prawdziwemu uczniowi Chrystusa przedstawia się nie tylko jako postęp doczesny, ale także jako dopełnienie obowiązku moralnego.

Niektóre strony zagadnienia gospodarczego i społecznego

Po gorzkich latach niedostatku, ograniczeń, a przede wszystkim bolesnej niepewności, ludzie oczekują pod koniec wojny gruntownego i ostatecznego polepszenia tak smutnych warunków życia.

Obietnica mężów stanu, przeróżne pomysły i projekty uczonych i znawców, wzbudziły wśród ofiar niezdrowego ustroju gospodarczego i społecznego złudne oczekiwanie całkowitego odrodzenia świata i podniecone nadzieje na tysiącletnie królestwo powszechnej szczęśliwości. Nastrój taki stwarza podatny grunt dla szerzenia haseł bardziej radykalnych, przysposabia umysły do zrozumiałej, choć nierozsądnej i nieuzasadnionej niecierpliwości, która niczego sobie nie obiecuje po reformach organicznych, natomiast wszystkiego oczekuje od gwałtownych przewrotów.

W obliczu tych biegunowo przeciwnych dążności, chrześcijanin, który poważnie zastanawia się nad nędzą i potrzebami swego czasu, w wyborze środków zaradczych wiernie się trzyma prawideł wskazanych mu przez doświadczenie, zdrowy rozsądek i chrześcijańską etykę społeczną, jako podstawy i zasady wszelkiej słusznej reformy.

Już Nasz Poprzednik, nieśmiertelnej pamięci Papież Leon XIII, w swej słynnej encyklice Rerum novarum wygłosił zasadę, że dla każdego zdrowego ustroju gospodarczego “nietykalność własności prywatnej stanowi pierwszy fundament”.

Jeżeli prawdą jest, że Kościół zawsze uznawał “naturalne prawo do posiadania prywatnej własności i do przekazywania jej drogą spadku”, to rzeczą nie mniej pewną jest, iż ta własność prywatna jest w szczególniejszy sposób naturalnym wynikiem pracy i owocem wytężonej działalności człowieka. Nabywa on ją dzięki swej energii woli, aby swym wysiłkiem zapewnić i polepszyć byt sobie i swojej rodzinie oraz stworzyć dla siebie i dla swoich najbliższych pewien zakres słusznej wolności, nie tylko gospodarczej, ale także politycznej, kulturalnej i religijnej.

Sumienie chrześcijańskie nie może przyjąć i uznać za sprawiedliwy takiego ustroju społecznego, który zasadniczo przeczy lub w praktyce czyni niemożliwym albo też zgoła nieużytecznym przyrodzone prawo do własności prywatnej, czy to gdy chodzi o dobra spożywcze, czy o środki produkcji.

Sumienie to nie może również przyjąć tych systemów, które uznają wprawdzie prawo własności prywatnej, ale mają o nim zupełnie błędne pojęcie i w skutek tego stoją w sprzeczności z właściwym i zdrowym ustrojem społecznym.

Dlatego to Kościół potępił np. “kapitalizm”, o ile opiera się on na podobnie błędnych pojęciach, roszcząc sobie nieograniczone prawo do własności prywatnej, bez obowiązku podporządkowania się pod wspólne dobro: jest to bowiem sprzeczne z prawem natury.

Istotnie patrzymy wciąż, jak rosnące rzesze robotników stają nieraz wobec nadmiernie nagromadzonych dóbr gospodarczych, które kryjąc się często pod anonimowymi formami, uchylają się od ciążących na nich obowiązków społecznych i niemal stawiają robotnika wobec niemożliwości zdobycia jakiejkolwiek realnej własności.

Widzimy, jak mała i średnia własność, coraz to bardziej ściskana i zmuszana do coraz to cięższej walki obronnej, i to bez nadziei pomyślnego wyniku, szczupleje i traci na sile w życiu społecznym.

Widzimy, jak z jednej strony wielkie bogactwa opanowują gospodarstwo prywatne i publiczne, a często także i działalność obywatelską; z drugiej zaś widzimy liczne rzesze tych, co pozbawieni wszelkiego, bezpośredniego czy pośredniego zabezpieczenia życia, przestają się interesować prawdziwymi wyższymi wartościami ducha, zamykają swe serce na szlachetne pragnienia rzeczywistej wolności i przystają do byle jakiej partii politycznej, zaprzedając się w niewolę pierwszego lepszego, który im przyrzeknie chleb i święty spokój. A smutne doświadczenie poucza, do jakiego to okrucieństwa w podobnych wypadkach zdolna jest ludzkość nawet w czasach dzisiejszych.

Broniąc więc zasady prywatnej własności, Kościół ma na względzie cel etyczno-społeczny. Nie zamierza wcale podtrzymywać obecnego stanu rzeczy, jak gdyby dopatrywał się w nim wyrazu woli Bożej; ani też nie myśli popierać bogacza i możnowładcy przeciwko ubogiemu i nieposiadającemu: przeciwnie! Od samych początków swego istnienia brał on w opiekę słabego i uciśnionego przeciwko tyranii możnych oraz bronił zawsze słusznych żądań wszystkich zrzeszeń robotniczych przeciwko wszelkiej niegodziwości. Ale Kościół zmierza raczej do tego, aby instytucja własności prywatnej była taką, jaką powinna być według zamiarów mądrości Bożej i wymagań natury ludzkiej: mianowicie czynnikiem porządku społecznego, konieczną przesłanką ludzkich poczynań, bodźcem do pracy na rzecz życiowych celów doczesnych i nadprzyrodzonych, a co za tym idzie, wolności i godności człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, Który od samego początku oddał mu panowanie, dla jego własnego pożytku, nad rzeczami materialnymi.

Odbierzcie jeno robotnikowi nadzieję zdobycia czegoś na własność osobistą: jakąż inną naturalną pobudkę będziecie mogli mu ofiarować celem zachęcenia go do wytężonej pracy, do oszczędności, do powściągliwości, kiedy dzisiaj niemało ludzi i narodów utraciwszy wszystko nie ma już nic, prócz osobistej zdolności do pracy? Czy może warto pozostać przy gospodarce wojennej, dzięki której w pewnych krajach władza państwowa ma w ręku wszystkie środki produkcji i zaopatruje wszystkich we wszystko, ale pod batem twardej dyscypliny? Albo też ulec dyktaturze jednej grupy politycznej, która rozporządzać będzie, jako klasa panująca, środkami produkcji, ale równocześnie także i chlebem, a tym samym i wolą pracy poszczególnych jednostek?

Polityka społeczna i gospodarcza, działalność regulacyjna państwa, gmin, instytucji zawodowych zdołają osiągnąć na stałe swój wysoki cel, jakim jest prawdziwy rozwój życia społecznego i normalna wydajność gospodarki narodowej, pod warunkiem jednak, że będą szanowały własność prywatną, i że będą broniły żywotnej funkcji, jaką ta własność posiada dla osoby i społeczeństwa. Kiedy podział własności staje się przeszkodą do tego celu – co zresztą niekoniecznie i nie zawsze ma swe źródło w rozmiarach własności prywatnej – państwo może w interesie ogólnym wkraczać, ażeby ustalić normy korzystania z niej albo też, jeśli w inny sposób nie da się godziwie zaradzić, nakazać wywłaszczenie za odpowiednim odszkodowaniem. Z tego samego powodu mała i średnia własność w rolnictwie, w rzemiośle i rękodzielnictwie, w handlu i przemyśle powinna czuć się bezpieczna i doznawać poparcia; związki spółdzielcze powinny jej zapewnić korzyści, jakie daje wielkie przedsiębiorstwo; tam, gdzie wielkie przedsiębiorstwa jeszcze dzisiaj okazują się bardziej produktywne, należy dać robotnikowi możność uzgodnienia kontraktu pracy z kontraktem spółki.

A niech nikt nie mówi, że postęp techniczny przeciwstawia się takiemu urządzeniu, i że swoim niepohamowanym prądem pcha cały rozwój w kierunku olbrzymich przedsiębiorstw i organizacji, wobec których ustrój społeczny, oparty o własność prywatną poszczególnych jednostek, nieuchronnie musi runąć. Nie! Postęp techniczny bynajmniej nie decyduje o życiu gospodarczym jakby jakieś fatalne i konieczne zjawisko. Zbyt często uginał się on posłusznie wobec egoistycznych rachub ludzi chciwych nadmiernego przyrostu kapitałów; dlaczegoż by więc nie miał ugiąć się także wobec konieczności utrzymania i zabezpieczenia dla wszystkich własności prywatnej, tego kamienia węgielnego ustroju społecznego? Także postęp techniczny, jako zjawisko społeczne, nie powinien mieć przewagi nad dobrem ogólnym, ale na odwrót, być ku temu dobru skierowany i jemu podporządkowany.

U kresu tej wojny, która wstrząsnęła wszystkimi przejawami życia ludzkiego i rzuciła je na nowe drogi, zagadnienie przyszłego ukształtowania ustroju społecznego wywoła zaciętą walkę pomiędzy różnymi kierunkami, walkę, w której chrześcijańska myśl społeczna mieć będzie trudne, ale jakże szlachetne posłannictwo wykazania i udowodnienia teoretycznie i praktycznie zwolennikom innych nauk, jak na tym właśnie polu, tak ważnym dla pokojowego rozwoju ludzkiego współżycia, wymagania prawdziwej słuszności i zasady chrześcijańskie mogą połączyć się w ścisły związek, z którego zrodzi się zbawienie i dobro wszystkich tych, co umieją wyzbyć się uprzedzeń i namiętności, a dać posłuch nauce prawdy.

Żywimy ufność, że Nasi wierni synowie i córki katolickiego świata, szermierze chrześcijańskiej myśli społecznej, przyczyniacie, choćby za cenę znacznych wyrzeczeń, do postępu w kierunku sprawiedliwości społecznej, której łaknąć i pragnąć muszą wszyscy prawdziwi uczniowie Chrystusa.

Rozważania na temat miłości

Wzywanie wszystkich chrześcijan do czujności i pogotowia wobec ogromnych obowiązków w niedalekiej już, jak się zdaje, przyszłości, nie powinno zamykać Nam oczu na dotkliwe braki obecne. I niechaj nikt nie dziwi się, jeśli, ogarniając równą miłością wszystkie narody na świecie, Nasza troska w tej dziedzinie i w tym czasie w szczególniejszy sposób kieruje się w stronę Włoch i Rzymu.

Bezpośrednie działania wojenne, które zniszczyły wielką część ziemi włoskiej, są już dziś daleko od Wiecznego Miasta. Skutki jednak walki, czy to bezpośrednie czy pośrednie, bynajmniej jeszcze nie ustały. Miasto, które Maria – Salus Populi Romani – Matka Bożej Miłości, ochroniła w chwili niebezpieczeństwa, nie rozbrzmiewa już więc od grzmotu bitew. Ale walka z nędzą i głodem, bezrobociem i brakami gospodarczymi w wielu okolicach Włoch przybrała takie rozmiary, że szybka i skuteczna pomoc, zwłaszcza w obliczu zimy, staje się nieodzowna.

Każdy dobrze zdaje sobie sprawę, jak rzeczywiście w czasie wielkich wojen wszelkie inne względy i rozważania muszą zazwyczaj ustępować miejsca twardym koniecznościom natury wojskowej. Z drugiej jednak strony, każdy, kto nie daje się powodować jakimiś jednostronnymi celami, ale zdaje sobie sprawę z bezwzględnej konieczności zaspokojenia również podstawowych potrzeb życia obywateli, przyzna i uzna, jak szkodliwy i zgubny wpływ na dostarczenie i zdobycie po rozumnych cenach dostatecznych środków żywności wywarły systematyczne rekwizycje, wywiezienie lub zniszczenie cennych środków przewozowych. Każdy również pojmuje, do jakiego stopnia ten nienormalny stan, łącznie z równie na szeroką skalę zakrojonym zniszczeniem, rekwizycją i wywiezieniem środków produkcji, wywołał zastój w życiu gospodarczym, zastój, którego oddziaływanie na materialną i duchową stronę ludności staje się z dniem każdym coraz bardziej znamienne i groźne.

Nie jałowe oskarżenia podadzą środek zaradczy przeciwko złemu, ale szczera i szlachetna współpraca tych wszystkich, którzy mają możność i władzę służyć interesom kraju. Czyż nie jest może rzeczą upragnioną, aby w pracy dla wspólnego dobra wzięły udział osoby uczciwe, godne, doświadczone, szczere i wolne od wszelkiej skazy występku lub rzeczywistych nadużyć, chociażby nawet w przeszłości były w obozie przeciwnym politycznie? To niechybnie także utorowałoby drogę do zjednoczenia umysłów.

Żaden naród wyczerpany i upadający pod ciężarem nieszczęść fizycznych i moralnych nie jest zdolny podźwignąć się o własnych siłach.

Z drugiej jednak strony żaden naród, słusznie dbający o honor, nie zechce wyczekiwać swego odrodzenia jedynie od obcej pomocy, a nie również od wysiłku swojej woli i swojej energii.

Dlatego My, znając otchłań nędzy, w jaką popadły rozległe przestrzenie Włoch przede wszystkim przypominamy tym, którzy w samym kraju posiadają nagromadzone i obfite zapasy żywności, obowiązek niechowania ich, przez chciwość większego zysku, przed tymi, którzy cierpią głód. Tacy niech pamiętają o strasznych karach, jakimi Sędzia odwieczny grozi tym, co nie mają miłosierdzia dla cierpiącego współbrata. Następnie zwracamy się z wezwaniem do narodów, których stan gospodarczy nie został zasadniczo nadwyrężony przez wojnę, o pospieszenie ludności włoskiej z tą pomocą, jakiej potrzebować będzie zwłaszcza w początkowym okresie swego odrodzenia, w granicach oczywiście możliwości i nie odbierając tego, co się należy także innym narodom równie zbiedniałym.

Szczerze uznajemy to, co już zostało zrobione – a wiemy, że jeszcze więcej zamierza się zrobić w tym kierunku przez mocarstwa sprzymierzone, jak również chętnie doceniamy wysiłki dokonane przez władze włoskie. Nikt bardziej niż My, którym troski Urzędu Apostolskiego pozwalają lepiej poznać cierpienia ubogich i uciśnionych, nie czuje w sercu najgłębszej wdzięczności dla wszystkich, we Włoszech i zagranicą; rządów, episkopatu, kleru, świeckich, co dopomagali i dopomagają do osiągnięcia tak szlachetnego celu. Jeśli, niestety, nie było dla Nas dotychczas możliwym otrzymać do użytku żaglowców czy innych statków celem przewiezienia środków żywności i celem odwiezienia uchodźców do ich ziemi, to jednak mamy nadzieję uzyskania wkrótce innych środków, aby nieść ulgę w wielu nieszczęściach. I jak w przeszłości, tak również na przyszłość będziemy głęboko wdzięczni tym wszystkim, którzy Nam umożliwią złagodzić bolesny brak proporcji pomiędzy szczupłością Naszych własnych zasobów a bezmierną wielkością najbardziej palących potrzeb.

W udzielaniu pomocy jednemu narodowi przez drugi, jakie rozpoczęło się już w czasie wojny, nawet w skromnych możliwościach, na jakie ona pozwala, witamy obudzenie się poczucia szlachetności, nie mniej wzniosłego z ludzkiego punktu widzenia, jak politycznie mądrego, poczucia, które w gorączce walki w namiętnej obronie sprzecznych interesów może osłabnąć, ale nie może całkiem wygasnąć, i które, jako oparte na samej naturze i na chrześcijańskim pojęciu życia, powinno później w całej pełni wrócić do czci, skoro tylko miecz dokończy swego twardego dzieła.

Rozważania na temat pokoju

Niczego bez wątpienia goręcej nie pragniemy, jak oglądania znowu, oby jak najprędzej, brzasku tego dnia, w którym ustanie szczęk oręża, a tak wielkiej części umęczonej ludzkości, będącej już prawie u kresu swoich sił fizycznych i moralnych, przywrócony będzie pokój, bezpieczeństwo i pomyślność.

Niezliczona ilość serc wzdycha za tym dniem, jak rozbitkowie na morzu za ukazaniem się gwiazdy porannej. Nie mniej jednak wielu już teraz widzi, że przejście od gwałtownej burzy do wielkiej ciszy pokoju może być jeszcze męczące i przykre; pojmują, że etapy drogi, od ustania kroków wojennych do ustalenia się normalnych warunków życia, mogą ukrywać większe trudności, niżby kto przypuszczał. I dlatego tym konieczniejszą jest rzeczą, aby wśród ludów powstało silne poczucie solidarności, celem szybszego i trwałego uleczenia świata.

Już w Naszym wigilijnym przemówieniu 1939 roku przewidywaliśmy stowarzyszenie międzynarodowych organizacji, które, unikając usterek i braków przeszłości, byłyby rzeczywiście zdolne zabezpieczyć pokój według zasad sprawiedliwości i słuszności, przeciw możliwym groźbom na przyszłość. Ponieważ dzisiaj w świetle tak strasznych doświadczeń pragnienie podobnej nowej ogólnej instytucji pokojowej coraz bardziej skupia uwagę i troski mężów stanu i ludów, My chętnie wyrażamy na nią Naszą zgodę i życzymy, aby urzeczywistnienie jej odpowiedziało w jak najszerszym zakresie wysokiemu celowi, jakim jest zachowanie z korzyścią dla wszystkich spokoju i bezpieczeństwa na świecie.

Nikt jednak może z takim upragnieniem nie wzdycha za końcem wojny i za odrodzeniem wzajemnej zgody między narodami, jak te miliony jeńców wojennych i internowanej ludności cywilnej, zmuszonych przez wojnę do spożywania twardego chleba niewoli lub do przymusowych robót na obcej ziemi. Boleść z powodu przewlekającego się oddalenia od matek, od żon, od dzieci, z powodu długiego rozdziału od wszystkich kochanych osób i przedmiotów, przybija ich i wyczerpuje, pogłębiając w ich duszach żywe odczucie załamania się i opuszczenia, o którym pojęcie może sobie wyrobić tylko ten, kto potrafi przeniknąć do głębi ich udręczenie serca. A ponieważ ta wojna, z tym wszystkim, co się z nią z konieczności lub skutkiem czyjej samowoli łączy, doprowadziła do największej i najtragiczniejszej wędrówki ludów, jaką zna historia, będzie to dziełem wysoce ludzkim, odpowiednim bezstronnej sprawiedliwości i dążącej do porządku mądrości, żeby tym nieszczęśliwym nie pozwolić czekać dłużej, niż tego wymagać będzie ścisła konieczność, na wyzwolenie i tak już aż nadto długo odwlekane.

Tego rodzaju rozwiązanie, które naturalnie nie wykluczałoby pewnych środków ostrożności, jakie uważać się będzie za konieczne, byłoby dla tylu biedaków pierwszym promykiem słońca wśród ciemnej mocy, symbolicznym zwiastunem nowej ery, w której w miarę wzrastającego uspokojenia umysłów wszystkie narody miłujące pokój, wielkie i małe, potężne i słabe, zwycięskie i zwyciężone, mieć będą udział nie mniej w prawach i obowiązkach, jak i w dobrodziejstwach prawdziwej cywilizacji.

Miecz może, a niekiedy, niestety, nawet musi otworzyć drogę do pokoju.

Cień miecza ciążyć może także nad przejściem od zakończenia kroków wojennych do formalnego zawarcia pokoju.

Groźba miecza w granicach prawnie koniecznych i moralnie usprawiedliwionych może okazać się nieuniknioną, także po zawarciu pokoju, by zapewnić przestrzeganie sprawiedliwych zobowiązań i by zapobiec zakusom wywołania nowych starć.

Ale duszą pokoju godnego tego imienia, jego duchem ożywczym, może być tylko to jedno: sprawiedliwość, która bezstronną miarą oddaje wszystkim to, co się każdemu należy, i od wszystkich wymaga tego, do czego każdy jest obowiązany; sprawiedliwość, która nie daje wszystkiego wszystkim, ale wszystkich darzy miłością a nikomu nie wyrządza krzywdy; sprawiedliwość, która jest córką prawdy i matką zdrowej wolności i rzeczywistej wielkości.

Pius XII