Rozdział piąty. O najsłodszym Sercu Maryi

Chwała, dzięki i błogosławieństwo Panu Bogu naszemu! Chwała dzięki i błogosławieństwo Najsłodszemu Zbawicielowi, który nas dzisiaj tu zgromadził! Oto, dzieci, zebraliśmy się w domu Ojca naszego. 

Tu ściślej, tu goręcej, tu z uczuciem nasze serca możemy połączyć z Boskim Sercem. Nasz Zbawca, utajony w Przenajświętszym Sakramencie, patrzy na nas! On słyszy każdy nasz głos, On przenika każdą naszą myśl, On nas błogosławi! Ale, bracia, tu na ziemi jeszcze nie całe nasze szczęście, tu jeszcze nie całe nasze wesele! 

Gdzie Serce Jezusa, tam i Serce Maryi; gdzie Serce Syna, tam i Serce Matki! Tak jest! Stoimy w obecności tych Serc Najsłodszych Jezusa i Maryi. Ach! I gdzie może być nam lepiej? Tu, na świecie, tak ciężkie, tak przykre jest życie! Ach, bracia! Wy to wiecie najlepiej! Smutków tyle, a pociechy tak mało; prześladowań i potwarzy tyle, a prawdziwej miłości tak skąpo! O, jak wielu jest takich, którzy pociechy żądają, i jak mało takich, którzy chcą dać pociechę, którzy mogą pocieszyć! Ale czyjaś w tym wina? Czemu pociechy szukają tam, gdzie pociechy nie ma? Czemu pociechy nie szukają tam, gdzie ona na nas czeka? Nie szuka dziecko obcych ludzi, gdy mu dokucza choroba lub smutek: wie ono dobrze, że serce matki jest dla niego jedynym skarbem współczucia i ulgi. Nie szuka syn, nie szuka córka Maryi ulgi i pociechy u ludzi, ale tu, u Serca tej Matki najlepszej, tej Matki najsłodszej, tej Matki najdobrotliwszej. Ile to ludzi szukało w tym kościele przytułku i schronienia od świata! Ile to westchnień obiło się o te mury! Ile to już łez skropiło te zimne kamienie u stóp ołtarza! Ile to serc skrwawionych, zbolałych i rozpaczających kościół ten pocieszył, zagoił i uradował. Wielu szukało pociechy u świata, u ludzi – i dzień po dniu mijał, miesiąc po miesiącu, rok po roku, a zamiast pocieszenia znaleźli rozpacz. Inni szukali pociechy u Maryi i weszli do tego kościoła i padli przed tym obrazem i upokorzyli się przed Matką i usłyszeli w swoim sercu głos Maryi i pocieszeni odeszli do swoich domów. Nie próżno Maryja jest nazwana Matką Pocieszenia i nie próżno tę to uroczystość Maryi Pocieszenia obchodzi Kościół święty. Maryja myśli o nas, Maryja kocha nas – to cała pociecha, to cała nasza nadzieja; Maryję kochać, myśleć o Maryi – to nasze zadanie. Całe Jej życie było życiem miłości; Jej serce nic innego nie znało, jak tylko te dwa uczucia: uczucie boleści i uczucie miłości; te uczucia tak były u Maryi ściśle złączone, iż nie znajdziemy ani jednej chwili w Jej życiu, w której by Ona nie cierpiała i nie kochała. „Miłość – mówi św. Bernard – zraniła serce Maryi tak, iż nie było w nim cząsteczki, która by miłością Boga nie pałała!” Lecz czy tylko jeden Bóg był jedynym celem miłości Maryi? Tak jest; ale ponieważ Maryja żyła tylko miłością Boga, więc tym samym kochała ludzi, a kochała ich tak gorąco, jak kocha nas Bóg – kochała ludzi w Bogu i dlatego prawdziwie kochała. Miłość Boga i miłość bliźniego są tak ze sobą połączone, iż bez miłości Boga nie ma w nas miłości bliźniego, że z miłością Boga musi być i miłość bliźniego. I nie zwódźmy się w naszych uczuciach: to, co na świecie nazywają miłością lub przyjaźnią, jeżeli Bóg nie jest początkiem i celem tej miłości, to jest ona tylko czczym słowem, chwilowym kaprysem znudzonego serca – jest to miłość własna, pokryta pięknym płaszczykiem. Biada temu, kto zdaje się na takie próżne oświadczenie i nie w Bogu, ale w ludziach pokłada swoją nadzieję. O, bracie! Jeden kocha twoje złoto, drugi kocha urodę twego ciała, trzeci kocha twój rozum, inny kocha twoje honory i tytuły; ale jako złoto jest twarde, tak jest twarde i zimne serce ludzi dla ciebie – jak tysiącznym zmianom podlega uroda twoja, tak też i tysiącznym zmianom podlega przyjaźń ludzi. Chcesz wiedzieć, kto cię prawdziwie kocha? – Ten, kto prawdziwie miłuje Boga. Kto zaś zawierzy miłości bezbożnych i rozpustnych, prędzej lub później srodze się zawiedzie.

W miarę, jak miłość Boga wzmaga się w naszych sercach, rośnie też i miłość bliźniego. Niczyje zaś serce gorętszą miłością ku Bogu nie pałało, jak Serce Maryi, a więc niczyje serce gorętszej miłości ku nam nie czuje, jak Serce Maryi. Kochała nas Maryja, żyjąc tu na ziemi – kocha nas Maryja w chwale niebieskiej. Trzeba tylko przypatrzeć się całemu życiu Maryi, trzeba rozważyć każde słówko Maryi, aby o tej prawdzie przekonać się aż nadto. Trzeba tylko stanąć na tej górze miłości i boleści, trzeba stanąć pod tym krzyżem kalwaryjskim i przypatrzyć się Maryi: oto stoi ta Matka; miecz boleści przeszywa Jej Serce; widzi Matka swego Syna, jak złoczyńcę przybitego na twardym drzewie; krople krwi przenajświętszej padają do nóg Jej, a ta krew, to krew Jej Serca, to krew Syna, to krew Boga; widzi Ona te ciernie, wtłoczone na przenajświętszą głowę! – Oto boleść, jakiej żadna miłość nie doznała! W tych to boleściach Maryja została nam matką, a sprawiły to słowa wyrzeczone do Niej przez ukrzyżowanego Syna: Oto Syn Twój!

Kochał nas Chrystus Pan aż do przelania ostatniej kropelki krwi, a tą miłością Syna ukochała nas Maryja. Modlił się Jezus za tych, którzy Go przybijali do krzyża – modli się i dzisiaj Maryja za tych, którzy krzyżują Jej Syna, którzy odnawiają Jego boleści.

O, Maryjo, Matko nasza! Ty na górze kalwaryjskiej nie złorzeczyłaś tym, którzy krzyżowali Twego Syna, Ty nie odwracałaś od nich Twoich oczu, zalanych krwawymi łzami; nie odwracaj i teraz Twoich oczu od nas, nędznych grzeszników, którzy na nowo krzyżujemy Twego Syna. Matko, zlituj się nad nami; nie odtrącaj od siebie Twoich dzieci! Podaj nam Twoją rękę, abyśmy do Ciebie i do Twego Syna mogli powrócić!

Tak jest! Kochała nas Maryja, żyjąc tu na ziemi – kocha nas Maryja teraz, przebywając w niebie. Dziewiętnaście wieków minęło, jak Maryja w tryumfie została wziętą do nieba; już dziewiętnaście wieków daje nam głośne świadectwo opieki macierzyńskiej nad biednymi ludźmi: poświęcono Maryi niezliczone kościoły, rozrzucone po całej przestrzeni ziemi; niezliczone figury, które witają tak wielu wędrowców w najodleglejszych pustyniach; obrazy cudowne, do których tłumy pielgrzymów ciągną tysiącami; oto dzwony, które, jak głos matki, trzy razy na dzień zwołują dzieci, aby pozdrowiły swą najsłodszą Matkę; klasztory, zostające pod opieką i wezwaniem Maryi; oto niezliczone stowarzyszenia dobroczynne, zawiązane z natchnienia Maryi! Imię Maryi, jak słowo pociechy i miłości, codziennie od bieguna do bieguna powtarzają miliony ludzi, opowiadając Jej miłość i sławiąc Jej serce. Gdzie znajdziemy dom, gdzie nie byłoby obrazu Maryi? Są one w pałacach najpotężniejszych monarchów i w pomieszczeniu najuboższych. Małe dziecię nie wie jeszcze, co to matka, a zna już Maryję; z tym imieniem starzec zgrzybiały oddaje Bogu swego ducha. Na ilu piersiach spoczywa święty szkaplerz, ta sukienka Maryi! W ilu rękach przesuwają się święte paciorki różańca! Kto nie zna cudownego medalika Maryi, wsławionego tylu łaskami? Tak jest! Gdzie tylko rzucimy okiem, wszędzie widzimy dowody miłosierdzia, wszędzie dowody szczególniejszej opieki Maryi. Lecz po co daleko szukać? Oto nie tak dawno okazała Maryja szczególniejszą miłość i łaskę nad naszym miastem, a szczególniej nad naszym przedmieściem, obrawszy sobie ten mały ubogi kościółek, aby tu zawiązało się bractwo Jej najsłodszego Serca. Obyśmy tylko umieli korzystać z tej tak wielkiej łaski naszej Matki! Ach! Oko Maryi, we dnie i w nocy czuwające nad biednymi ludźmi, oko Maryi z żalem i bólem patrzyło na nasze miasto; widziała Maryja, jak serca ludzkie coraz bardziej i bardziej oddalały się od Niej, od tej najlepszej matki; widziała, jak Jej cześć zmniejszała się; widziała, jak wzmagały się grzechy, podobne tym brudnym falom rzeki; widziała Maryja miecz sprawiedliwości Boskiej, przygotowany na bezbożnych. I zadrżało Jej pełne miłości serce, i wstrzymała gniew Boski; nie chciała najlepsza Matka opuścić najgorszych dzieci – i za Jej natchnieniem, za Jej błogosławieństwem, za Jej pomocą powstało pomiędzy nami to nabożeństwo, poświęcone Jej Niepokalanemu Sercu. Obyśmy tylko umieli uczcić i poznawać to największe nasze szczęście, że tak ściśle będziemy połączeni z Sercem Maryi, z Sercem pałającym taką miłością, że, zostając pod szczególniejszą łaską tej Wszechwładnej Pani, będziemy czerpać w samym źródle nieprzebranych pociech miłości Maryi. Jak w porównaniu z tym naszym szczęściem niczym są wszelkie honory, tytuły, wszelka sława i wyższość! Ale biada nam, jeżeli nie poznamy naszego szczęścia, jeżeli nie będziemy pracowali i przyczyniali się wszyscy według naszych sił i stosunków do osiągnięcia tego najpiękniejszego celu, które to Bractwo sobie wytknęło! Bo czy może być piękniejszy i szlachetniejszy cel godniejszy naszych prac i starań, jak nawrócenie grzeszników? A kim są ci grzesznicy? To są nasi bracia! To są nasze siostry! To są dusze, stworzone na podobieństwo Boskie i odkupione krwią Zbawiciela Pana! To są dzieci Maryi, które zbłądziwszy z prawej drogi, biegną zapamiętale na złą wieczność! Ach! Może to są nasi najbliżsi! To może ojciec lub matka, mąż albo żona, syn albo córka, brat albo siostra nasza! Gdzie się znajdzie człowiek tak zepsutego i podłego serca, który, widząc bliźniego, swego brata, pokrytego ranami, nie poratowałby go w niedoli? Gdzie taki, który tonącemu nie podałby ręki zbawienia?! Ach, bracia! Czym są rany ciała w porównaniu z ranami duszy? Czym niebezpieczeństwo utraty życia doczesnego wobec groźby utracenia duszy nieśmiertelnej? Czy zimnym okiem będziemy patrzyli na naszych braci, lecących w przepaść piekielną? Czy nie podamy im dobroczynnej ręki? Ale co my biedni możemy uczynić? Bogacz, widząc żebraka, rzuci mu pieniądz i zaspokoi jego głód; rozumny, widząc prostaka, którego inni wykorzystują, radą go wesprze; gospodarz, widząc obcego podróżnika, otworzy mu drzwi swego domu; nędzę doczesną zagoić mogą środki doczesne… Ale co uczynimy na nędzę naszych braci? Przedstawimy grzesznikom ich zbrodnie – przemówimy do ich serca – będziemy ich prosić, błagać, zaklinać, aby zeszli ze swoich złych dróg! To dobre, to zbawienne, to czynić jest naszą powinnością! Ale czy zawsze nas posłuchają? Ach! Tego środka nie zaniedbując, mamy jeszcze inny środek, mamy środek pewny, środek dziwny, środek stwierdzony wielu cudami, mamy to Bractwo Serca Maryi! O, bracia, módlmy, módlmy się za siebie! Módlmy się za braci! A naszych połączonych modłów, wychodzących z głębi duszy, nie odrzuci Maryja i wysłucha ich, bo Ona ich właśnie pragnie. Ale przy tym wystrzegajmy się grzechów, abyśmy, modląc się za drugich, sami nie zostali potępieni! Utrzymujmy w czystości przez częstą spowiedź nasze serca i miejmy pewną nadzieję, że tym sposobem sobie i bliźnim pozyskamy opiekę Maryi i znajdziemy pociechę w Jej Sercu. Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.