O mitrę hospodarską. Rozdział pierwszy

W oknach pałacu kezmarskiego pogasły światła, dziedzińce rozbrzmiewające od świtu do zmierzchu szczękiem oręża uciszyły się, podniesiono mosty zwodzone, knecht (1) z halabardą (2) zasiadł na wieży strażniczej na ławie, obok dzwonu alarmowego…

Zamek pana Olbrachta Łaskiego (3) zabierał się do spoczynku…

Tylko w mniejszej sali rycerskiej paliły się jeszcze woskowe świece i na kominku marmurowym trzaskał wesoły ogień.

Tego roku zima zaczęła się po węgierskiej stronie Tatr wcześniej niż zwykle. Jeszcze wrzesień nie dobiegł połowy, a już spadły w górach obfite śniegi i dolinami ziemi spiskiej szedł mroźny wicher, spędzający z pól i łąk ludzi i zwierzęta. Zaskoczone niespodziewanie, przerażone żuki, pająki, komary i motyle gromadami uciekały w popłochu z lasów, chłopi opatrywali z pośpiechem drzwi i okna chat, w miastach i na zamkach obsiadano wieczorami kominki.

Wesoło trzaskał ogień w mniejszej sali rycerskiej zamku kezmarskiego, oświecając swoim czerwonawym blaskiem dwóch młodych mężów, z których jeden krępy, przysadzisty, o krótkim, grubym karku, siedział na krześle dębowym przed kominem, pociągając ze srebrnego pucharu małymi haustami słodkie wino tokajskie.

Drugi, odmiennego kształtu, słusznego wzrostu, bardzo foremny, odziany w altembasowy (4), fioletowej barwy, krótki hiszpański kabat, w czarne jedwabne pończochy i w płytkie, po bokach otwarte, trzewiki z futerka gronostajowego, chodził po sali wzdłuż i wszerz szybkim, niecierpliwym krokiem.

– Nie zdzierżę dłużej w tej wilczej norze – mówił podrażnionym głosem. – Na śniadanie lament jejmości, iż ją za mało miłuję, na obiad głupie gadanie ministrów (5) kalwińskich, na wieczerzę nudna uczoność Schroetera (6)… A w żyłach potoki ogniste, a w głowie płomienie… Nie zdzierżę, uduszę się…

Chwycił się za gardło, owinięte wysokim, marszczonym kołnierzem.

– I taki psi żywot starego niedołęgi wiedzie syn wojewody Hieronima Łaskiego (7) – mówił dalej – którego przewagi wojenne budziły podziw i zazdrość w całym chrześcijaństwie, który prowadził koronowane głowy na tron i miał posłuch w dwóch królestwach. Tfu! Dosyć tej uczoności, dosyć miłowania, dosyć wczasów (8) niezasłużonych.

Ten, który siedział na krześle, słuchając z wielką uwagą, podkręcał wąsa z zadowoleniem.

– Żadnej muzyki tak rade nie słuchają moje uszy – odezwał się – jak kiedy z ust rycerza płynie prawa mowa rycerska. Dziwno mi było zawżdy (9), iż Olbracht Łaski siedzi na zamku w Kezmarku (10) skromny, potulny, niegroźny nikomu, używając wczasów zgrzybiałej starości, chociaż nie miał jeszcze okazji wypuścić z głowy dymów młodości. Na co dzierżysz w zamku, karmisz, poisz dwustu tak sierdzistych (11) knechtów najemnych, iż każdy z nich starczy za dziesięciu? By zgrywali się całymi dniami w kości, spijali się piwem bardioskim i odlegiwali sobie boki na skórach niedźwiedzich? Do czego są ich miecze? By rdzewiały, obijały łydki, obrywały pasy, niestraszne nawet łyczkom (12) kezmarskim? Ciśnij do licha księgi i kochanie i zabierz się do jakiejś uczciwej roboty rycerskiej.

Łaski odparł żywo:

– Miałby syn Hieronima Łaskiego najeżdżać ze swoimi zabijakami spokojnych sąsiadów jako prostacki hołysz (13), co przymierając głodem na jednym dziurawym zameczku ćwiczy się w sztuce rycerskiej w szkole żarłocznych bestii, albo miałby szwendać się w Krakowie na dworze Augusta (14) i wysługiwać sobie rajfurstwem (15) krzesło senatorskie? Nie zbywa mi na chlebie, łatwych zaszczytów niechciwym. Moja fantazja rycerska pożąda wielkich przewag, nadzwyczajnej sławy, czynów, które by postawiły imię moje obok imienia rodzica.

Podniósł dumnie głowę, na kształt ognistego źrebca (16) urodzonego w zacnej stajni, rozdęły się mu ruchliwe nozdrza, w dużych, szafirowych oczach zamigotał płomień zuchwałej młodości.

Miał dwadzieścia siedem lat. Od wieku chłopięcego otaczali go tylko mężowie albo wielkich cnót rycerskich, albo wielkiej nauki. Pan Maciej Łobocki, jego powinowaty i opiekun, głośny z dzieł wojennych, wprawiał mu rękę do miecza i kopii; Frycz Modrzewski (17) i Erazm Krasiński polerowali (18) jego dowcip (19); śląski poeta laureatus (20) Adam Schroeter i kronikarz węgierski Abraham Bakschay (21) byli towarzyszami, przyjaciółmi jego młodzieńczych lat.

A wszyscy ci mistrzowie, towarzysze i przyjaciele mówili mu ciągle o sławie ojca, po którym wziął urodę, niezwykłe zdolności i niespokojną duszę.

Gdy go wyzwolono spod opieki, gdy go usamowolniono, rzucił się w świat jako młode orlę, spragnione szerokich przestrzeni i niedościgłych szczytów. Odwiedził wszystkie znaczniejsze dwory chrześcijańskie, był w Wiedniu, w Wenecji, w Paryżu, zahaczył o Hiszpanię. Przywiózł z tych podróży dokładną znajomość licznych języków obcych i serce zatrute herezją. Wyjechał z domu szczerym katolikiem, a wrócił gorliwym kalwinem.

Wkrótce po powrocie do rodzinnego zamku – przyszedł na świat w Kezmarku – po raz pierwszy w życiu odwiedził Kraków i swoje dziedzictwo w ziemi krakowskiej.

Tam zapałał miłością do pięknej Katarzyny Buczyńskiej z Olszan, wdowy po Węgrze Seredym, i nie namyślając się długo stanął z nią na ślubnym kobiercu. Rok wypełniła mu ta miłość. Ale jego niespokojna dusza nie znosiła jednostajności. Ugasiwszy płomienie młodych pożądliwości, przypomniał sobie, że jest synem Hieronima Łaskiego i zrobiło mu się ciasno w objęciach kochającej małżonki i duszno w ponurych komnatach zamku kezmarskiego. Uczuł u ramion skrzydła rwące się do boju z wichrami, do szerokiego lotu, do sławnych czynów i zuchwałych przygód.

Dokoła, na ścianach sali, wisiały poszczerbione tarcze i miecze, złociste zbroje i poszarpane sztandary, wymowni świadkowie ruchliwego, głośnego żywota jego rodzica.

A on nie strzaskał dotąd ani jednej kopii w krwawym boju mężów, nie otworzył ani jednej przyłbicy toporem rycerza, nie zapisał ani jednej zacnej przewagi w księdze swojej przeszłości.

Na krześle przed kominem siedział jego przyjaciel, pan Zygmunt Rożen z Rożnowa (22). Byli sobie równi wiekiem, a o ileż więcej od niego, od możnowładcy, zasługiwał ten szlachcic nieznanego domu na szacunek mężów rycerskich! Chodził do Stambułu, w Królestwie Neapolitańskim bił się ze Saracenami (23), w Hiszpanii dosłużył się buławy pułkownikowskiej, cesarz chrześcijański ozdobił go złotym łańcuchem za męstwo.

A on co dotąd uczynił dla sławy swojego sławnego imienia?

Rumieniec wstydu oblał jego czoło.

– Oglądam się tam i sam – mówił – nasłuchuję, czy nie usłyszę gdzie opowieści o jakiejś uczciwej potrzebie wojennej? Nic i nic. Po obu stronach Tatr cicho, jako kiedy morowe powietrze przejdzie nad miastem i zawrze na wieki gęby ludzkie.

– Kto szuka roboty rycerskiej, znajdzie ją zawżdy – odpowiedział pan Rożen. – Opowiadałeś mi, że Jakub Heraklides (24), czy jak tam tego włóczęgę przezywają, prosił cię o pomoc. Byłaby to robota krotochwilna. Wziąć jednego hospodara wołoskiego za łeb, ściągnąć go z tronu, a osadzić drugiego na jego miejscu, dla takiej krotochwili warto poświęcić spory worek czerwieńców i narazić się na niełaskę króla jegomości.

– Nie będę oszczędzał posagu Kasieńki ani trwożył się niełaską pana Augusta, gdy się nadarzy zacna okazja – odrzekł Łaski. – Z owym Greczynem czy Dakiem, co się despotem (25) samijskim być powiada, można by narobić trochę huczku w chrześcijaństwie. Ale obawiam się, czy nie stracił serca do śmiałej wyprawy, albowiem nie widać go dotąd w Kezmarku, a miał być w pierwszych dniach września.

Wtem cichą stopą wsunęło się do sali pacholę i stanąwszy przy drzwiach czekało, aż pan zwróci na nie uwagę.

– Od pani hrabiny przychodzisz? – zapytał Łaski spostrzegłszy chłopca. – Przypomnieć, iż późna godzina nakazuje spoczynek?

– Strażnik oznajmia waszej miłości, iż do południowej bramy miasta stuka natarczywie mąż podróżny – rzekł pacholik.

– Strażnik powinien wiedzieć, że bramy miasta i zamku nie otwierają się dla nikogo po zachodzie słońca.

– Ów mąż podróżny powiada się być przyjacielem waszej miłości i nie chce czekać wschodu słońca.

– Może to Heraklides – wtrącił tu Rożen.

– Może, bo któż inny ośmieliłby się stukać do bram mojego miasta – mówił Łaski. – Czy ów mąż podróżny nie powiedział swojego przezwiska? (26)

– Powiedział, ale to przezwisko jest tak cudaczne, że pachołek miejski zapomniał je po drodze – odrzekł paź. – Pamięta tylko, że to jakiś książę.

– To on! – zawołał uradowany Łaski. – Natychmiast wpuścić do miasta męża podróżnego i otworzyć przed nim na rozcież (27) bramy zamku. Burgrabiemu (28) powiesz, żeby się natychmiast stawił po rozkazy.

Kiedy pacholę wyszło tak cicho, jak wsunęło się bez szelestu, odezwał się Rożen:

– Ciekaw jestem wielce owego Greczyna. Ludzie opowiadają o nim różne dziwy.

– Nikt właściwie nie wie, kim on jest – objaśniał Łaski – ale czysty z niego rycerz i mąż wielkiego dowcipu. Sztukę rycerską i prawo rycerskie zna jak niewielu w Krakowie, na koniu siedzi kształtownie (29), z każdą bronią umie (30) znamienicie, rozum ma tak polerowany, iż z żołnierzem prowadzi rzecz o wojnie, jakoby był starym żołnierzem, a z uczonym o księgach, jakoby nigdy nic innego nie robił. Dworny, wdzięczny, foremny, znający zwyczaje i obyczaje najświetniejszych dworów chrześcijańskich, może się podobać nie tylko białogłowom, ale i mężom statecznym.

Na korytarzu rozległy się ciężkie żołnierskie kroki.

cdn.

Teodor Jeske-Choiński

(1) (Z niem.) parobek; tu: prosty żołnierz.

(2) Bronią sieczną i kłującą zarazem; na drewnianym trzonie grot i siekiera dwupióra; w dawnych wiekach uzbrojona nią była piechota, zwłaszcza gwardia nadworna.

(3) Olbracht Łaski (1533–1597) – jego dzieje do chwili upadku Heraklidesa są opisane w powieści zgodnie z prawdą historyczną; w dalszym życiu odznaczył się jako pogromca Tatarów; uczestniczył w poselstwie do Francji, które towarzyszyło Henrykowi Walezemu w podróży do Polski; w bitwie pod Połockiem był z własnym hufcem.

(4) (Z tur.) altembas – tkanina o osnowie jedwabnej a wątku złotym.

(5) Tu: duchownych protestanckich, kalwińskich lub luterańskich.

(6) Adam Schroeter (ok. 1525 – ok. 1572) – poeta polsko-łaciński, z pochodzenia Ślązak, urodzony w Nysie; autor łacińskiego poematu o salinach wielickich.

(7) Hieronim Łaski (1495–1542) – wojewoda sieradzki, mąż stanu i dyplomata; za swe zasługi położone dla Węgier otrzymał od króla węgierskiego Jana Zapolyi Kezmark i Niedzicę na Spiszu, wielkorządztwo Siedmiogrodu i tytuł hrabiowski.

(8) Dawniej: odpoczynku; wytchnienia.

(9) Dawniej: zawsze.

(10) Kezmark (Kieżmark, Keżmarok, Kesmark) – miasto na Spiszu, nad Popradem.

(11) Dawniej: srogich.

(12) Tu: mieszczanom.

(13) Dawniej: biedak, nędzarz.

(14) Tu: króla Zygmunta Augusta.

(15) Dawniej: stręczycielstwem.

(16) Dawniej: młodego konia, ogiera.

(17) Andrzej Frycz-Modrzewski (1503–1572) – pisarz i reformator; autor łacińskiego dzieła o naprawie Rzeczypospolitej w pięciu księgach.

(18) Dawniej, tu: doskonalili.

(19) Dawniej: bystrość; inteligencja; zdolność; talent.

(20) (Łac.) poeta ozdobiony wieńcem wawrzynu; wieńcem tym zaszczycali sławnych poetów książęta i królowie.

(21) Abraham Bakschay – sekretarz Olbrachta Łaskiego; był autorem kroniki węgierskiej w języku łacińskim wydanej w roku 1567.

(22) Zygmunt Rożen z Rożnowa – postać historyczna, syn Jakuba, sędziego sądeckiego i bieckiego; po wyprawie wołoskiej walczył w bitwach z Turkami i Tatarami, wsławił się pod Połockiem, za co dostał starostwo derpskie w Inflantach.

(23) Saraceni – tak nazywano w średniowieczu Arabów i w ogóle muzułmańskich zdobywców Ziemi Świętej, północnej Afryki, południowej Hiszpanii, Włoch i Sycylii.

(24) Jakub Bazylik Heraklides – według wszelkiego prawdopodobieństwa był jedynie adoptowanym synem Jana Heraklidesa, despota wysp Samos i Paros.

(25) (Z grec.) despot – tytuł samowładnych monarchów u Greków, Serbów i Wołochów (Rumunów); stąd polski: despota.

(26) Tu: imienia; nazwiska.

(27) Dawniej: na całą szerokość, na oścież.

(28) (Z niem.) urzędnikowi czuwającemu nad porządkiem w zamku.

(29) Dawniej: foremnie; zgrabnie.

(30) Tu: posługuje się.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Teodora Jeske-Choińskiego O mitrę hospodarską.