Nauczanie Kościoła katolickiego wobec modernizmu, cz. 2

Tymczasem jeszcze bardziej zdumiewająca od spisku jest reakcja Kościoła w osobie świętego papieża. Choć wobec powszechnej dechrystianizacji społeczeństwa, dokonanej przez wywodzące się z rewolucji francuskiej reżimy polityczne, nowo wybrany papież zastanawia się czy aby nie nastały już czasy Antychrysta, mimo to św. Pius X pozostaje nadzwyczaj ufny w obietnicę Chrystusa daną Piotrowi i swym następcom: „Tyś jest opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16, 18). Być opoką to nie tyle wyzwanie do przyjęcia ciężaru jaki ma spocząć na fundamentach. Jeśli męstwo człowieka mierzy się poprzez zachowany spokój w najcięższej sytuacji, niewątpliwie św. Pius X był wielkim człowiekiem i twardą skałą. Działał pewny siebie, gdyż pewny był Boga i Jego obietnic. „Pan przysiągł i żal Mu nie będzie” (Ps 110, 4). Jednakże opanowanie nie wyklucza energiczności działania, spokój nie wyklucza stanowczości, miłosierdzie nie sprzeciwia się sprawiedliwości, łagodność może iść w parze ze świętym gniewem (1). Stąd też i po opisaniu zarówno wewnętrznego kryzysu Kościoła, jak i złośliwości nękającej go choroby, encyklika Pascendi przepisuje odpowiednie lekarstwo, o ile oczywiście sama choroba modernizmu jest uleczalna. Bowiem święty papież naucza, iż prawdziwego modernistę może nawrócić tylko cud. A to dlatego – głosił to już Arystoteles – że człowiekowi nie jest dana większa oczywistość niż naoczność. Że zaś konsekwentny modernista, podobnie do filozofa idealisty, błądzi wobec naoczności, pozostaje on, za wyjątkiem cudu, nieuleczalny. Jednakże, jak w każdym systemie, istnieją różne stopnie modernistów, mniej lub bardziej przesiąkniętych zasadami modernizmu czy też ich duchem, mniej lub bardziej wyciągający konsekwencje z tych zasad, co daje pewną nadzieję opamiętania niektórych. Jednocześnie, niezależnie od poprawy winnych, najważniejszą rolą tychże decyzji było zapobieganie rozprzestrzeniania się wspomnianej zarazy wśród kleru, jak i wiernych (stąd reforma studiów, Indeks, imprimatur…), a także stopniowe oczyszczenie kluczowych funkcji kościelnych, takich jak urzędy nauczania (seminaria, uniwersytety, czy w ogóle sam stan kapłański) poprzez przysięgę antymodernistyczną. Lektura przedstawionych dokumentów słusznie skupia uwagę na samej istocie modernizmu, równie istotna jest jednak próba zażegnania problemu, dlatego warto poświęcić uwagę tym poczynaniom.

Centralnym punktem wśród kontrofensywnych działań papieża była reforma studiów. Skoro modernizm jest gruntownie uwarunkowany błędnymi tezami filozoficznymi, należy, poprzez odpowiednią formację intelektualną, uprzedzić chorobę zanim zdoła zaatakować podatne na nią umysły; formację intelektualną zgodną nie tylko z dogmatami, ale i z rzeczywistością świata naturalnego. Pod tym względem św. Pius X mógł się oprzeć na osiągnięciach swego poprzednika, Leona XIII , który encykliką Aeterni Patris wskrzesił nadwyrężone przez późną scholastykę studia tomistyczne. Bowiem wedle papieży jedynie w tomizmie znajduje się odpowiedni intelektualny oręż dla starcia z bezbożną współczesną antyfilozofią (2). Zalecano więc powrót do scholastyki, jednakże nie byle czyjego autorstwa i nie w obojętnej formie. Wszak należy pamiętać, że schola, czyli szkoła, nie oznacza jednolitości myśli, a jedynie punkt wyjścia metody badań naukowych, norm uniwersyteckiego nauczania, stylu traktatów. Wnętrze scholastyki bardziej charakteryzuje się zażartymi sporami wśród płodnych myślowo geniuszów, niż jednolitym systemem. I tak jak wśród starożytnych spotykamy nieprzejednane stanowiska filozoficzne, a z kolei do myśli współczesnej zaliczane są najbardziej zwalczające się nawzajem kierunki, tak też i scholastyka oznacza pewien okres myśli, więcej: pewien sposób myślenia. Autorytet Kościoła postawił więc kolejny raz św. Tomasza jako największy po Objawieniu i Magisterium autorytet doktrynalny, regula certissima, a jego naukę uczyniono podstawą zarówno studiów filozoficznych, jak i teologicznych (3). Nie brano jednak, w przeciwieństwie do tego co zarzucali takim krokom moderniści, nauki św. Tomasza jako św. Tomasza. Po prostu Kościół ujrzał w pismach tego Doktora Powszechnego najczystsze teologiczne objaśnienie swych prawd wiary, jak i bezbłędną filozoficzną systematyzację metafizycznej rzeczywistości, stąd też i uznał doktrynę Tomaszową za swoją. Takie rozwiązanie wymagało jednak dalszych objaśnień. Można bowiem wykładać tomizm na podstawie pism źródłowych Akwinaty (4), a wykładowca pełni wtedy jedynie rolę zwykłego objaśniającego, lub też tworzyć podręczniki ad mentem Sancti Thomae, czyli podług myśli św. Tomasza, tworząc w nich swoistą syntezę tomistyczną. Kościół nie odrzucając drugiego sposobu wybrał pierwszy dla zasadniczego kształcenia katolickiej elity intelektualnej. Naukowo liczyć się miał nie tyle autorytet wykładowcy, co często przez papieży podkreślony autorytet Doktora Anielskiego, najświętszego z uczonych (5). Z kolei odznaczający się głębokim podejściem pedagogicznym już sam styl wypowiedzi najbardziej uczonego ze świętych jest o wiele bardziej przystępny dla początkujących studentów, niż mocno scholastyczne, sylogistycznie sformalizowane traktaty neotomistów. W końcu słowo docere – wykładać, zakłada w języku łacińskim podwójne dopełnienie: naucza się czegoś, trudniejszym pozostaje wyłożenie tegoż komuś. Najwybitniejszy znawca tematyki może raz na zawsze śmiertelnie zniechęcić swego ucznia do wykładanego przez siebie przedmiotu, jeśli brakuje mu sposobnej pedagogiki. Dlatego też Kościół pragnąc zapobiec modernistycznemu zakażeniu wśród młodych umysłów, głównie zaś w obrębie kandydatów na przyszłych kapłanów, kładł nacisk nie tylko na wykładanie prawdy, ale również na należyte jej wyłożenie. Albowiem czyż zły sposób nauczania nie przyczynił się do przedstawienia oschłego obrazu skostniałej scholastyki tomistycznej powodującego nie tylko niechęć do niej, ale i wzgardę? Czyż nie skłonił do szukania czegoś nowego i świeżego? Każde opuszczenie swej małżonki dla innej kobiety jest godne potępienia, lecz przy okazji takiego dramatu niejedna osoba winna zrobić rachunek sumienia co do ewentualnego grzechu zaniedbania, zaniechania tego, co winno było się zrobić dla dobra sprawy, a się nie uczyniło.

Z kolei prawdą jest, że choćby i pedagog nie zawiódł, zawieść zawsze może umysł leniwy, jednostka o słabiej woli. Bowiem filozofia jako taka jest przedmiotem trudnym ze względu na złożoność swojego przedmiotu i, w kontekście ran zadanych człowiekowi przez grzech pierworodny, wymaga wysiłku oraz poświęcenia ze strony studiującego, na co nie każdy, z powodu pychy lub lenistwa, się godzi. A jednak to właśnie umysł przepełniony ignorancją prawd filozoficznych i teologicznych, niewiedzą zawinioną (gdyż ignorancją rzeczy należytych) jest podatny na wszelakie nowinkarstwo mające pozory wiedzy. I dlatego sam sukces reformy studiów był sam w sobie niewystarczający. Wprawdzie obowiązek wykładania tomizmu w katolickich placówkach szkolnych (uniwersytety, seminaria diecezjalne czy zakonne) stał się wymogiem kanoniczym (6), a Rzym poprzez Kongregację ds. Studiów rozstrzygnął co w tej nauce jest istotne (7), jednakże nawet najlepsze prawo staje się martwe, jeśli nie jest egzekwowane. Przestrzeganie zaś prawa zakłada ze strony jednostki odpowiednie nastawienie moralne, natomiast ze strony władzy odpowiedni nadzór.

Świadom, iż obok ignorancji główną przyczyną modernizmu jest pycha ludzka, świątobliwy papież postanowił obok reformy studiów zaostrzyć dostęp do kapłaństwa. Wszak istotą powołania kapłańskiego jako powołania (nie jako kapłaństwa oczywiście) jest powołanie przez Kościół (poprzez odpowiednich jego przedstawicieli) osób, które po uprzedniej obserwacji, rokują nadzieję podołania, mimo ludzkiej ułomności i z pomocą łaski Bożej, powinnościom stanu kapłańskiego. Formaliter, forma powołania, to apel Kościoła. Ze strony kandydata są zaś nie powołanie jako takie, lecz materialiter, czyli materialne, odpowiednie dyspozycje do przyjęcia tego apelu (8). Z każdego odpowiedniego drewna można zrobić daną rzeźbę, ale sam artysta, w zależności od potrzeby, wybiera materiał, który najlepiej odpowiada jego zamiarom. Tak też hierarchia kościelna mająca roztropnie decydować o zgodności osoby ze stanem kapłańskim została przez św. Piusa X zobowiązana do bezwzględnego wydalania kandydatów pysznych i nieposłusznych. Dającym z kolei nadzieję poprawy nie udzielano od razu święceń. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, że pyszny i nieposłuszny alumn to niekoniecznie kleryk zamiłowany w nałogach czy, nie daj Boże, gardzący swym celibatem. Owszem, i pod tym względem Kościół stosuje surowo swe kryteria wyboru, pamiętać jednak należy, że problem modernizmu jest przede wszystkim problem intelektualnym, stąd też i modernista może być człowiekiem bardzo surowych obyczajów, a jego pycha przejawia się wtedy np. poprzez brak subordynacji intelektualnej (9). Tak też dla ułatwienia wspomnianego zadania odpowiedniego doboru kandydatów do stanu kapłańskiego wprowadzono również przysięgę antymodernistyczną, której treść odzwierciedlała potępienia zawarte w Pascendi i w Lamentabili. Z jednej strony przed wyższymi święceniami (subdiakonat, diakonat, kapłaństwo) kleryk z ręką na Ewangelii składał pod grzechem ciężkim swoiste intelektualne oświadczenie, z drugiej strony, obowiązując również biskupów oraz wykładowców seminariów, przysięga rokowała wierność hierarchii i odpowiedzialnych za nauczanie katolickiej doktryny, wierność w newralgicznych dla tej wiary punktach, w kontekście modernizmu. Jasny i przejrzysty tekst przysięgi hamował sumieniom modernizującym, lecz mających w sercu bojaźń Bożą, dostęp do odpowiedzialnych stanowisk, jak i samego kapłaństwa. Z kolei krzywoprzysięstwo modernistów, którzy nie akceptując jej wewnętrznie, mimo to składali ją w celu objęcia wpływowego stanowiska lub w celu uzyskania kapłaństwa w ogóle, ukazuje perfidię zatwardziałego modernisty oraz jego hipokryzję. Zaprawdę trudno nam wierzyć w teorie spiskowe, jednak skoro trzy dekady po św. Piusie X, Pius XII potępiał odradzający się wśród duchowieństwa neomodernizm, oznacza to, że istnieli i wówczas Judasze, dopuszczający się haniebnego krzywoprzysięstwa lub też nikczemnie porzucający swój obóz, wpierw uroczyście przyrzekłszy mu wierność.

Niezależnie od samych intencji modernistów, kolejnym środkiem zaradczym była cenzura duchowna, a przede wszystkim tzw. imprimatur (można drukować) i nihil obstat (nie ma przeciwwskazań). Normy te dotyczyły nie tylko publikacji teologicznych czy dzieł z zakresu duchowości, ale pozwolenia te widniały również np. na podręcznikach do filozofii autorstwa katolików lub wydawanych przez katolickie wydawnictwa. Oczywiście modernizm widział w takim działaniu jedynie ograniczenie i zacofanie, jednak sumienie katolickie dostrzega w tym roztropnym rozwiązaniu troskę Kościoła pomnego na swą misję dbania o czystość doktryny i nieskazitelność wiary. Czyż św. Paweł nie nauczał św. Tymoteusza: „nalegaj w porę, nie w porę” (10)? Czyż Bóg nie powiedział Jeremiaszowi „daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził” (Jr 1, 10)? Tak też i z perspektywy historii nie należy postrzegać owej cenzury jako ograniczenia systemów totalitarnych ubiegłego wieku, lecz jako akt miłości Chrystusowej, gdyż „prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Skoro prawda wyzwala człowieka, błąd go zniewala; jest więc czynem miłosierdzia zapobiec temu zniewoleniu poprzez niedopuszczenie błędu do głosu. Na dodatek w przeciwieństwie do najróżniejszych zwodzicieli narodów w poprzednim stuleciu, Kościół głoszący nie swoją, lecz Słowa Wcielonego naukę, wie co dobre, a co szkodzi Jego dzieciom.

Jednak najbardziej kontrowersyjnym dla współczesnego człowieka może wydawać się, znienawidzona zresztą przez modernistów, zaaprobowana, choć nie kanonicznie, przez św. Piusa X instytucja Sodalitium pianum, zwana również jako La Salpiniere. Tworzona przez niewielką liczbę oddanych i dyskretnych współpracowników, duchownych czy też świeckich, była to niesłychanie skuteczna antymodernistyczna i antyliberalna siatka wywiadowcza. Jej celem było jedynie zbieranie informacji o poglądach osób i relacjonowanie ich do centrali w Watykanie pod kierownictwem prałata Umberto Benigniego. Później wyciągano konsekwencje wobec duchownych łamiących orzeczenia papieskie. Wykłady o wątpliwej tematyce, nauczanie seminaryjne lekceważące Tradycję, liberalne kazania, wszystko to mogło, a nawet powinno stać się przedmiotem zainteresowania Sodalitium i odpowiedniego przez nią udokumentowania. Jeśli przyjrzeć się z bliska działaniom La Salpiniere nie ma w nich nic odrażającego. Jedyną jej czynnością było zbieranie informacji, które były bądź szeroko dostępne (wykłady, kazania, itd.), bądź skrywane ze względu na perfidię spiskujących (szmuglowanie zakazanych nowinkarskich doktrynalnie czasopism do seminariów, zamknięte modernizujące wykłady). Informacje te były zawsze zdobywane poprzez moralnie dozwolone środki: członkowie Sodalitium nikogo nie inwigilowali, a jedynie byli uważnymi słuchaczami i obserwatorami. Działali za przyzwoleniem znanego z dobroci i miłosierdzia papieża, który uznając takie nietypowe działanie za wskazane, musiał mieć ku temu ważne powody. I w sumie patrząc na świętość Ojca Świętego Piusa X wspomniany papieski ruch na szachownicy kryzysu modernistycznego świadczy bardziej o nikczemności modernistycznej inwigilacji Kościoła niż o totalitaryzmie kościelnym. Wszak kto ma czyste sumienie, nie ma nic do ukrycia wobec swoich przełożonych, kto nie spiskuje, nie działa w ukryciu, kto należycie rozumie sens hierarchii kościelnej, przyjmuje też i jej jarzmo widząc w niej „lekkość i słodycz” (11). Z kolei też i wściekłość przeciwnika – wiadomości nagromadzone przez Sodalitium w dużej mierze przyczyniły się do wewnątrzkościelnego oczyszczenia – spotęgowana na dodatek anonimowością członków La Salpiniere, jest owocem pokazującym prawdziwe zbuntowane wobec Kościoła Bożego oblicze modernizmu.

Dzieje Kościoła są polem starcia się prawdy z fałszem, dobra ze złem, Nieba z piekłem, Boga z antycznym wężem. W starciu tym, niezależnie od swych subiektywnych intencji, poczynania dusz ludzkich obiektywnie działają na rzecz jednego z obozów: w praktyce nie ma czynów obojętnych, neutralnych; poza murami Miasta Bożego rozpoczyna się miasto miłości własnej. Zresztą postawa obojętności wobec prawdy, wobec dobra, już jest złem: „Bodajbyś był zimny, albo gorący!” (Ap 3, 15) W kontekście tego pojedynku kryzys modernistyczny przejawia się jako nadzwyczaj specyficzny etap. Bardziej niż kiedykolwiek żelazo fizycznych prześladowań zastąpiła broń intelektualna. Oczywiście takie spojrzenie na ludzkie dzieje jest możliwe jedynie na płaszczyźnie katolickiej historiozofii. Inna analiza, a więc ta pomijająca dogmat grzechu pierworodnego i jego nieobliczalnych dla rozwoju dziejów skutków, nie da pełnego zrozumienia Modernizmu potępionego przez papieży. Niewierzący widzi jedynie poglądy i reakcje, katolik dostrzega dodatkowo dramatyczny aspekt niosącego spustoszenie wiary modernizmu, potępienie zaś widzi jako zbawcze dla zachowania wiary lekarstwo.

Jednakże nie tylko katolik odniesie korzyść z tej lektury. Dzieło to jawi się bowiem jako pogotowie techniczne wobec szwankujących czynności poznawczych i wolitywnych współczesnego człowieka. Konkluzje, jakie uważny czytelnik może wywnioskować z przedstawionych dokumentów, są prawdziwą instrukcją obsługi uczącą na nowo realizmu ludzkiego poznania. Książka ta jest ważnym drogowskazem w dobie nie tylko postromantyzmu, ale i w erze wirtualnego świata, w którym, chcąc nie chcąc, przynajmniej poprzez konieczność zdobywania codziennego chleba, jeśli nie w celach rozrywki, zatapia się współczesny człowiek. Bynajmniej, Kościół nie potępia techniki czy ludzkich uczuć: chodzi jedynie o kwestię miary i odpowiedniego umiarkowania. Romantyzm przesunął punkt ciężkości z intelektu na zmysły. Gorzej: zmysły zapanowały nad umysłem (12). Równolegle rozwijający się idealizm dał priorytet poznającemu podmiotowi w stosunku do poznawanego przedmiotu. To istotny, kolejny historiozoficzny przełom w porównaniu do renesansu i oświecenia. Humanistyczny nurt zerwał ze światem nadprzyrodzonym łaski, zasadniczo jednak nie zaatakował samej natury ludzkiej. Przygotowujące bezbożną wobec Kościoła rewolucję francuską oświecenie zachowało wciąż teologię naturalną w postaci teodycei. Dopiero na tak „oczyszczonym” z Objawienia gruncie społecznym mogła rozpocząć się rewolucja natury ludzkiej jako takiej. Wprawdzie nie każdy uważa się za romantyka czy idealistę, będąc jednak dziećmi swego wieku ulegamy przynajmniej pewnym jego tendencjom. Współczesny człowiek jako taki ma skłonność ku subiektywizmowi czy sentymentalizmowi, nerwicy czy też depresji. Problemy milionów rocznie dokonywanych na całym świecie aborcji, kwestia eutanazji, czy też powiększająca się wśród młodych liczba samobójstw, a także niesamowity popyt jeśli nie na środki antydepresyjne, to na leki uspokajające są nieomylnymi wskaźnikami: współczesny człowiek nie czuje się dobrze w swojej skórze. Konsekwentnie przypomnienie porządku, jaki winien w nim panować, przyczyni się być może do częściowego jego uszczęśliwienia. W końcu spokój to tranquilitas ordinis – błogość porządku.

Bardziej jeszcze niż wskazanie nam historiozoficznej perspektywy problemu czy problemów współczesnego społeczeństwa wybrane przez wydawcę dokumenty zachęcają dzisiejszego katolika do refleksji nad wartością swojej wiary. Oczywiście chodzi tu o prawdziwą, nierozpuszczoną w sentymentalizmie wiarę, rozumianą jako uznanie prawdy Objawionej przez intelekt. Kościół wykazuje bowiem ponadludzkie poświęcenie dla zachowania tejże wiary.

Wojciech Golonka

(1) Współczesne myślenie z zasady potępia wszelkie akty przemocy, wojny czy przymusu nie rozumiejąc, iż namiętność gniewu jako taka jest moralnie neutralna. Specyfikacja moralności ludzkich pasji zależna jest m.in. od ich celu. Chrystus wyrzucając handlarzy ze świątyni był naprawdę rozgniewany (co nie znaczy, że nie panował nad sobą), tak samo, jak i potępieni odczują gniew Chrystusa na Sądzie Ostatecznym. Z kolei należy pamiętać, że ludzkie pasje, namiętności, są nawykami, które nie zawsze są w stanie urzeczywistnionym. Cnota to pewnego rodzaju habitus, zdolność działania, stąd też i człowiek cnotliwy może łączyć w sobie na pozór dwie sprzeczne cnoty. Wszak swoje zachowanie dostosowuje on odpowiednio do okoliczności i dobra do spełnienia.

(2)Żyjemy w czasach politycznej poprawności i wszelakich równouprawnień. Jeśli słowo „antyfilozofia” wydaje się komuś mocne, niech pamięta, że jest ono słabsze niż użyte przez św. Piusa X słowo „bredzenie” dla określenia tejże filozofii.

(3) Jan XXII kanonizował św. Tomasza 18 lipca 1323 roku, stwierdzając, że „niemożliwe jest, aby jego nauczanie nie było cudowne, gdyż bardziej niż wszyscy inni doktorzy oświecił Kościół, a studiując jego naukę przez tylko jeden rok odnosi się większą korzyść, niż studiując naukę innych przez całe swoje życie”. Św. Pius V bullą Mirabilis Deus (11 IV 1567 roku) ogłosił Tomasza Doktorem Kościoła, podkreślając, że jego autorytet przyświecał ojcom Soboru Trydenckiego (na ołtarzu obok Pisma Świętego położono podczas obrad egzemplarz Sumy teologicznej).

(4) W filozofii są to przede wszystkim Tomaszowe komentarze do pism arystotelesowskich: Etyki, Fizyki, Traktatu o duszy oraz Metafizyki, w teologii zaś są to Suma teologiczna i Suma przeciw poganom (Summa contra Gentiles). Kwestie dysputowane przewidziane są dla obeznanych już z teologią studentów.

(5) Zob. dzieło hiszpańskiego dominikanina Santiago Ramireza, The authority of St. Thomas Aquinas, Waszyngton 1952.

(6) Por. „Philosophiae rationalis ac Theologiae studia et alumnorum in his disciplinis institutionem professores omnino pertractent ad Angelici Doctoris rationem, doctrinam et principia eaque sancte teneant – Przy nauczaniu kleryków, zarówno w czasie studiów filozoficznych, jak i teologicznych, profesorów obowiązuje reguła ścisłego i wiernego trzymania się ujęcia, zasad i nauki świętego Tomasza z Akwinu”, Codex Iuris Canonici, 1917, kanon 1366, § 2.

(7) Na prośbę papieża Benedykta XV kongregacja ta w roku 1916 sformułowała pod redakcją jezuity Matiussiego tzw. dwadzieścia cztery tezy tomizmu przedstawiające to, co najistotniejsze w filozofii św. Tomasza. Odpowiedni komentarz do tej swoistej syntezy myśli filozoficznej św. Tomasza można znaleźć: G. Matiussi, Le XXIV tesi della filosofia di S. Tommaso d’Aquino approvate dalla S. Congregazione degli Studi, Rzym 1947.

(8) Forma i materia to dwa terminy filozoficzne określające, czym jest wewnętrznie dana rzecz, dany byt. Choć dla wielu brzmią one obco, przeniknęły one, ze względu na ich precyzję i wierność względem wyrażenia rzeczywistości, do dziecięcego katechizmu przy okazji objaśniania sakramentów. I tak słusznie mówi się, że materią chrztu jest woda, a formą słowa wypowiedziane przy obmyciu nią głowy katechumena, w Eucharystii materią jest chleb i wino, formą zaś są słowa konsekracji; w spowiedzi świętej. formą są słowa rozgrzeszenia, materią zaś grzechy wyspowiadane przez penitenta. Te przykłady pozwalają lepiej zrozumieć jak Kościół rozumie powołanie kapłańskie: bez słów chrztu polanie po czole wody ani nie zmywa grzechu pierworodnego, ani nie daje łaski uświęcającej, bez apelu Kościoła, a więc i przełożonych, nie ma powołania, a jedynie możliwe predyspozycje (odpowiednie cnoty ku temu stanowi, adekwatna wiedzy czy należyte zdrowie).

(9) Przez pryzmat tego kluczowego dla problemu aspektu modernista jawi się, nie zależnie od swych intencji, jako człowiek tym groźniejszy, im mniej widoczny jest pod tym względem w swoich obyczajach.

(10) „Zaklinam cię wobec Boga i Jezusa Chrystusa, który będzie sądził żywych i umarłych, przez przyjście Jego i królestwo Jego: głoś słowo, nalegaj w porę, nie w porę; przekonywaj, proś, karć z wszelką cierpliwością i nauką” (2 Tm 4, 1–2).

(11) „Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzemię moje lekkie” (Mt 11, 30).

(12) Przenosząc punkt ciężkości z poznawanego przedmiotu na poznający podmiot, subiektywizm idzie w parze z sentymentalizmem dającym pierwszeństwo odczuciom w stosunku do umysłu, a raczej podporządkowując umysł zmysłom. Owszem, obiektywizm nie usuwa subiektu i jego emocjonalności, jednak wobec powszechnego priorytetu udzielanego zmysłom, a wszyscy jesteśmy dziećmi naszych czasów, nigdy za dużo nie podkreśli się, że ludzkie poznanie nie jest tym samym co wyobraźnia, zaś wola to nie to samo co uczucia.

Powyższy tekst jest wprowadzeniem do książki Modernizm potępiony przez papieży.