Nauczanie Kościoła katolickiego wobec modernizmu, cz. 1

Modernizm potępiony przez papieży to dość zaskakujący tytuł dla książki wydanej w dobie odrzutowców, szybkich łączy internetowych czy też laparoskopowych technik operacji. Biorąc pod uwagę tak rzadko spotykany konsekwentny wysiłek Stolicy Apostolskiej do walki z tym, co papież święty Pius X nazywał „zlewiskiem wszystkich herezji” zdziwienie Czytelnika okazuje się tym większe. Zdziwienie wręcz niesłychane: modernizm uznano za sektę będącą nie tylko wrogiem Kościoła, ale i wrogiem wewnętrznym, co dotychczas, pomimo najróżniejszych zdrad nie zdarzało się w takiej formie na przestrzeni dwudziestu wieków tej Boskiej instytucji. Temat potępiania modernizmu wprawia przy tym w zakłopotanie, w końcu Urząd Nauczycielski Kościoła nie potępił ani współczesnych odkryć naukowych, ani wszelakich form modernizacji. Poza jedną. Wszak modernizuje się szpitale, odnawia się drogi, uwspółcześnia się język, rozwija się myśl techniczną, Objawienie pozostaje jednak niezmienne i jako takie nie dostosowuje się do czasu. Wszak Bóg jest niezmienny: „Immotus in te permanens – Niezmienny w Tobie pozostajesz” wielbi Boga Kościół (1), a jego słowa pozostają na wieki: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Łk 21, 33). Cóż więc konkretnie kryje się za słowem „modernizm” i dlaczego włożono tyle wysiłku w jego zwalczanie, oto tematyka pasjonująca choć trudna i skomplikowana. Kwestia wciągająca a jednocześnie bijąca zgrozą. Zagadnienie spektakularne a zarazem mało znane wśród szeregowych katolików. Zasługą wydawcy jest udzielenie czytelnikom wnikliwej odpowiedzi na to pytanie poprzez zebrane źródłowe dokumenty szeroko omawiające poruszany problem.

Chodzi więc o modernizm doktrynalny, rzecz nie jest o stylach architektonicznych czy współczesnej literaturze, przynajmniej nie bezpośrednio. Kiedyś pisano wierszem, dziś popularna jest proza, dawniej budowano glinianki, dziś beton wyparł cegłę. Nie chodzi o gusta muzyczne (w końcu czyż jazz to już nie modernizm w porównaniu do muzyki epoki baroku?) ani inne przyzwyczajenia estetyczne: sedno omawianego tematu to podstawa wiary, a raczej jej bezlitosne zniekształcenie. Wierząca niewiara (2), o której mowa, to przede wszystkim specyficzne podejście do prawdy objawionej, podejście o skutkach niewyobrażalnych dla normalnego katolickiego sumienia. Cóż bowiem powiedziano by o rozpuszczalniku niszczącym doszczętnie substancję rzeczy pozostawiając jedynie ich pozory, symbole? A tym właśnie jest modernizm: negacją stałego obiektywnego objawienia, wytłumaczeniem zaś religii w ogóle jako ewolucyjnej ekspresji ludzkiego odczucia. A jeśli modernista przestanie czuć się dobrze w swej religii? Przejdzie do formy dającej mu lepsze spełnienie samego siebie, nawet do ateizmu. W międzyczasie jednak, póki uważa siebie za katolika, choć Bóg jeden wie czy wciąż nim pozostaje, bez zająknięcia wyrecytuje on dwanaście artykułów Składu Apostolskiego, lecz w zupełnie innym znaczeniu. „Tak – powie modernista – wierzę w grzech pierworodny, wierzę w Bóstwo w Chrystusa”, ale ma on tu na myśli zupełnie co innego niż tradycyjna teologia. Dla modernisty dogmat to tylko symbol, symbol swego odczucia lub wyobrażenia wspólnot chrześcijańskich danego okresu historii. I tak jego wiara w Bóstwo Chrystusa to stwierdzenie, iż w Jezusie Chrystusie doświadczenie religijne osiągnęło doskonałą formę. W prawdzie pozwala mu to wciąż nazwać go w swym języku Synem Bożym, bynajmniej jednak nie oznacza to u niego współistotności Chrystusa, drugiej Osoby Trójcy Świętej, Bogu Ojcu. Choć możliwie językowo identyczna w stosunku do katolicyzmu, modernistyczna wizja wiary jawi się jako ewoluujące w czasie uświadomione religijne odczucie wynikające z życiowych potrzeb natury ludzkiej (3).

Niemniej jednak wprowadzenie do przedstawionej tematyki nie powinno ani powtarzać zawartości książki, ani jej zbytecznie komentować. Wszak list Testem benevolentiae Leona XIII , potwierdzający wzniosłość życia kontemplatywnego i tradycyjnego apostolatu wobec błędu amerykanizmu, stanowi zarówno naturalne historyczne preludium, jak i wystarczające wprowadzenie do problemu nowinkarstwa doktrynalnego którym jest modernizm. Centralny obraz naszego tryptyku to obchodząca niedawno swe setne urodziny encyklika Pascendi Dominici gregis św. Piusa X wraz z towarzyszącym jej dekretem potępiającym Lamentabili: oba dokumenty w sposób zupełny analizują istotę problemu i każdy ich paragraf zasługuje jak i wymaga odpowiedniej uwagi. Wszakże częściowa zbieżność tematu z najbardziej tajemniczą obok teodycei częścią filozofii, jaką jest epistemologia, nie czyni zagadnienia łatwym do zrozumienia. W końcu Humani generis Piusa XII to wierne echo Pascendi wobec odradzających się czterdzieści lat później głów tej samej hydry pod nazwą la nouvelle théologie, nowej teologii (4). Specyfiką tego ostatniego dokumentu jest zajęcie jasnego i definitywnego stanowiska co do dyskutowanych wówczas kwestii ewolucji czy interpretacji Pisma Świętego, a więc uwzględnienie problemów nienapotkanych przez św. Piusa X, przynajmniej nie w tej samej formie. Reszta dokumentów to wnikliwe komentarze wspomnianego papieskiego tryptyku. Jeśli podstawowe kwestie powtarzają się w każdym komentarzu (agnostycyzm, immanencja życiowa) co jest rzeczą normalną, dokumenty te różnią się uwagą poświęconą szczegółowym zagadnieniom lub też zamierzonym odbiorcą (duchowny czy też laik, Polak lub obcokrajowiec). Ciekawe dodatkowe informacje historyczne na temat genezy i rozwoju modernizmu znajdziemy w pracach księży Miłkowskiego i Dobroniewskiego oraz biskupów Pelczara i Zubizaretty. Na szczególną uwagę zasługuje opracowanie ks. Starkera na temat przysięgi antymodernistycznej, gdyż jest to zazwyczaj najmniej omawiany papieski dokument w ramach badań nad modernizmem, a jednocześnie jest to rzecz o daleko idącym znaczeniu. Ogólnie, objaśnienia te, przeważnie autorstwa wybitnych polskich teologów początku XX wieku, świadczą pośrednio o żywotności polskiej myśli teologicznej tamtej epoki wobec bieżących problemów Kościoła. Zasługują na uwagę zwłaszcza liczne działania polskich biskupów przedstawiające prawdziwie pasterską odpowiedź na realne zagrożenie modernizmu dla katolickiej wiary. Należy przy tym podkreślić, że podobne dokumenty wyszły i spod pióra duchowieństwa innych języków, w końcu nauczanie trzody oraz chronienie jej od błędów należy do głównych obowiązków kleru, przede wszystkim zaś tyczy się biskupów i ekspertów w teologii (5). A ponieważ przytoczone dokumenty uzupełniają się i objaśniają nawzajem (co zresztą nie pomniejsza trudności tematu – wręcz przeciwnie, zainteresowanie teologów potwierdza jego złożoność) proponowane nam przez wydawcę dziełko znakomicie objaśnia czym jest nieznany dziś dla wielu modernizm. Pozostaje jednak drugi człon tytułu: potępiony przez papieży rodzący parę pytań, przynajmniej o sens samego potępienia, i to dokonanego w postaci jednej z najsurowszych możliwych anatem (6). Pytań również o odpowiedniość wybranych przez Kościół rozwiązań w stosunku do napotkanego problemu.

Odpowiedź na pierwsze pytanie znajduje się w eklezjologii, czyli części teologii rozważającej istotę Kościoła katolickiego. Kościół ten został założony przez Jezusa Chrystusa jako skarbnica danego przez Boga depozytu wiary, czyli Objawienia (7). Jest on więc z woli Bożej koniecznym narzędziem dla wskazywania przedmiotu wiary, czyli tego, co objawione. Choć jedynie Bóg jest formalną przyczyną wiary w osobie wierzącej (causa formalis), świadectwo Kościoła jako tzw. przyczyna sprawcza (causa efficiens) od strony przedkładania prawd do wierzenia, ad credendum, jest niezastąpione dla istnienia aktu wiary, wyjątkiem byłby cud zastępujący to świadectwo. Sam przekaz czyniony przez Kościół tego, co objawione, jest Tradycją, z łacińskiego traditio, od tradere – przekazać. Stąd też i kluczowe słowa św. Pawła apostoła „tradidi quod et accepi – przekazałem to, co otrzymałem” (1 Kor 15, 3), odzwierciedlające istotę misji Kościoła. W konsekwencji uchwycenie celu Kościoła, przekazu wiary, przedstawia go przede wszystkim jako Tradycję. Nie tłumaczy to jeszcze jednak dlaczego Kościół zawzięcie zwalcza to, co otwarcie sprzeciwia się tejże Tradycji (8). Otóż Jezus Chrystus ustanowił Kościół z jeszcze wyższego względu, a związanego właśnie z samą wiarą, dla której przekazu Kościół jest potrzebny. Zbawiciel powiadając bowiem: „Idąc na cały świat, opowiadajcie Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15–16) uzależnił zbawienie każdego od wiary, czego wiernym echem są również słowa św. Pawła: „Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się Bogu” (Hbr 11, 6). Wszak zbawienie związane jest z usprawiedliwieniem, a to z kolei dokonuje się wraz z zanurzeniem w usprawiedliwiającej śmierci Pańskiej bądź przez chrzest wody, bądź przez chrzest pragnienia lub krwi (męczeństwo), bądź przez sakrament pokuty (9), czyli sakramenty lub ryty, które zakładają lub dają wiarę. Stąd też głoszony od wieków przez Kościół dogmat „extra Ecclesia nulla salus – poza Kościołem nie ma zbawienia”, wynikający z faktu, że wiara katolicka (a więc i przynależność do Mistycznego Ciała Chrystusa poprzez zasługi Jego Męki) jest niezbędnie do zbawienia potrzebna.

Wspomniany wątek eklezjologiczny tłumaczy więc dlaczego Kościół w ogóle potępia modernizm. Skoro jest to herezja przeciw wierze, naraża przeto na wieczne potępienie, logicznie jest ona przeto do potępienia. Nie objaśnia to jednak jeszcze dlaczego modernizm został potępiony tak surowo. Wszak nader rzadko Kościół czyni użytek z excommunicatio vitandus (10), a same środki zaradcze wskazane przez św. Piusa X nie należą do błahych. Wyliczmy: bezwzględne niedopuszczanie do święceń, imprimatur i nihil obstat, przysięga antymodernistyczna, a zwłaszcza tak kontrowersyjna Sodalitium pianum, której działania nieomal zablokowały proces kanonizacyjny świętego papieża. Takie zdecydowane działania nie istnieją bez proporcjonalnej do nich przyczyny: skoro modernizm spotkał się wówczas z nieprzejednaną postawą ze strony hierarchii czuwającej nad powierzoną jej trzodą, zakłada to rzeczywistą specyfikę odróżniającą modernizm od reszty błędów doktrynalnych. Powiedzmy wprost, różnicę ogromną.

Na tle najróżniejszych herezji znaczących historię Kościoła, modernizm wyróżniają dwa aspekty, a mianowicie perfidia samego błędu, jak i złośliwość taktyki świadomych modernistów. Albowiem, pomimo iż każdy błąd jest błędem, różne błędy mają różne przyczyny. Kiedy więc dokonuje się stopniowania wśród błędów, czyni się to przede wszystkim ze względu na ich źródło. Zła odpowiedź na zadane z fizyki pytanie może wynikać np. z błędu w obliczeniach lub też z nieznajomości w ogóle praw fizyki. Dla samej fizyki jako nauki gorszy jest drugi rodzaj błędu, nieznajomość fizyki w ogóle. I tym właśnie jest modernizm: każda herezja niszczy wiarę w Objawienie, modernizm wyklucza w ogóle możliwość obiektywnego Objawienia. Każda herezja wprowadza subiektywizm wierzącego w miejsce autorytetu Boga Objawiającego, modernizm idzie o wiele dalej, zastępuje intelektualne poznanie immanencją życiową (11). Tak więc kiedy apologetyczne doprowadzenie „klasycznego” heretyka do absurdu, wykazanie mu sprzeczności, jest możliwe, skoro tylko przyjmie on jako pewnik jedną z prawd naszej wiary, to dialog apologetyczny z modernistą pozostaje niemożliwy, dopóki nie uznaje on w ogóle możliwości obiektywnego poznania rzeczywistości. W istocie modernistyczny atak na psychologię aktu wiary zasadniczo różni się od dotychczasowych herezji. Bowiem redukcja aktu wiary do odczucia jest uwarunkowana u modernisty błędnymi założeniami epistemologicznymi w ogóle, a więc fałszywą psychologią aktu poznania niezależnie od tego czy jej przedmiot jest przyrodzony czy też nadprzyrodzony (12). Stąd też pojawienie się modernizmu na scenie dziejów było niemożliwe dopóki powszechnie akceptowano epistemologiczny realizm (13). Należy też pamiętać, że agnostycyzm fenomenalny leżący u podstaw modernizmu nie jest błędem natury teologicznej, lecz filozoficznej. Z kolei nie ma sposobu na błądzącego wobec naoczności, wszak nie ma większej oczywistości niż naoczność. Tak więc modernizm jako taki jest systemem niszczącym nie tylko katolicyzm, ale też i religijność jako taką. Już sam ten aspekt pozwala zrozumieć jakie niebezpieczeństwo spotkało jedyną religię objawioną przy okazji modernistycznej inwazji. Więcej jednak, perfidia szturmujących spotęgowała wystarczająco ogromne już zagrożenie.

Powrócimy do przykładu naszego pseudofizyka, błądzącego ze względu na nieznajomość praw fizyki. Dopóki jego niewiedza jest jawna, nie stanowi on większego zagrożenia, załóżmy jednak, że udaje on fizyka, posługuje się tym samym językiem technicznym nadając mu przy tym inny sens. Na naszych oczach pożałowania godny nieuk przerodził się w niebezpiecznego pseudofachowca, zwodzącego tym mocniej, im bardziej zewnętrznie podobny jest on do zdrowych wykładowców swego zawodu. O ile więc „klasycznie” pojmowane herezje automatycznie powodowały wykluczenie z Kościoła poprzez otwartą negację jednej z prawd, a bunt jej w swych niekrytych postulatach pozostawał jawny, o tyle, nie bez powodu, system modernistyczny zachowując pozory katolickości, zamierzał działać wewnątrz Kościoła, oczywiście w celu zwiększenia swej skuteczności. Tak też, dopóki herezja jawiła się jako atak oblężniczy na Kościół przechowujący depozyt wiary, wskazanie błędu było stosunkowo proste. Jednak wprowadzenie konia trojańskiego do Winnicy Pańskiej, co więcej, przybranie przez szturmujących mundurów i zachowań, a wręcz języka obrońców, stanowi zasadniczą różnicę w stosunku do poprzednich form diabelskiej walki na szachownicy czasu z dziełem Odkupienia (14). Dlatego też nie było przesadą nazwanie grupy modernistów sektą czy też neokościołem (15), a perfidność ich zamiarów, wyraźnie widoczna w poniższych dokumentach, usprawiedliwia bezwzględność powziętych przeciw nim środków zaradczych.

Czyż nie dotknęliśmy tutaj pewnego paradoksu, a raczej sedna doktrynalnego thrillera, jaki ukazuje się dziś na rynku książek staraniem wydawcy? Ludzie wewnątrz Kościoła w spisku przeciw Kościołowi? A zwłaszcza wśród kapłanów? Biskupów? U żył Kościoła? Niestety wszelkiego rodzaju teorie spiskowe dziejów mają to do siebie, że znieczulają na prawdziwe spiski. W końcu dziecinadą jest wierzyć w rzeczy niewiarygodne, a kto uwierzyłby w spisek doktrynalny wewnątrz Kościoła? Gdyby chodziło o konta watykańskie albo, jeszcze lepiej, o tajne narady w willach włoskiej mafii na sycylijskim wybrzeżu, proszę bardzo, media pierwsze podchwycą dobrze sprzedający się temat. Ale spisek czysto doktrynalny? Tym bardziej niewiarygodne, że dziwnym trafem w dzisiejszych czasach ludzie gotowi są oddawać życie dla pól ropy naftowej, lecz nie dla samej idei. Jednak trudno posądzić św. Piusa X o nierozważność. Już samo wychowanie w biednej rodzinie wyrobiło w Józefie Sarto zdrowy osąd o rzeczywistości, a powolne przejście przez wszystkie stopnie hierarchii kościelnej (16) nie tylko dało mu najlepsze pasterskie doświadczenie, ale i obeznało go z najróżniejszymi problemami ówczesnego Kościoła. Tak kompetentne i przywykłe do rozwiązań praktycznych osoby zazwyczaj nie nadużywają słów. Specyficzna dla papieży tamtych lat powaga stylu wypowiedzi, mogąca dziwić współczesnego czytelnika, nie powinna przesłaniać powagi ich przesłania. Więcej: to właśnie powaga tematu narzuca im takie a nie inne formy literackie. W końcu Ojciec Święty podkreśla osobiście, iż potępienie modernizmu stało się dla niego kwestią sumienia (17). I oto właśnie spełnia się niewyobrażalna hipoteza najgorszego ze scenariuszy: są w Kościele, nieafiszujący się jako tacy, heretycy. Każde słowo jest tu ważne, podkreślmy: osoby niewyznające wiary katolickiej nie tylko udają katolików, ale również, obejmując najróżniejsze funkcje w hierarchii kościelnej próbują, mocą spisku, zniszczyć ten Kościół, przekształcić go wedle swych innowierczych zamiarów. Kapłani! Kto wie czy nie biskupi! (18) W porównaniu do kryzysu modernistycznego dramat współpracy kleru bloku wschodniego z komunistycznymi aparatami politycznymi jawi się jak nic nieznaczący drobiazg (19). Przy tym autentyczność informacji zawartych w archiwach watykańskich na temat modernistów nie budzi zastrzeżeń.

cdn.
Wojciech Golonka

(1) Hymn brewiarzowy Rector potens verax Deus rozpoczynający nonę, prawdopodobnie autorstwa św. Ambrożego.

(2) Określenie to jak najbardziej trafne sformułował ks. Piotr Ostaniewicz, Wierząca niewiara. Dwie rozprawy o modernizmie, Włocławek 1913.

(3) Zebrane dokumenty wzdłuż i wszerz objaśniają filozoficzny rodowód modernizmu. Niech wystarczy nam więc jedynie zauważyć, że „agnostycyzm fenomenalny” Kanta odrzucający możliwość obiektywnego poznania bytów, to zamknięcie umysłowi drogi dostępu do Objawienia zewnętrznego, z kolei ewolucyjne pojęcie prawdy Hegla ukazuje się w modernizmie jako uzależnienie wiary od danego kontekstu historycznego.

(4) W roku 1946, cztery lat przed Humani generis, dominikanin Réginald Garrigou- -Lagrange, najwybitniejszy tomista XX wieku, pisał w czasopiśmie „Angelicum” – artykuł La nouvelle théologie où va-t-elle? – o zagrożeniach nowej teologii.

(5) Bardzo ważną polemikę pod tym względem prowadził jezuita Józef de Tonquédec ze znanym francuskim przedstawicielem modernizmu Maurycym Blondelem. Przypadek Blondela zawiera wiele zbieżności z pośmiertnie potępioną doktryną niemieckiego księdza Jerzego Hermesa. Polemizując z kantyzmem Hermes, chcąc nie chcąc, uległ części jego postulatów. Blondel z kolei odrzucając klasyczne pojęcie prawdy zastąpił je przez adequatio mentis realis et vitae (wzajemną odpowiedniość żywego umysłu i życia), sprowadzając apologetykę do czysto subiektywnych opartych na życiu argumentów, niewystarczających jednak bez obiektywnego gruntu teodycei.

(6) Ekskomunika może być zaciągnięta przez sam fakt popełnienia przestępstwa, które jako takie automatycznie karane jest ekskomuniką, np. dokonanie aborcji, i jest to ekskomunika latae sententiae. Może również zostać nałożona przez oficjalny dekret, nie tyle potwierdzający, że ktoś zaciągnął ekskomunikę latae sententiae – taki dokument stwierdza jedynie fakt już dokonany – lecz ekskomunikujący bezpośrednio daną osobę mocą jurysdykcji biskupiej. Jest ona wtedy zwana ferendae sententiae. Surowość ekskomuniki zależna jest od sposobu nakładania tej kary. Są ekskomuniki zarezerwowane lub nie. Zarezerwowane mogą być ordynariuszom lub Stolicy Apostolskiej. Na dodatek wówczas rozróżniano trzy stopnie ekskomunik zarezerwowanych Stolicy Apostolskiej: reservata simpliciter (zarezerwowana), reservata speciali modo (zarezerwowana w sposób szczególny), reservata specialissimo modo (zarezerwowana w sposób najszczególniejszy). Zob. Codex Iuris Canonici, 1917, kanon 2245. Moderniści, którzy odważyliby się bronić zdań potępionych w Lamentabili lub Pascendi zaciągali pierwszy stopień wśród ekskomunik zarezerwowanym Stolicy Apostolskiej (zob. motu proprio św. Piusa X z 18 listopada 1907 roku).

(7) Objawienie zaczęło się wraz z Adamem, kontynuowane było za czasów patriarchów i proroków, spotęgowało się poprzez Wcielenie Słowa Bożego, a skończyło się osiągając swą pełnię wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów, świętego Jana Ewangelisty. Przedmiotem Objawienia są przede wszystkim prawdy nadprzyrodzone co do istoty (quoad substantiam), czyli te, których umysł ludzki nigdy nie poznałby bez pomocy Bożej. Są to m.in. prawda o Trójcy Świętej, nauczanie o przeistoczeniu w każdej ważnej Ofierze Mszy Świętej czy też objawienie nadprzyrodzonego celu człowieka. Bóg objawił również ludziom rzeczy mogące być samodzielnie poznane w sposób pewny przez człowieka, prawdy nadprzyrodzone nie w swej istocie, lecz tylko ze względu na sposób ich przedstawienia (quoad modum). To dodatkowe Objawienie, (revelatum per accidens) w stosunku do Objawienia zasadniczego (revelatum per se) ma za cel przeciwstawienie się ułomności ludzkiego poznania po grzechu pierworodnym (brak czasu, lenistwo, łatwość popełnienia błędu). Rozróżnienia tego dokonuje Sobór Watykański I w konstytucji Dei Filius poświęconej Objawieniu, wierze oraz jej relacji do umysłu. Dokument był podstawą dla zwalczających modernizm papieży.

(8) Zauważyć należy, że aby być Tradycją, przekaz musi być wierny, nienaruszony: „O Tymoteuszu, strzeż powierzonego skarbu, unikaj światowych nowości słów i sprzeciwów rzekomej wiedzy: niektórzy wyznając ją, odpadli od wiary. Łaska z tobą. Amen” (1 Tm 6, 20–21). Por. „Ty jednak trwaj w tym, czegoś się nauczył i co ci powierzono” (2 Tm 3, 14). Owszem, możliwe jest doprecyzowanie pewnych aspektów nauki, ogłoszenia nowego dogmatu, nie jest to jednak głoszenie nowej doktryny, gdyż przecież należy ona do Objawienia, lecz pierwsze podanie jej do wierzenia w sposób dogmatyczny. Modernista, przeciwnie, czyni przekaz żywym w sensie ewolucyjnym, a więc podlegający zmianom wedle okoliczności czasu, miejsca, a przede wszystkim wedle wierzącego podmiotu. Błędność jak i niedorzeczność tego poglądu wykazał w sposób zupełny kardynał Ludwik Billot w monumentalnym dziele De immutabilitate traditionis contra modernam haeresim evolutionisimi, Rzym 1907.

(9) Czy nie wiecie, że którzykolwiek jesteśmy ochrzczeni w Chrystusie Jezusie, ochrzczeni jesteśmy w śmierci Jego? Albowiem z Nim jesteśmy razem pogrzebani w śmierć przez chrzest, aby jak Chrystus wstał z martwych przez chwałę Ojca, tak żebyśmy i my chodzili w nowości życia” (Rz 6, 3–4).

(10) Z łac. vitare – omijać. Jest to przypadek ekskomuniki imiennej, a więc ferendae sententiae, a oznaczała ona, że dana osoba nie mogła nawet biernie uczestniczyć w ceremoniach kościelnych lub ceremonie te miałyby być przerwane w razie niemożliwości usunięcia tej osoby. Świadczyło to również o szczególnych zagrożeniach dla wiary lub moralności, jakie wynikały z kontaktu z taką osobą. Wśród modernistów ekskomunikowany jako vitandus został m.in. bezpośredni ojciec herezji, ks. Loisy.

(11) Czym różni się zresztą od racjonalizmu, który odrzucając możliwość Objawienia, nie zastępuje go jednak żadnym przeżyciem religijnym.

(12) Kant oderwał człowieka od obiektywnej otaczającej go rzeczywistości przenosząc kategorie bytu, a więc obiektu, czyli przedmiotu, na kategorie intelektu, czyli subiektu, podmiotu. Dla Kanta doświadczane zjawisko nie odzwierciedla rzeczy. Negatywna strona modernizmu (w sensie redukcji możliwości poznania ludzkiego) jest bezpośrednio uwarunkowana przez kantowskie konkluzje.

(13) Epistemologiczny realizm oznacza, że intelekt poznaje rzeczy takimi, jakimi się one jawią, co oczywiście nie wyklucza możliwych błędów mogących wynikać z różnych okoliczności towarzyszących doświadczeniu. Samo zresztą stwierdzenie błędu zakłada znajomość poprawności. Problemem tegoż realizmu z punktu widzenia naukowego jest właśnie fakt, iż jest to coś wyższego od nauki. Jest to punkt wyjścia, na którym buduje się nauka, fundament, na którym wznosi się cała budowla ludzkiego poznania, nie jest on jednak udowadniany: wszak dowód opiera się na wyższej zasadzie, principium, czego w przypadku pierwszych pryncypiów brak. Niemniej jednak stanowisko to jest pewne i pewniejsze nawet niż dowód: oczywistość przewyższa dowód a bezpośredni wgląd, jakim jest intuicja, przewyższa rozumowanie i dyskurs. Arystoteles, a za nim św. Tomasz z Akwinu, uważali konsekwentnie, że kto błądzi w oczywistości, jest nie uleczalny.

(14) Św. Pius X podkreśla kłamstwo modernistów kreujących się na rzeczników ludu Bożego: „W ten sposób działając, działają z zupełną świadomością i rozwagą; już to twierdząc, że władzy nie należy burzyć, lecz raczej ją inspirować; już też, zostając w obrębie Kościoła z konieczności, aby zmienić niepostrzeżenie samowiedzę zbiorową: przyznając tym samym pomimo woli, że samowiedza zbiorowa nie jest po ich stronie i że niepowołani narzucają się na jej tłumaczy”.

(15) Zob. pracę ks. Macieja Sieniatyckiego, Modernistyczny Neokościół.

(16) Urodzony w 1835 roku Józef Sarto przyjął święcenia kapłańskie w roku 1858, po czym przez dziewięć lat pełnił funkcję wikariusza w Tombolo. Mianowany proboszczem w Salzano w roku 1867, a w roku 1875 kanonikiem katedry w Treviso, gdzie pełnił m.in. funkcje kierownika duchowego i rektora seminarium, a także wikariusza generalnego. W roku 1884 został wybrany na biskupa w Mantui, a w roku 1893 wyniesiony do godność kardynalskiej, objął wówczas weneckie arcybiskupstwo. Wybrany na papieża w roku 1903 przyjął imię Piusa, zmarł w tygodniach poprzedzających I wojnę światową. Lekarze stwierdzili dosłowne pęknięcie serca spowodowane ubolewaniem nad mającą wkrótce tonąć w morzu krwi Europą. Szczegółowy portret tego ostatniego spośród kanonizowanych papieży znajdzie czytelnik w hagiografii pióra René Bazina, Pius X albo w biografii Święty Pius X. Dobry Pasterz Frances Alice Forbes.

(17) „Dlatego też dłużej milczeć Nam nie wolno, aby ta wyrozumiałość, której używaliśmy, spodziewając się ich powrotu do rozwagi, nie była nam poczytana za zapomnienie swego obowiązku.”

(18) „Będziemy więc mówić, Czcigodni Bracia, nie o niekatolikach, lecz o wielu z liczby katolików świeckich, oraz – co jest boleśniejsze – o wielu z grona samych kapłanów… Dziwią się tacy, dlaczego ich zaliczamy do nieprzyjaciół Kościoła; nikt jednak nie będzie się dziwił, jeżeli – pomijając zamiary wewnętrzne, których Bóg tylko jeden jest sędzią – zapozna się z ich doktryną, z ich sposobem mówienia i działania. Zaprawdę, nie odbiega od prawdy, kto ich uważa za nieprzyjaciół Kościoła i to najbardziej szkodliwych”.

(19) Być może w subiektywnym odczuciu zdrada moralna dla pieniędzy czy z tchórzostwa jest dla nas bardziej odrażająca niż zdrada doktrynalna. Nie osądzając sumień osób zawikłanych w oba kryzysy należy jednak pamiętać, że przewinienia przeciw pierwszym trzem przykazaniom, a więc i przeciw wierze, są gorsze niż przeciw reszcie przykazań: obiektywnie są więc one jeszcze bardziej odrażające.

Powyższy tekst jest wprowadzeniem do książki Modernizm potępiony przez papieży.