Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej. Rozdział siódmy

W krainie Wschodzącego Słońca

Po południu 24 kwietnia 1930 roku trzej misjonarze przybyli do Nagasaki. Skierowali się najpierw do kościoła, by podziękować za bezpieczną podróż. Przed wejściem do świątyni znajdowała się figura Maryi Niepokalanej, jakby na powitanie. Ojciec Maksymilian wziął to za dobry znak i przepowiedział: „Nasza przyszłość tutaj będzie bardzo owocna”. Jego przepowiednia spełniła się poprzez rozkwit japońskiej misji franciszkanów konwentualnych, obecnie będącej prowincją.

Z początku zdawało się, że polscy misjonarze odwiedzający biskupa Hayasakę spotkają się z kolejną odmową. Biskup powitał misjonarzy z typową japońską kurtuazją, lecz nie był otwarty na pomysł tych mało znanych franciszkanów zamierzających drukować czasopismo. Prawdą jest, że biskup był po prostu ostrożny wobec „zelotów” Matki Bożej, którzy, nie znając ani słowa po japońsku, chcieli rozpowszechniać miłość i cześć Maryi Niepokalanej nie tylko wśród jego katolickiej trzódki, lecz także wśród pogan. To wszystko wyglądało bardzo nierealnie.

Jednak dowiedziawszy się, że ojciec Kolbe posiada doktoraty z filozofii i teologii, nagle okazał zainteresowanie. Tak się składało, że biskup Hayasaka szukał właśnie profesora teologii. Pozwolenie na osiedlenie się misjonarzy w diecezji zostało udzielone pod warunkiem, że o. Kolbe przyjmie stanowisko wykładowcy w seminarium. Była to wielka ofiara, jaką podjął ojciec Kolbe w tej sytuacji.

Jak obiecał biskupowi Hayasace, osłabiony chorobą, dojeżdżał uczyć w seminarium. W tamtych czasach jedynym środkiem transportu był autobus. O. Kolbe musiał iść na przystanek, przesiąść się na innym i wysiąść przy kościele, skąd wspinał się po stromym pagórku do seminarium. Dla chorego był to wielki wysiłek. W końcu zaczął wracać do domu taksówką.

Zmiana klimatu, jedzenia i wody wywołała dodatkowe problemy zdrowotne. Cierpiał na czyraki – gdy tylko jeden zdrowiał, pojawiał się inny. Czasem nie mógł nawet stać podczas porannej Mszy bez pomocy braci. Niekiedy nie mógł pracować. Wtedy cierpiał i modlił się. Pewien japoński lekarz, badając go, nie pojmował, jak mógł funkcjonować z nieustannymi bólami głowy i gorączką. W odpowiedzi o. Maksymilian podniósł różaniec, na którym się modlił, i powiedział: „To dzięki temu”. Przez lata pobytu w Japonii, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, uwidoczniła się świętość o. Kolbe. Mówi się, że podczas pobytu w krainie Wschodzącego Słońca dostąpił mistycznego zjednoczenia z Chrystusem Ukrzyżowanym. Tu otrzymał też zapewnienie swojego zbawienia.

Br. Sergiusz opowiadał raz, jak bardzo o. Maksymilian cierpiał, tak fizycznie, jak i psychicznie. Między jego pokojem a pokojem ojca Kolbe znajdowało się małe okienko. Pewnej nocy, po godzinie dziesiątej, o. Maksymilian wezwał brata Sergiusza przez to okno.

„Kiedy wszedłem do jego pokoju, siedział na swoim łóżku ubrany w habit. Wyglądał na bardzo cierpiącego. Ciągle wzywał Imienia Maryi. Czułem, że działo się coś poważnego. Gdy podszedłem, powiedział z bojaźnią:

– Proszę, usiądź, moje dziecko.

Gdy tak uczyniłem, wziął mnie za rękę i rzekł:

– Nie wiem, czy przeżyję tę noc, czy nie. Moje serce jest coraz słabsze i zwalnia. Jeśli mam opuścić ten świat, przekaż braciom, że w mych ostatnich słowach proszę, by nigdy nie opuszczali Matki Najświętszej. Jeśli o Niej zapomnicie, nie będzie już więcej Ogrodu Niepokalanej (nazwa japońska placówki).

Zasmuciłem się bardzo na myśl, że ojciec Kolbe może umrzeć tej nocy. Chciałem iść i zawołać innych braci, ale nie pozwolił mi na to. Na szczęście uspokoił się za jakiś czas. Słowa, które wypowiedział, płynęły z głębi jego cierpienia, gdy stał w obliczu śmierci. Chciał zachęcić nas, byśmy byli doskonałymi narzędziami Matki Bożej… jeśli staralibyśmy się o to z całej siły, nasza praca postępowałaby naprzód. Tamte słowa ojca Kolbe określały ducha Ogrodu Niepokalanej. Kiedy odzyskał trochę spokoju, zasnął mówiąc:

– Matka Boża jeszcze mnie nie wezwała.

O północy wróciłem do swojego pokoju”.

Tak jak Nasz Pan, o. Kolbe był nieustannie niezrozumiany. Kilka miesięcy po przybyciu do Japonii rozkazano mu pojawić się u internuncjusza w Tokio. Przeczuwał jakiś poważny problem i powiedział braciom, by się modlili. Nuncjusz był bardzo rozzłoszczony. „Dlaczego rozpocząłeś swoją pracę misyjną bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej?” – zapytał. Poddawał zatem w wątpliwość posłuszeństwo o. Maksymiliana wobec władzy kościelnej. Byłoby to zupełnie sprzeczne z całym charakterem ojca Kolbe. Oskarżenie boleśnie go dotknęło. Zawsze konsultował się ze swoimi przełożonymi, kiedykolwiek rozpoczynał coś nowego, i nigdy nie działał bez ich poparcia. Skąd więc takie nieporozumienie? Zezwolenie Stolicy Apostolskiej było rzeczywiście potrzebne i dla ojca Kolbe zapomnienie czy zaniedbanie czegoś tak poważnego było nie do pomyślenia.

Po wysłuchaniu w milczeniu słów nuncjusza, wytłumaczył całą sytuację. Nuncjusz był pod wrażeniem pokornej postawy ojca i wreszcie udzielił mu błogosławieństwa. W rzeczywistości o. Maksymilian zajął się procedurą aplikacyjną do Stolicy Świętej zanim opuścił Polskę. Zabrało to więcej czasu, niż przypuszczał, i bracia przybyli do Japonii przed odpowiedzią z Rzymu. Oprócz tego zmartwienia płynącego z zewnątrz, ojciec Kolbe cierpiał później także z powodu problemów wewnątrz wspólnoty. Niektórzy księża przybyli z polskiej prowincji nie rozumieli ducha Ogrodu Niepokalanej ani też nie pojmowali i nie akceptowali duchowości M. I. Ojciec Maksymilian interpretował tego ducha oddania Maryi Niepokalanej w sposób heroiczny – znosić radośnie głód, gorąco, zimno i inne cierpienia dla sprawy Matki Bożej, a jeśli to konieczne – oddać życie. Jak to wyraził ojciec Kolbe: „Od członka Ogrodu Niepokalanej wymaga się jednej cechy. Każdy, kto nie rozumie jego ducha lub nie chce czynić ofiar z tym związanych, powinien odejść do innego klasztoru. Donacje, które otrzymujemy, czy jakikolwiek dar nam dany, nie mają ułatwiać nam życia. Powinniśmy używać tych rzeczy jedynie na chwałę Maryi. Własność i dom, w którym mieszkamy, jak również pieniądze od czytelników za subskrypcję są depozytem, jaki przechowujemy na dzieło Matki Bożej. Dlatego nigdy nie powinniśmy ich marnować. Jeśli zapomnimy o tym duchu ofiary lub celowo się sprzeciwimy, prędzej czy później Ogród Niepokalanej rozpadnie się”.

Mimo tych wielkich ideałów i heroicznego przykładu ojca Kolbe niektórzy księża i bracia wrócili do Polski nie podjąwszy większego wysiłku, by go naśladować.

Wśród poważnych cierpień, podczas swego pobytu w Japonii o. Kolbe dawał swym braciom przykład podążania „małą drogą” dziecięctwa duchowego, według św. Teresy od Dzieciątka Jezus, czyniąc drobne ofiary z miłości do Jezusa. Twardy siennik, na którym spał o. Maksymilian, wyglądał zupełnie niewłaściwie dla kogoś tak schorowanego. Pewnego poranka brat Sergiusz wytrzepał ten siennik, próbując uczynić go wygodniejszym i bardziej miękkim. Ojciec zauważył to i rzekł: „Jest dobrze, zostaw to, proszę. Chcę ofiarować małe wyrzeczenia Matce Bożej”. Nie usłuchawszy brat powtórzył to, co robił. Ojciec Kolbe upomniał go, mówiąc: „Dlaczego mnie nie słuchasz?”. Brat, myśląc, że nie może już nic więcej zrobić, zatrzymał się na chwilę, ale nadal czuł wielkie współczucie dla swego pacjenta i znowu zaczął trzepać materac. Tym razem jego wytrwałość pokonała ojca Kolbe, bo już nic na ten temat nie mówił.

Tym, którzy opuścili swą daleką ojczyznę – Polskę, listy z domu sprawiały wiele radości – radości, której nie można było zastąpić czymkolwiek innym. W dni, kiedy nie było poczty dla nikogo, zakonnicy czuli się bardzo osamotnieni. W wieczór poprzedzający święto Matki Bożej Bolesnej w refektarzu oczekiwały listy z Polski. Każdy chciał tańczyć z radości nie mogąc się doczekać, kiedy poczta zostanie rozdana. Niewątpliwie ojciec Kolbe czuł podobnie, ale nie otworzył żadnego listu nawet po posiłku.

„Jutro – powiedział – jest święto Matki Bożej Bolesnej, dlatego zróbmy małe wyrzeczenie i poczekajmy do jutra, by cieszyć się tymi listami.” Nie niosło to ze sobą poczucia presji ani rozkazu. Opóźnienie tej przyjemności ofiarowano z radością. Z radością ofiarowywano również jakąkolwiek drobnostkę, nawet kontynuację ciężkiej pracy czy brak snu. Pod kierownictwem ojca Kolbe nie było narzekania czy szemrania. Jego ojcowskie zatroskanie pociągało do niego wszystkich, bo jako przełożony nie wywyższał się nad nikogo. Zawsze stawiał się niżej od innych i zawsze dawał braciom dobry przykład.

Z powodu płomiennej gorliwości o. Maksymiliana i jego niezachwianej ufności w Bożą Opatrzność oraz pod natchnieniem Maryi w Japonii nastąpił cud błyskawicznego rozwoju, podobnie jak w pierwotnym polskim Niepokalanowie. Gdy Kolbe powiadomił biskupa Nagasaki, że zamierza zacząć drukować magazyn w maju, czyli za miesiąc, biskup myślał, że to niemożliwe. A jednak 24 maja o. Maksymilian wysłał do Niepokalanowa telegram: „Dziś rozsyłamy Rycerza po japońsku. Mamy drukarnię. Chwała Niepokalanej!”.

W następnym miesiącu o. Maksymilian wyjechał do Polski na kapitułę prowincjalną. Wrócił do Japonii nie wcześniej niż w sierpniu. Jego wyjazd na kapitułę interpretowano jako znak rezygnacji z pomysłu wydawania magazynu. Jak miałoby być możliwe publikowanie czasopisma po japońsku po miesiącu od przyjazdu o. Maksymiliana, skoro ani on, ani jego towarzysze nie potrafili napisać czy wypowiedzieć więcej niż kilka słów w tym języku? Zwyczajnie potrzebował tłumacza. Pierwszym z nich był zapalony metodysta, pan Tagita Kojo, nauczyciel. O. Kolbe wywarł na nim takie wrażenie, że zwerbował on przyjaciela, pana Jamakę, jako drugiego tłumacza. Ten ostatni żywiołowo bronił wiary katolickiej, gdy jego przyjaciele metodyści ją atakowali, a w końcu przeszedł na katolicyzm. Tak mocny był wpływ heroicznego świadectwa o. Kolbe i jego braci.

Przygotowywanie magazynu do druku sprawiało z początku duży problem, gdyż japońscy drukarze ciągle strajkowali. Zmusiło to o. Maksymiliana do zlecenia br. Swerynowi Dagisowi, by nauczył się przygotowywać do druku magazyn używając czterech tysięcy znaków japońskiego alfabetu. Do listopada o. Kolbe mógł z dumą stwierdzić, że ten numer „Rycerza Niepokalanej”, zatytułowanego „Seibo No Kishi”, był pierwszą publikacją po japońsku przygotowaną przez Europejczyka. Cyrkulacja magazynu rosła nieustannie, aż stał się on największą katolicką publikacją w Japonii, prowadząc do wielu nawróceń. Do roku 1933 nakład japońskiego „Rycerza” liczył pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy, z których większość była rozdawana.

Pierwszy dom misjonarzy, mały domek niedaleko katedry, wkrótce okazał się za mały dla rozwijającego się apostolatu, więc należało znaleźć inne, obszerniejsze kwatery. Pewien obszar ziemi znajdował się w pobliżu cmentarza na stromych stokach góry Hikosan. Z powodu japońskich przesądów odnośnie miejsc spoczynku zmarłych ziemia ta nie była zbyt droga.

Już w rok po przybyciu do Japonii, 16 maja 1931 roku, franciszkanie zakończyli przeprowadzkę. Nowe miejsce pracy nazwali Mungenzai No Sono. Do budowy wykorzystano najtańsze materiały, jakie tylko były dostępne. Kilka miesięcy później na najwyższym wzniesieniu posiadłości umieszczono okazałą figurę Niepokalanej, widoczną w całym pogańskim dystrykcie Hongochi w Nagasaki. Opatrznościowo św. Maksymilian nie zbudował swojego miasta w centrum Nagasaki w katolickim dystrykcie Urami, jaki uległ zupełnemu zniszczeniu przez bombę atomową, która nad nim wybuchła w ostatnim miesiącu II wojny światowej. Ogród Niepokalanej pozostał nietknięty, osłaniany górą, izolującą go od centrum eksplozji.

W 1933 roku o. Kolbe ponownie wezwano do Polski na kapitułę prowincjalną. Otrzymał tam wiele wsparcia i zachęty, chociaż, głównie ze względu na jego niepewne zdrowie, został odwołany ze stanowiska przełożonego Ogrodu Niepokalanej, które zajął jego dobry przyjaciel i były prowincjał, o. Korneliusz Czupryk. Nowo wybrany prowincjał, o. Anzelm Kubit, bardzo troszczył się o to, by o. Kolbe zażywał odpowiedniego odpoczynku i dobrze się odżywiał. Maksymilian z radością przyjął decyzję zatwierdzoną przez kapitułę. Od tamtej pory założyciel Niepokalanowa był wiernym współpracownikiem, posłusznym ojcu Korneliuszowi. Poza tym, że nadal wykładał teologię, o. Kolbe został mianowany międzynarodowym dyrektorem M. I.

To właśnie podczas tego drugiego etapu pobytu w Japonii o. Kolbe pojechał do Indii, by założyć następne miasto Niepokalanej. Gdy oczekiwał na spotkanie z arcybiskupem Ernakulamem, z wazonu przed figurą św. Teresy od Dzieciątka Jezus wypadła róża i potoczyła się wprost do jego stóp. Zinterpretował to jako dany przez świętą współpracowniczkę w winnicy Pańskiej znak ustanowienia i sukcesu Niepokalanowa w Indiach. Czyż nie umówił się z nią podczas studiów w Rzymie, że będzie się modlił o jej kanonizację, jeśli wesprze jego pracę misyjną? Arcybiskup serdecznie go przywitał i osobiście zawiózł ojca Kolbe do domu i kościoła przeznaczonego na jego dzieło apostolskie. Ojciec Kolbe zawarł transakcję, jednak II wojna światowa wstrzymała dalszy rozwój prac. Po wojnie zaistniała nowa, niesprzyjająca ewangelizacji sytuacja polityczna. Jednak w końcu plan doczekał się realizacji – 10 maja 1981 roku w mieście Chotty w Karali w Indiach, dwóch maltańskich franciszkanów założyło placówkę Maryjną.

Czy to wystarczało o. Maksymilianowi? To, co się tyczy szerzenia miłości i nabożeństwa do Maryi i Ewangelii, nigdy nie wystarczało Rycerzowi Niepokalanej. Tak pisał z Japonii do swych braci w Polsce: „Musimy pracować nie tylko dla Japonii. Co z Chinami, Indiami, Turcją, światem arabskim i Afryką? Wszystkie ludy należy doprowadzić do Chrystusa… Rzućmy się w Jej Niepokalane ramiona, niech czyni z nami, co tylko chce. Tu nie możemy stawiać ograniczeń, a żeby tak uczynić, musimy być zjednoczeni sercem i duchem” (1).

Br. Francis Mary Kalvelage FI

(1) Ten rozdział opiera się głównie na pismach br. Sergiusza Pęsieka OFMConv., który przez kilka lat posługiwał pod przełożeństwem o. Maksymiliana Kolbe jako misjonarz w Japonii. Pisma pojawiły się jako seria w biuletynie „Misja Niepokalanej” (1991) w Niepokalanowie w Marytown.

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej.