Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej. Rozdział dziewiąty

Wszystkie drogi prowadzą na Kalwarię i do chwały

Kiedy ojciec Kolbe otrzymał polecenie powrotu do Polski na kapitułę prowincjalną, z ciężkim sercem opuszczał Japonię. Choć przez lata spędzone w krainie Wschodzącego Słońca dużo wycierpiał, miał także wiele drogich wspomnień i otrzymał tam pewne łaski nadzwyczajne. Łaski te miały charakter mistyczny. Jedno takie zdarzenie, o którym opowiedział swym braciom, przypominało Ostatnią Wieczerzę, kiedy Nasz Pan oznajmił apostołom o zbliżającej się męce i śmierci, otwierając im swoje Serce.

Była niedziela 10 stycznia 1937 roku. Podczas kolacji ojciec Maksymilian ogłosił, że po rekreacji wspólnoty, która miała właśnie nastąpić, każdy profes po ślubach uroczystych mógł, jeśli chciał, pozostać z nim w refektarzu. O. Kolbe chciał podzielić się z tymi, którzy zostali, czymś bardzo szczególnym. Delikatne drżenie jego głosu podkreśliło powagę sytuacji. Jeden z braci zapisał słowa ojca Maksymiliana:

„– Moi drodzy bracia, jak na razie jestem jeszcze z wami. Kochacie mnie i ja was kocham wzajemnie. Jednak musicie wiedzieć, że nie pozostanę tu na zawsze. Umrę, a wy zostaniecie. Zanim odejdę z tego świata, chciałbym zostawić wam wspomnienie… Nazywacie mnie ojcem gwardianem i tym właśnie jestem… Ale kim tak naprawdę jestem? Jestem waszym ojcem, rzeczywiście i prawdziwie, nawet bardziej niż wasi ziemscy ojcowie, którzy dali wam życie śmiertelne. Ode mnie jednak otrzymaliście życie duchowe, Boże życie, wasze zakonne powołanie, które przerasta to życie doczesne. Czyż nie?

Wszyscy się zgodzili i z uśmiechem słuchał ich zapewnień lojalności.

– Dlatego jestem naprawdę waszym ojcem. Nie nazywajcie mnie gwardianem czy dyrektorem, ale po prostu ojcem.

Nastąpiła chwila ciszy, kiedy ojciec Maksymilian zatrzymał się, wahając się w swej głębokiej pokorze, by oznajmić coś bardzo drogiego jego sercu. Nieśmiało podjął dalej: „Moje dzieci, dobrze zdajecie sobie sprawę, że nie zawsze będę z wami. Dlatego właśnie chciałbym wam zostawić po sobie pamiątkę.

– Ale, ojcze, powiedz nam! – zakrzyknęli. Głęboko poruszony ojciec mówił dalej.

– Gdybyście wiedzieli, drodzy bracia, jaki jestem szczęśliwy! Moje serce przepełnia szczęście i pokój tak, jak to tylko możliwe, by być szczęśliwym na tej ziemi. Mimo kłopotów i zmartwień codziennego życia, gdzieś w głębi mego serca panuje zawsze ten pokój, ta radość, której nie można wyrazić ludzkimi słowami. Bracia moi, kochajcie Niepokalaną, miłujcie Niepokalaną. Ona was uszczęśliwi. Zaufajcie Jej bezgranicznie. Nie każdy ma przywilej rozumienia Niepokalanej, jest on dany tylko tym, którzy proszą o tę łaskę podczas modlitwy. Niepokalana jest Matką Boga. Czy rozumiecie, co to znaczy powiedzieć: Matka Boga? Rzeczywiście, prawdziwie Matka Boga! Jedynie Duch Święty może dać poznać swoją Oblubienicę komukolwiek i jakkolwiek zechce. Chciałbym powiedzieć wam coś jeszcze… ale myślę, że to wystarczy.

W tym miejscu ojciec Maksymilian spojrzał z miłością na swych wiernych naśladowców, jakby się obawiał, czy już nie powiedział zbyt wiele. Prosili go usilnie, by mówił i niczego przed nimi nie ukrywał.

– Powiedziałem wam, bracia moi, że jestem bardzo szczęśliwy i że moją duszę zalewa radość. Wiecie dlaczego? Bo zostało mi obiecane Niebo z całkowitą pewnością. Synowie moi, miłujcie Niepokalaną, kochajcie Niepokalaną tak, jak tylko potraficie i możecie.

Z oczu popłynęły mu łzy. Nastąpiła chwila ciszy, której nikt poza ojcem Maksymilianem nie śmiał przerwać.

– To tyle, bracia moi. Wystarczy…

Ich argumenty były wzruszające:

– Mów, ojcze. Może już nigdy nie będziemy mieć takiej Ostatniej Wieczerzy, jak ta.

Po chwili wahania, powiedział jeszcze parę słów:

– To było w Japonii.

Niektórzy z obecnych daremnie próbowali go skłonić, by wyjawił jeszcze więcej z tajemnicy, lecz ojciec Maksymilian milczał, zatopiony w głębokim rozmyślaniu. Po jakimś czasie przemówił:

– Wyjawiłem wam moją tajemnicę, aby była waszą mocą i wsparciem w czasach prób, które są przed wami. Będą cierpienia, pokusy, być może będzie was nachodziło zniechęcenie. Pamiętajcie wtedy, co wam powiedziałem, i uczcie się być gotowymi na największe ofiary, gotowymi na wszystko, o co poprosi was Niepokalana. Synowie moi, nie pragnijcie rzeczy nadzwyczajnych, ale zwyczajnie spełniajcie wolę Niepokalanej. Niech Jej wola, nie nasza, się dzieje. Nie mówcie nikomu, z czego wam się zwierzyłem, póki żyję. Nikomu nic nie mówcie”.

Innym razem, w lutym 1937 roku, ojciec Maksymilian wypowiedział proroctwo odnoszące się do Rosji, które łączy się z ostatecznym zwycięstwem Niepokalanego Serca Maryi, jak przepowiedziała w Fatimie: „Lecz na koniec moje Niepokalane Serce zatryumfuje. Rosja się nawróci i nastąpi czas pokoju na świecie”.

Ojciec Maksymilian był głównym mówcą na konferencji w Międzynarodowym Centrum M. I. w Rzymie z okazji dwudziestej rocznicy założenia Militia Immaculatae (16 października 1917 roku, zaledwie kilka dni po wielkim cudzie słońca w Fatimie). Podczas konferencji przepowiedział: „Nie wydaje nam się, by dzień ten był daleki albo że jest on jedynie marzeniem, gdy figura Niepokalanej zasiądzie na tronie pośród swych Rycerzy w samym sercu Moskwy”. Ojciec Kwiryk Pignalberi opowiada o prywatnej rozmowie podczas tej konferencji, kiedy o. Maksymilian powiedział, że „…figura Niepokalanej zostanie umieszczona w centrum Moskwy, ale najpierw musi nastąpić krwawa próba. Zrozumiałem, że stanie się to w Niepokalanowie. Kilka dni później w Rzymie wspomniał o tej krwawej próbie po raz kolejny. Było to 11 lutego, w święto M. I. To stanowcze stwierdzenie zaniepokoiło mnie, lecz zapewniał, że będzie dobrze. Ponadto, było to naprawdę konieczne”.

Choć ojciec Kolbe nic nie wiedział o Fatimie i jej przesłaniu o pokoju na świecie przez poświęcenie Niepokalanemu Sercu, wydarzenie to wyjaśnia, że Fatima i założenie M. I. były powiązane. Ateistyczny komunizm pojawił się w Rosji w ciągu miesiąca od tych dwóch wydarzeń i oba były przygotowaniem na to, by stawić mu czoła. Poświęcenie całego świata i Rosji w szczególności Niepokalanemu Sercu Maryi doprowadziło już niemalże do zakończenia represyjnych czerwonych rządów w Rosji. Całkowite jednak nawrócenie Rosji urzeczywistni się jedynie przez całkowite poświęcenie indywidualnych dusz Maryi Niepokalanej, jak poleca Militia Immaculatae.

W rozmowie z ojcem Pignalberim Święty podkreślał, że będzie konieczne wiele cierpienia. Miało się to zrealizować wraz z inwazją na Polskę wojsk niemieckich jesienią 1939 roku. Bez naturalnych granic i jedynie z jednostkami kawalerii do obrony przed blitzkriegiem (wojną błyskawiczną) nazistów, porażka Polski była nieunikniona. Dywizje czołgów i pojazdów opancerzonych, mających powietrzne wsparcie bombowców, przetoczyły się przez szerokie równiny w kierunku centrum Polski. Ponieważ Niepokalanów znajdował się tylko czterdzieści kilometrów od strategicznego celu – Warszawy, wkrótce otoczyły go wojska najeźdźcy. Nadszedł czas rozproszenia braci, jak przepowiedział Kolbe. Wiele razy powtarzał braciom: „prawdziwy Niepokalanów jest w waszych sercach”. Teraz nastąpił czas próby ich powołania i poświęcenia.

5 września 1939 roku ojciec Maksymilian udzielił odchodzącym braciom swego błogosławieństwa i przepowiedział, że nie przeżyje wojny. On i około pięćdziesięciu braci zostało w Niepokalanowie, kiedy przybyła awangarda niemieckiej armii. Najeźdźcy pozwolili, by bracia nadal asystowali uchodźcom i rannym, którzy przybyli przed niemieckim wojskiem. W połowie września niemieccy żołnierze, jak można się było spodziewać, rozpoczęli plądrowanie i niszczenie wszystkiego, co trafiło w ich ręce – mebli, ubrań, rejestrów, przedmiotów religijnych, zwłaszcza krucyfiksów i figur. Maszyny oszczędzono z intencją ewentualnego wysłania ich w nienaruszonym stanie do Niemiec. Gdy naziści niszczyli owoc dwunastu lat ciężkiej pracy, żadne słowo oburzenia przeciwko wandalom i ich nieodpowiedzialnemu zachowaniu nie wyszło z ust o. Kolbe. Odpowiedział: „Niepokalana dała wszystko. Ona też wszystko zabrała. Ona wie, jak jest”.

Materialne zniszczenia były nieważne w porównaniu ze stratą życia ludzi w całej Polsce. Po Żydach najważniejszy cel stanowili katoliccy księża i potencjalni przywódcy. Praktycznie całe grono pedagogiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego zostało zesłane do obozów koncentracyjnych, gdzie wielu profesorów zginęło. Wszelkie instytucje wyższego nauczania zostały zamknięte „na zawsze”. Hitlerowskie ostateczne rozwiązanie sprawy polskiej miało polegać na zniszczeniu jednej trzeciej ogólnej liczby ludności. Rolnicy, stanowiący około jednej trzeciej narodu, mieli zostać chłopami pańszczyźnianymi niemieckiego „ziemiaństwa”. Pozostała jedna trzecia miała zostać zesłana do Niemiec jako niewolnicy produkujący artykuły wojenne.

Pierwsze zesłanie braci z Niepokalanowa odbyło się 19 września. Czterdziestu z nich zostało deportowanych do Niemiec, a tylko dwóch zostało, by zajmować się rannymi. Najpierw wepchnięto ich do ciężarówek. Następnej nocy, w pobliżu niemieckiej granicy, zostali wrzuceni do bydlęcych wagonów. By ich podnieść na duchu, o. Kolbe zażartował: „Przynajmniej mamy przejazd za darmo”. Ich przeznaczeniem był obóz rolny w Amtitz. Bracia i ojciec Maksymilian bardzo cierpieli z powodu niewłaściwego wyżywienia i zimna, ponieważ spali na dworze. Jak jednak opowiada jeden brat: „Każde cierpienie zdawało się być normalne, a nawet słodkie, bo przyjmowano je ze zgodą i z miłości do Niepokalanej. Wystarczyło popatrzeć na ojca Kolbe, by poczuć natchnienie i zdolność do znoszenia każdego cierpienia z radością”.

Baraki, w których byli uwięzieni franciszkanie, stały się małym Niepokalanowem ze wspólnotową modlitwą przed figurą Niepokalanej ulepioną z gliny przez jednego z braci. Ich ojciec duchowy wyjaśnił, że to miała być ich misja na ziemi niemieckiej: modlitwa za swoich prześladowców. Warunki były tak przygnębiające, że jednego z braci bardzo irytowało, gdy o. Maksymilian nieustannie powtarzał, że wkrótce zostaną uwolnieni.

9 listopada dzięki przychylnym staraniom nowego komendanta w Amtitz, który był katolikiem, wysłano ich do Ostrzeszowa na terytorium Polski. Tu traktowano ich lepiej i przyznano pewien zakres wolności, by mogli spełniać swoje praktyki religijne. 8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia, mogli po raz pierwszy od trzech miesięcy przystąpić do Komunii Świętej. Tego popołudnia kazano im opuścić obóz i wrócić do swych domów. Przybyli z powrotem do Niepokalanowa 10 grudnia, w święto Matki Bożej z Loretto. W dzień ich przyjazdu o. Maksymilian ogłosił, że należy odnowić jak najszybciej kaplicę, aby rozpocząć nieustającą adorację Najświętszego Sakramentu.

Ojciec Kolbe nie tylko okazywał ojcowską troskę braciom, którzy pozostali w Niepokalanowie, i dodał im wiele odwagi, lecz poprzez wiele wzruszających listów i biuletynów utrzymywał kontakt z braćmi rozproszonymi. Posiadamy te listy i odpowiedzi braci na wygnaniu, z których wielu było na liście eliminacyjnej gestapo. Oto kilka przykładów z tych listów o. Maksymiliana: „Dusza poświęcona Niepokalanej będzie działała zawsze, gdziekolwiek znajdzie inną duszę… Zajmijmy się działaniem misyjnym, by zdobyć dla Niej inne serca. Módlmy się o przyjście Jej królestwa. Ofiarujmy nasze cierpienia w tym celu… Czegóż dobry Bóg nie uczyniłby dla dusz, które Go miłują? Lecz jeśli ktoś dobrowolnie pozostaje na zewnątrz klasztoru, jak taka dusza może mieć nadzieję tej szczególnej łaski?”.

W tym czasie niewiele działo się na froncie zachodnim. Mimo że Polska była pod okupacją niemiecką, życie zaczęło przybierać bardziej normalny kierunek. Budynki Niepokalanowa zmieniono na szpital. Bracia cieszyli się z tej szansy okazania miłosierdzia chrześcijańskiego i szerzenia apostolatu Rycerstwa Niepokalanej. Ukrywani w Niepokalanowie Żydzi przypominali ojcu Kolbe o dniach spędzonych w sanatorium w Zakopanem i o jego kontakcie z przebywającymi tam żydowskimi intelektualistami, z których wielu nawróciło się na katolicyzm. Toteż było mu łatwo ich rozumieć i pomagać w ich wielkim cierpieniu. Dbał, by nigdy nie było absolutnie żadnej stronniczości między chrześcijanami a Żydami. W przeciwieństwie do tego, co mówią środki masowego przekazu, polscy chrześcijanie mieli dobre stosunki z ich braćmi – polskimi Żydami. Jak inaczej można by wytłumaczyć, że mała Polska miała największą populację Żydów ze wszystkich krajów Europy? Kolbe patrzył na nich jako na godnych obywateli Polski i dzieci tego samego Ojca niebieskiego.

W tym okresie po długiej modlitwie i wielu staraniach ojca Maksymiliana nazistowskie władze w Warszawie zezwoliły na wydanie jeszcze jednej edycji „Rycerza Niepokalanej”. W swoim ostatnim opublikowanym artykule, o. Kolbe pisał: „Nikt na świecie nie może zmienić prawdy. Wszystkim, co możemy uczynić, jest szukać jej i nią żyć… Jeśli dobro składa się na Bożą miłość i z miłości wypływa, to zło jest istotnie zanegowaniem miłości…”.

Ma się rozumieć, takie słowa były sprzeczne z ideologią nazistowską opartą na nienawiści i kłamstwach. Naziści żałowali, że dali zezwolenie na drukowanie magazynu i zakazali wszelkich przyszłych publikacji. Podjęli ostatnią próbę przekabacenia na swoją stronę tego małego, wpływowego księdza, który miał niemiecko brzmiące nazwisko, proponując mu, by powiedział, że jest niemieckiego pochodzenia. Odnieśli zupełną porażkę, bo Kolbe kochał swój kraj i stanowczo potwierdzał swoją polską narodowość.

17 lutego 1941 roku rankiem, o godzinie dziewiątej czterdzieści pięć, dwa samochody z gestapowskimi tablicami rejestracyjnymi wjechały do Niepokalanowa. Gdy się zbliżały, brat furtian prędko zatelefonował do ojca Maksymiliana. Brat Iwo Achtelik, który odebrał, mówił, że Święty drżącym głosem odpowiedział: „Tak”, lecz natychmiast kontrolując się, dodał: „Dobrze, mój synu. Maryja!”. Uprzejmie powitał pięciu nazistowskich urzędników. Ich odpowiedzią było szorstkie przesłuchanie. Zabrano go do Warszawy i osadzono w niesławnym więzieniu na Pawiaku, które stało się początkiem jego wejścia na Kalwarię, ku śmierci. W ciągu pięciu dni od przyjazdu swą posługą kapłańską podbił serca współwięźniów.

Krótko po przyjeździe nazistowski szef więziennej sekcji ojca Kolbe zrobił przegląd. Gdy go ujrzał w habicie zakonnym, wpadł we wściekłość. Nienawiść tego człowieka nie odnosiła się jedynie do habitu, ale ponad wszystko do krucyfiksu i różańca wiszącego przy franciszkańskim sznurze u pasa ojca Kolbe. Oficer SS chwycił krucyfiks, gwałtownie szarpnął i krzyknął: „I ty w to wierzysz?”. Ojciec Kolbe odpowiedział spokojnym, pewnym głosem: „Tak, wierzę”. Według relacji współwięźnia: „Niemiec rozszalał się w gniewie. Natychmiast uderzył ojca Kolbe w twarz. Trzy razy zadawał to pytanie, trzy razy otrzymał tę samą odpowiedź i trzy razy go uderzył… Ojciec Kolbe pozostał całkowicie spokojny i jedynym śladem tego, co zaszło, był siny kolor na jego twarzy… Po wyjściu oficera ojciec Kolbe zaczął chodzić po celi w tę i z powrotem, modląc się. My dwaj byliśmy bardziej zdenerwowani niż on… To właśnie sam ojciec Kolbe próbował nas uspokoić mówiąc: «Nie ma powodu, żeby się tak denerwować… To mała rzecz; wszystko dla Niepokalanej»”.

W tym czasie jego bracia i przełożeni zakonu franciszkanów próbowali na wszelkie sposoby uzyskać jego uwolnienie. Dwudziestu braci ofiarowało się jako zakładnicy na miejsce ojca Kolbe. Heroiczna ofiara została odrzucona. W połowie maja ujęto o. Maksymiliana na liście Polaków, którzy mieli zostać wysłani do Auschwitz. Trzystu dwudziestu więźniów zapakowano na czas transportu w wagony towarowe zaryglowane od zewnątrz. Jak tylko pociąg ruszył, ktoś zaintonował pieśni religijne i narodowe. Był to o. Kolbe. Mimo stłoczenia i zaduchu oraz świadomości, że większość z więźniów jechała na straszną śmierć, pieśni pomagały im nie myśleć o smutnym losie. Gdy przybyli do Auschwitz, najbardziej znanego nazistowskiego obozu koncentracyjnego, powitał ich drwiący napis nad bramą: „Praca czyni wolnym”. Powiedziano im bezceremonialnie: „Żydzi nie mają prawa do życia dłużej niż dwa tygodnie. Jeśli są księża, mogą żyć miesiąc, pozostali trzy miesiące”.

Następujące „credo”, znalezione po wyzwoleniu obozu, pomaga nam lepiej zrozumieć deprawację i nienawiść, którą kierowali się strażnicy SS:

„Modlitewniki to rzeczy dla kobiet, także dla tych, które noszą spodnie. Nienawidzimy zapachu kadzidła, on rujnuje duszę Niemca, tak jak Żyd rujnuje rasę.

Wierzymy w Boga, ale nie wierzymy w Jego reprezentantów. Byłoby to bałwochwalstwem i pogaństwem.

Wierzymy w naszego führera i nasz wielki kraj. Z tego i żadnego innego powodu walczymy. A gdy nadejdzie czas naszej śmierci, nie będziemy się modlić «Maryjo, módl się za nami».

Żyjemy w wolności i wolni chcemy umierać. Nasz ostatni oddech – Adolf Hitler!”.

Trzeciego dnia po przyjeździe ojciec Kolbe wraz z innymi księżmi został przypisany do pracy w sekcji podległej kapo (strażnikowi), który był zwykłym kryminalistą – krwawemu Krottowi. Sprawował on władzę życia i śmierci. Krott był sadystą nienawidzącym wszystkiego, co przypominało mu o Bogu, a szczególnie księży, których zapracowywał na śmierć. Spośród Żydów i księży tej sekcji więzień 16670 wzbudzał szczególną nienawiść Krotta. Łagodność i spokojne poddanie się o. Kolbe w obliczu okrucieństwa zdawała się zwiększać wściekłość kapo. Ładował na barki drobnego księdza ciężkie kawały drewna, po czym kazał mu biec. Kiedy Kolbe upadał na ziemię, nazista kopał go w brzuch i twarz, rycząc: „Nie chcesz pracować, oszuście! Pokażę ci co to znaczy praca”.

Rozkazał Kolbemu położyć się na pniu drzewa. Sypiąc drwinami i bluźnierstwami polecił jednemu z najsilniejszych więźniów wymierzyć wątłemu księdzu pięćdziesiąt batów. Kiedy Krott myślał, że Kolbe już nie żyje, wrzucił go do dołu wypełnionego błotem i przykrył jego ciało chrustem. Potem, gdy grupa więźniów wracała do baraków, zauważono, że o. Maksymilian jeszcze żyje, i przyniesiono go do obozowego „szpitala”.

Poniższa relacja młodego księdza, ojca Konrada Szwedy, który był więźniem – sanitariuszem w obozowym szpitalu, dobrze podsumowuje bezinteresowność i heroizm typowe dla ojca Maksymiliana oraz to, co sprawiło, że ten jego heroizm był możliwy:

„Kiedy dowiedziałem się, że ojciec Kolbe jest w szpitalu, natychmiast poszedłem zobaczyć, jak się czuje. Jego twarz była cała posiniaczona, oczy bez blasku, a gorączka rozpaliła jego ciało tak, że spuchnięty język nie mógł się poruszać, a głos zamierał w gardle. Ale mimo ekstremalnej gorączki, nie bredził… Ponieważ w wysokiej gorączce cierpi się bardzo bez jakiegoś napoju, przyniosłem mu kubek herbaty, ostrożnie podając, by mógł zmoczyć rozpalone usta. Widziałem, jak były wyschnięte. Ku mojemu zdziwieniu, odmówił. «Nie mogę» – powiedział, wskazując na innych pacjentów. «Oni nic nie mają; im to dajmy ». By mnie pocieszyć dodał: «Nie martw się, jakoś dam radę. Niepokalana mi nadal pomaga…».

Muszę też powiedzieć, że mimo jego gorączki to on mnie pocieszał. Kiedy po dniu pracy przyszedłem do niego, przytulił mnie do piersi jak matka swe dziecko. Czasem byłem w wielkiej depresji i narzekałem, że już nie dam rady. «A co, jeśli Bóg chce, żebyś żył i przeżył ten obóz?» – zapytał. Wskazał mi na Maryję mówiąc: «Ona jest pocieszycielką strapionych, która wysłuchuje każdego, pomaga każdemu, który Jej wzywa». Szczególnie pocieszył mnie nalegając: «Chwyć rękę Chrystusa w jedną dłoń, a Maryi w drugą. Teraz, nawet jeśli jesteś w ciemności, możesz iść naprzód z ufnością dziecka prowadzonego przez swych rodziców». Wiele zawdzięczam jego macierzyńskiemu sercu”.

O. Maksymilian wzruszyłby się tym świadectwem, które porównywało jego własne „matczyne serce” do Serca jego niebieskiej Matki. Jest oczywiste, że Kolbe, ponad wszystko, zawdzięczał wiele Sercu Niepokalanej. W wigilię Wniebowzięcia Maryi Jej wierny rycerz powierzył zatem swą duszę w Jej ręce. W samą Jej uroczystość jego ciało spalono w piecu Auschwitz, zgodnie z tym, co przepowiedział, że jego prochy rozwieje wiatr. 17 października 1971 roku, sześćdziesiąt cztery lata od dnia założenia rozpowszechnionego po całym świecie ruchu – Rycerstwa Niepokalanej, został przez papieża Pawła VI beatyfikowany jako wyznawca. Jako męczennika miłości kanonizował go papież Jan Paweł II na ogromnym zgromadzeniu na Placu Świętego Piotra 10 października 1982 roku.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej.