Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej. Rozdział czwarty

Strategia podboju świata

W przeciwieństwie do przeciętnego podejścia inteligenta naszych dni, który praktycznie ubóstwia wyższą edukację i nie waha się paradować ze swoimi tytułami naukowymi przed całym światem, niczego z tego nie można było dostrzec w pokornym franciszkaninie – godnym synu Biedaczyny z Asyżu. Cała edukacja była dla niego niczym innym jak środkiem do celu – zbawienia nieśmiertelnych dusz, nie zaś celem samym w sobie. Swoje tytuły z filozofii i teologii miał wykorzystywać jako narzędzie w ewangelizacji. W nieskazitelnie logiczny sposób, posługując się sokratejską metodą stawiania pytań, prowadził publiczne dyskusje z ulicznymi kaznodziejami i zupełnie obcymi ludźmi. Zawsze pełen szacunku i z bystrym umysłem, nigdy nie dał się prześcignąć oponentowi.

W związku z tym, jeden z jego bliskich przyjaciół opowiedział o zabawnym zdarzeniu, które miało miejsce na krótko po otrzymaniu przez o. Kolbe doktoratu z filozofii. Pewnego dnia spotkał na ulicach Rzymu człowieka, który zażarcie potępiał papieża i Kościół. Kolbe zawsze czuwał, by bronić umiłowanego Kościoła. Gdy okazało się, że młody seminarzysta przewyższa w rozmowie swojego przeciwnika, mężczyzna wykrzyknął do o. Kolbe, który wówczas miał dwadzieścia parę lat, a wyglądał na nastolatka: „Wiem o tym dobrze, młody człowieku! Jestem doktorem filozofii”. Młody braciszek zakrzyknął w odpowiedzi: „Ja też”. Zdumiony socjalista nagle zmienił ton. Skoro nie mógł wygrać tą awanturniczą taktyką, musiał spróbować dialogu z szanownym towarzyszem filozofem. Z wielką cierpliwością i szacunkiem Maksymilian ogołocił swego oponenta z argumentów. Ojciec Pal, przyjaciel o. Kolbe, który opowiedział tę historię, zaznaczył: „Pod koniec dyskusji niewierzący zamilkł i zdawał się pogrążyć w medytacji”.

Dla przyszłego księdza i naukowca formalna edukacja, zwłaszcza w zakresie filozofii i teologii, miała być sprawą najwyższej wagi. Jednakże przyszły święty celował w nauce świętych. Świętość życia i dobry przykład są zaraźliwe. Podczas formacji Kolbe miał szczęście poznać dwóch świątobliwych braci. Jednym z nich był o. Wenanty Katarzyniec, który zmarł młodo w opinii świętości. Brat Maksymilian miał możliwość obserwowania go i mieszkania z nim pod jednym dachem w tej samej wspólnocie. Ten młody, utalentowany kapłan, znany z surowego przestrzegania Reguły i ze swej nadzwyczajnej pokory, był jednym z nielicznych księży zakonu, którzy poparli wczesne wysiłki o. Kolbe dotyczące założenia M. I. Drugim świątobliwym księdzem był rektor międzynarodowego seminarium franciszkańskiego – o. Stefan Ignudi, wybitny zakonnik, wielki asceta i promotor bardziej pierwotnej obserwancji Reguły franciszkańskiej.

To właśnie ojciec rektor dał młodemu seminarzyście trochę wody z Lourdes na zaropiały kciuk, który lekarze chcieli amputować. Opowiedział bratu Maksymilianowi o tym, jak jego matka zrobiła mu kompres z wody z Lourdes na chorą, gnijącą nogę, którą lekarze zamierzali amputować. Ojciec rektor, wówczas dwunastoletni chłopiec, został cudownie uzdrowiony. Lekarz, z początku sceptyczny, przekonał się, że miała miejsce Boża interwencja. Nawrócił się i na swój koszt wybudował kościół.

Po tym, jak Kolbe zmoczył kciuk wodą z Lourdes, opowiedział całe to zdarzenie w liście do matki, kończąc następująco: „Kiedy lekarz dowiedział się, że mam wodę z Lourdes, od razu zgodził się, bym jej użył. Co się stało? Następnego dnia w szpitalu chirurg powiedział mi, że operacja nie jest konieczna. Po kilku okładach byłem uzdrowiony. Chwała Bogu i dzięki Niepokalanej!”.

Aby nie martwić swojej matki, nie wspomniał o tym, że gdyby stracił kciuk, nigdy nie mógłby zostać wyświęcony na księdza. Później, że tak powiem, „odpłacił się” Matce Bożej z Lourdes przez swe wielkie teologiczne spostrzeżenia dotyczące imienia, którym się przedstawiła św. Bernadecie: „Jestem Niepokalanym Poczęciem”.

Przebywając w Rzymie Maksymilian boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, że Kościół bardzo potrzebował odnowy. Zakon franciszkański, który miłował, był w szczególnej potrzebie. Jakże często żarliwi, młodzi mężczyźni wstępowali do niego, ale w krótkim czasie tracili swą pierwotną gorliwość o zbawienie dusz i osobistą świętość, osiadając w „wygodnej”, miernej obserwancji Reguły czy opuszczając zakon. Kolbe pisał później na ten temat: „Utkwiły mi w pamięci te słowa: «Nie idź na kompromis, bo to zniszczy zakon»”. W liście z Rzymu do swojego młodszego brata, Józefa, który także wstąpił do franciszkanów konwentualnych, otrzymując imię Alfons, czytamy o jego troskach: „Najbardziej śmiertelną trucizną naszych czasów jest obojętność. Jej ofiary znajdują się nie tylko wśród ludzi światowych, lecz również w naszych szeregach… I dzieje się tak, choć chwała Boga nie powinna być ograniczana. My, stworzenia skończone, nie możemy oddawać Mu zawsze bezgranicznej chwały, na jaką zasługuje. Dlatego starajmy się wielbić Go w najwyższym stopniu, jak tylko potrafimy… Wszystko, co istnieje, ma wartość w takim stopniu, w jakim odnosi się do Niego – Stwórcy wszechświata, Zbawcy człowieka. Jeśli nasze działania ukierunkowane są na Boga jako nasze dobro ostateczne, udzieli nam On swej mądrości i roztropności bez granic. Jakaż łaska! Jest to, drogi Bracie, jedyny sposób realizowania naszej zdolności oddawania Bogu najwyższej chwały. Życie zaczyna mieć sens wtedy, gdy poznajemy i uznajemy nieskończoną dobroć Boga i naszą zupełną zależność od Niego. Naszą odpowiedzią będzie uwielbienie i całkowita miłość wyrażająca się w posłuszeństwie”.

Z tych podstawowych pojęć ojciec Maksymilian rozwinął syntezę zadziwiająco owocnego apostolatu połączonego z nieustannym wzrastaniem duchowym, który zakończył się jego heroiczną śmiercią i kanonizacją.

By w pełni zrozumieć i docenić Świętego, musimy spojrzeć na to, jak zakładał i organizował dzieło swego życia – Militia Immaculatae, wehikuł wszystkich swoich podbojów dla Maryi. Zdarzenie, które dowiodło natychmiastowej potrzeby powstania takiego ruchu odnowy i ewangelizacji, miało miejsce w Rzymie w 1917 roku. Było to podczas dwóchsetlecia wolnomularstwa, gdy masoni czynili z Rzymu teatr swoich świętokradczych demonstracji. W swej nienawiści do Kościoła pomaszerowali prosto pod drzwi Bazyliki Św. Piotra, gdzie papież był dobrowolnym więźniem. Zuchwale rozpostarli swoje transparenty: „Szatan musi rządzić w Watykanie. Papież będzie jego niewolnikiem”. Jednocześnie rozpowszechniali ulotki atakujące Kościół i Ojca Świętego. W młodym zakonniku zawrzała krew. Jak zareagował? Kolbe rzucił swym współbraciom wyzwanie: „W obliczu takich ataków wrogów Kościoła Bożego mamy pozostać bierni? Czy to wszystko, na co nas stać – narzekać i płakać? Nie! Każdy z nas ma obowiązek osobiście odpierać ataki nieprzyjaciela”.

Brat Maksymilian analizował sytuację następująco: „Ci ludzie bez Boga znajdują się w tragicznej sytuacji. Tak zajadła nienawiść do Kościoła i ambasadorów Chrystusa na ziemi nie leży w mocy pojedynczych osób, lecz systematycznej działalności wyrastającej ostatecznie z masonerii. Szczególnie ma ona na celu zniszczenie religii katolickiej. Ich przewrotność rozprzestrzeniła się na cały świat pod różnymi maskami, ale z tym samym celem, którym jest religijne zobojętnienie i osłabienie siły moralnej, zgodnie z ich główną zasadą: «Podbijemy Kościół katolicki nie przez argumenty, lecz raczej przez upadek moralny»”.

Czy ocena masonerii, prawdziwego wroga Kościoła, dokonana przez Maksymiliana Kolbe nie trafiała w samo sedno? Czyż ich celem dzisiaj, choć nie tak otwarcie deklarowanym, nie jest laickie, humanistyczne, antynadprzyrodzone społeczeństwo i kultura? Czy wszystko wokół nas nie jest dziś realizowane w taki sposób, by pomijać Boga i otwarte praktykowanie religii, usuwając je poza obręb publicznego i osobistego życia przeciętnego Amerykanina? By to dostrzec, wystarczy spojrzeć na szerzące się wrogie życiu, antyrodzinne, anty-Boże zarządzenia najwyższej instancji sądowniczej w kraju – Sądu Najwyższego.

W tym samym roku, 20 stycznia 1917, ojciec Stefan Ignudi, rektor seminarium, wygłosił do studentów mowę o nawróceniu żydowskiego agnostyka Alfonsa Ratisbonne’a. Ten zagorzale antykatolicki Żyd, pochodzący z prominentnej rodziny bankierów z Francji, zasypywał Kościół kpinami i bluźnierstwami. Kiedy znajomy katolik odważył się zaproponować mu założenie Cudownego Medalika i odmawianie Memorare (Pomnij o Najświętsza Panno…), Alfons zgodził się na to. Matka Najświętsza ukazała mu się w oślepiającej światłości w kościele Sant’Andrea della Fratte i wtedy nawrócił się natychmiast. Dopiero co atakował Kościół i oto za chwilę nie mógł się doczekać, kiedy zostanie ochrzczony. Wreszcie doszedł do święceń kapłańskich i pracował na rzecz nawrócenia swych współbraci Żydów. Brat Maksymilian rozumował w ten sposób, że skoro Maryja mogła podbić serce Alfonsa, dzięki temu, że założył Cudowny Medalik, będący oznaką czci Niepokalanie Poczętej, medalik ten mógłby być idealnym środkiem podboju innych dusz.

Chociaż Maksymilian był pełen entuzjazmu i chęci, by rozpocząć swój szczególny, Maryjny apostolat, nie spieszył się do podejmowania działań bez przygotowania. W ciągu dziesięciu miesięcy opracował precyzyjną strategię swej przyszłej armii. Rycerze Maryi mieli być całkowicie poświęceni zdobywaniu wszystkich dusz obecnie i do końca czasów. Zguba jednej duszy była dla o. Kolbe największym nieszczęściem i dlatego dodawał przynaglającą uwagę: „…jak najszybciej, tak szybko, jak tylko możliwe”.

Obietnica zwycięstwa w totalnej walce między wężem a Niewiastą znajduje się w pierwszej Księdze Biblii: „Wprowadzę nieprzyjaźń między ciebie [szatana] a Niewiastę, między potomstwo twoje, a potomstwo Jej [Jezusa]. Będziesz czyhał na Jej piętę, a Ona zmiażdży ci głowę” (Rdz 3, 15). Kolbe dodawał wniosek odnośnie naszych czasów: „Czasy współczesne są zdominowane przez szatana i będą jeszcze bardziej w przyszłości. Konfliktem z piekłem nie mogą zajmować się ludzie, choćby najsprytniejsi. Jedynie Niepokalana ma od Boga obietnicę zwycięstwa nad szatanem”.

By się upewnić, że natchnienie do założenia Militia Immaculatae pochodziło od Królowej Wojowniczki w Jej bitwach przeciw starodawnemu wężowi, brat Maksymilian miał niezawodny test – święte posłuszeństwo i krzyż. Każdy krok, jaki uczynił na rzecz ustanawiania M. I., był przypieczętowany posłuszeństwem. Najpierw poprosił o opinię zwyczajnego spowiednika wspólnoty. „Upewniwszy się w imię świętego posłuszeństwa, zdecydowałem się na rozpoczęcie pracy.” Brat Jeremiasz Biasi i o. Józef Pal, koledzy z klasy, byli pierwszymi, którym zwierzył się z planu rozpoczęcia programu zaszachowania księcia tego świata. Święty mówił: „Jednak postawiłem warunek, aby wpierw zapytali o pozwolenie swoich kierowników duchowych, abyśmy mogli być pewni, że jest to wolą Boga”. Rekrutacja kolejnych współpracowników odbywała się pod kierownictwem i z posłuszeństwem wobec rektora, o. Stefana Ignudiego – znowu widzimy tu niezmienną ideę i niezwyciężoną broń świętego posłuszeństwa.

Wieczorem 17 października 1917 roku brat Maksymilian urządził pierwsze spotkanie siedmiu członków M. I., którymi byli: o. Józef Pal z rzymskiej prowincji, jedyny członek, będący księdzem (zm. 1947), brat Antoni Głowiński – diakon rzymskiej prowincji (zm. 1918), brat Jeremiasz Biasi z prowincji padewskiej (zm. 1929), brat Kwiryk Pignalberi z rzymskiej prowincji (zm. 1982), brat Antoni Mansi (zm. 1918) i brat Henryk Granat (zm. 1964) – obaj z prowincji neapolitańskiej.

O. Kolbe napisał potem w szczegółowym sprawozdaniu przygotowanym na polecenie swojego przełożonego: „Spotkanie to odbyło się wieczorem, w tajemnicy, za zamkniętymi drzwiami wewnętrznej celi. Przed nami znajdowała się figurka Niepokalanej między dwiema zapalonymi, poświęconymi świecami… otrzymaliśmy błogosławieństwo Ojca Świętego przez arcybiskupa Dominika Jacqueta…”.

Spotkanie wstępne było ostatnim przez okres prawie roku. Trudności piętrzyły się jedna za drugą tak bardzo, że nikt nie śmiał o tym mówić, nawet wśród braci zorientowanych w planie brata Maksymiliana, dotyczącym ruchu Maryjnego, który nazywał „Milicją Maryi Niepokalanej” lub M. I. (od łacińskiego skrótu Militia Immaculatae).

W tym samym czasie Maryja po cichu kierowała swoimi siłami w walce z wielką plagą XX wieku – międzynarodowym komunizmem. M. I. zostało założone cztery dni po ostatnim ukazaniu się Najświętszej Panny w Fatimie i cudzie słońca, którego świadkami było siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Matka Boża Fatimska miała własny plan walki i broń (poświęcenie się Jej Niepokalanemu Sercu, pokutę i Różaniec), mogące zaszachować komunistyczny podbój Rosji, który nastąpił zaledwie kilka tygodni później.

Maryja prosiła w Fatimie, by Rosja i cały świat zostały poświęcone Jej Niepokalanemu Sercu, obiecując nawrócenie ateistycznej Rosji, ostateczne zwycięstwo Jej Niepokalanego Serca i pokój na świecie. U schyłku życia ojciec Maksymilian dawał podobne przepowiednie, kiedy komunistyczna Rosja stanowiła prawdziwe zagrożenie dla światowego pokoju, rozprzestrzeniając po świecie swe błędy. W lutym 1937 roku, podczas konferencji M. I. w Rzymie, zadeklarował: „Ten dzień nie jest daleki ani nie jest złudzeniem, kiedy figura Niepokalanej zostanie osadzona na tronie przez swoich Rycerzy, w samym sercu Moskwy”.

Jak wyżej wspomniano, drugim znakiem, poza posłuszeństwem, wskazującym, że to, co czynił Maksymilian całkowicie zgadzało się z wolą Boga, było cierpienie lub krzyż. Krzyż nie omija żadnego doniosłego przedsięwzięcia ani żadnego świętego. Wreszcie, wszystko, co ma wartość wieczną, czyni się z natchnienia i za przykładem Cierpiącego Sługi (Jezusa) i Jego Bolesnej Matki. Pewnego dnia, w czasie wakacji, gdy grano w piłkę, młody brat zaczął kaszleć krwią i musiał się położyć. W końcu przykuło go to do łóżka. Nieustanne krwotoki i ataki trwały przez dwa tygodnie, zanim pozwolono mu opuścić łóżko. Gdy z wyróżnieniami kończył studia, doznał poważnego nawrotu choroby. Znowu zaczął się kaszel i krwotoki. Tak dobrze ukrył swe cierpienie i chorobę, że nawet jego najlepsi przyjaciele i przełożeni nie zdawali sobie z nich sprawy.

Ale cierpienie fizyczne nie było jedynym, jakie znosił. Jeden z siedmiu pierwszych założycieli ruchu M. I. próbował przekonać innych, że nie ma on sensu. Świątobliwy założyciel nie mógł się nawet bronić. Niewątpliwie z powodu jego słabego zdrowia, ojciec generał zakazał mu zajmować się Militia Immaculatae. (Kto powiedział, że posłuszeństwo jest proste?) Prawie przez rok „jedynym działaniem M. I. była modlitwa i rozdawanie Cudownych Medalików”.

Zdecydowany na posłuszeństwo i na to, żeby jego praca trwała nieustannie, ojciec Maksymilian starał się o specjalną aprobatę z Rzymu. W 1922 roku Rycerstwo zostało ustanowione kanonicznie jako pobożne stowarzyszenie. Cztery lata później papież Pius XI podniósł M. I. do statusu stowarzyszenia pierwszorzędnego, z przywilejem wcielania spokrewnionych stowarzyszeń, powstałych w innych miejscach na świecie. Spełniało się marzenie ojca Maksymiliana o podboju świata pod sztandarem Tej, co kruszy głowę węża.

Po jego powrocie do Polski, M. I. rzeczywiście wystartowało, lecz nie bez kolejnych cierpień, sprzeciwów i niezrozumienia. Pierwszy większy cios z wielu, jakie miały go dotknąć, nastąpił w 1920 roku. Chroniczna gruźlica, której nabawił się podczas studiów w Rzymie, zaatakowała ponownie i Kolbe został skierowany na dwa tygodnie do sanatorium. Cała działalność M. I. została wstrzymana. Był to czas intensywnej walki wewnętrznej bez widzialnych rezultatów. Młody franciszkański kapłan doświadczał na własnej skórze faktu nieużyteczności człowieka i nieskończonej różnicy między Bożymi i ludzkimi metodami. Z prawdziwym zrozumieniem mógł powiedzieć: „Panna Niepokalana zatroszczy się o swe zwycięstwo nad diabłem”. Powiedział tak, by było jasnym, że zwycięstwo należy do Niej.

Kiedy ojciec Kolbe został wezwany do Polski latem 1919 roku, jego przełożeni mogli nie zdawać sobie w pełni sprawy z tego, jak wątłe było jego zdrowie. Z powodu wielkiego zapotrzebowania na profesorów w krakowskim seminarium przydzielono go do nauczania historii, filozofii i biblistyki, co nawet dla zdrowej osoby stanowiło wielki ciężar. Młody ojciec Maksymilian nigdy się nie skarżył i sprawiał wrażenie pełnego energii, ponieważ całym sercem angażował się w to wszystko, co nakazywało mu posłuszeństwo. Jednak z powodu osłabionych płuc uczniowie go nie słyszeli, zlecono mu więc słuchanie spowiedzi. Długie godziny w konfesjonale męczyły go jeszcze bardziej. Znajdował jednak czas, by głosić miłość i poznanie Matki Najświętszej oraz gromadzić nowych kandydatów do Militia Immaculatae spośród seminarzystów.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

***

„Kto jest punktualny w pierwszej chwili, ten będzie punktualny przez cały dzień. Kto ociąga się choćby przez kilka sekund w porannym wstawaniu, nie otrzymuje od Boga łask, które by otrzymał, będąc wiernym pierwszemu wezwaniu dnia” (Św. Maksymilian Kolbe).

Program Militia Immaculatae

Program M. I. jest tak prosty i tak rozległy jak misja Kościoła. Jego ostatecznym celem jest podbój świata i każdej pojedynczej duszy, do końca czasów, dla Najświętszego Serca Jezusowego przez Maryję Niepokalaną. Każdy członek ma się oddać całkowicie Maryi Niepokalanej na narzędzie w Jej Niepokalanych rękach dla zbawienia i uświęcenia wszystkich dusz, zwłaszcza tych, które są zagorzałymi wrogami Kościoła. Pierwotna modlitwa ojca Maksymiliana wyróżniała masonów, lecz dzisiejsza zaaprobowana modlitwa M. I. ma poszerzone znaczenie, mowa w niej o „przeciwnikach Kościoła”, do których zalicza się komunistów i wszystkie inne antyreligijne ugrupowania.

O przyjmowaniu nowych rekrutów

Do Milicji można zostać przyjętym i uczestniczyć we wszystkich jej duchowych dobrach, wpisując swe imię do oficjalnego rejestru, czyniąc akt całkowitego poświęcenia się (ułożonego przez ojca Maksymiliana), nosząc Cudowny Medalik (czcząc w ten sposób Maryję w Jej wielkim przywileju Niepokalanego Poczęcia) oraz odmawiając przynajmniej raz dziennie następującą modlitwę: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy, i za tymi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie”. Zachęca się do akcji zorganizowanej i konkretnych przedsięwzięć. Jak mówi sam o. Maksymilian: „Każdy środek (byleby był godziwy i dozwolony), naturalny czy nadprzyrodzony, czy to z wewnątrz czy z zewnątrz pola naszego działania, powinien być wykorzystany”. Po prostu nie jest to organizacja, lecz raczej ruch. Jak mówił ojciec Maksymilian: „Rycerstwo… nie jest jakąś szczególną organizacją, mającą na celu formację szczególnej kategorii ludzi. Jest to ruch, który musi rozentuzjazmować dusze, wyrwać je szatanowi i zdobyć dla sprawy Niepokalanej, zainspirować je do apostolatu budowania Królestwa Jezusa Chrystusa”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej.