Legiony. Rozdział dziesiąty

Wyszedłszy, udali się ulicą Miodową, ku Długiej. Po drodze, pan Chadzkiewicz począł mówić do nich tak, jakby ich znał od całych lat:

– Prymas nie martwiłby się także, gdyby Dąbrowski tu kiedyś wrócił, poparty całą potęgą Francji i geniuszem Bonapartego. To w gruncie rzeczy dobry patriota, ale politykuje z dworem pruskim, bo musi… Szkoda tylko, że to przyjaciół jego smuci, a nieprzyjaciół oburza. Są tacy, którzy go posądzają o obojętność, nie tylko dla ojczyzny, ale i dla wiary. Wpadł mi niegdyś w rękę taki wiersz: „Biskup warmiński, gładysz gładkich sentymentów, / Nie lubi mieć o wiarę trudów i zakrętów”… Dalej zapomniałem, ale było tam coś takiego, że dla zbytku i rozkoszy wszystkiego gotów odstąpić. A to nie jest prawda, nie! Ale na teraz mniejsza z tym. Chciałem z waćpanami pogadać o ich wyprawie, albowiem wybieram się także do Włoch i mogę wam być pożytecznym. Dla was to wcale niełatwa podróż. Prusy zawarły wprawdzie pokój w Bazylei z Rzeczpospolitą Francuską, gdyż, dostawszy cięgi, nie mogły uczynić nic innego. Ale rząd pruski czuje upokorzenie, jakie go spotkało, nienawidzi Francji i boi się, by pryncypia, jakie głosi Rzeczpospolita, nie poczęły się szerzyć między jego własnymi poddanymi. W Austrii rozstrzeliwują lub wieszają Polaków, którzy chcą przedrzeć się do legionów. Tu Fawrath wydaje z trudnością paszporty, a młodym ludziom odmawia ich stanowczo. Tyrańskie rządy zawsze potrafią się ze sobą porozumieć i pomagają sobie nawet wówczas, gdy się nienawidzą lub wzajem sobą gardzą. Na szczęście jest i inna władza na świecie, z którą każdy tyran musi się liczyć.

– Chyba władza Boska – ozwał się Cywiński.

– Tak… Władza wielkiego architekta, który zbudował świat i ma na nim swe sługi. Ale o tym później…

Tu Chadzkiewicz przerwał, albowiem, spotkawszy jakiegoś znajomego oficera, zatrzymał go i rozpoczął z nim po niemiecku rozmowę, która trwała blisko kwadrans. Cywiński i Marek zauważyli, że ich nowy towarzysz jest człowiekiem ogromnie znanym w Warszawie, albowiem witało go mnóstwo osób, a między nimi i kilku oficerów pruskich. Niektórzy salutowali go po wojskowemu, niektórzy inaczej niż w zwykły sposób, a jednak tak, jak podwładni witają zwierzchnika. On zaś odpowiadał na ukłony przyjaźnie, ale jakby z pewną wyższością. Jednym rzucał mimochodem kilka słów, innych pozdrawiał, kiwając wzniesioną do góry dłonią, do wszystkich uśmiechał się poufale i wesoło.

Po ukończonej rozmowie z oficerem złączył się znów z nimi i prowadził ich dalej. Zatrzymali się na koniec na Długiej, gdzie Chadzkiewicz zaprosił ich do siebie. Zajmował on w kamienicy Lelewela (1) wspaniały apartament na pierwszym piętrze, pełen zwierciadeł, kryształowych pająków, dywanów, wygodnych sof i stolików do gry w karty. W pierwszym pokoju przyjął ich młody człowiek, ubrany modnie, ale niesłychanie piegowaty, którego gospodarz przedstawił jako obywatela Gromadzkiego, swego sekretarza.

– Czy obywatel Nurski czeka na mnie? – zapytał.

– Nie ma go, ale zawiadomił, że zaraz przyjdzie – odpowiedział cudzoziemskim akcentem Gromadzki.

Weszli do gabinetu, w którym służący podał im niebawem fajki. Cywiński przypiął się chciwie do bursztynu, a i Marek nie odmówił, wydało mu się bowiem, że przyszłemu legioniście wstyd byłoby się przyznać, że nie pali. Chadzkiewicz pociągnął także z cybucha, puścił kilka regularnych kółek, po czym, wracając do przerwanej rozmowy, rzekł:

– Chciałem właśnie waćpanom powiedzieć, że wkrótce jadę do Wenecji. Pokój w Campo Formio oddał ją, jak słyszeliście, Austrii. Ale Austriacy nie usadowili się w niej jeszcze na dobre, i być może, że nie usadowią się stale. Moja podróż ma między innymi i ten cel, by to utrudnić. Zachowanie się Wenecji względem Francuzów było nędzne i kara, która ją spotkała, jest słuszna, ale nie możemy pozwolić na wzrost potęgi tak tyrańskiego państwa jak Austria.

Zdziwienie młodzieńców wzrastało z każdą chwilą, gdyż Chadzkiewicz mówił wprost tak, jakby w jego ręku spoczywała jakaś władza. Nie rozumieli też zgoła, jakim sposobem ten nieznany im, okazały jegomość może pozwalać lub nie pozwalać, by Wenecja przeszła w ręce austriackie, i w czyim imieniu się odzywa. Spoglądali jednak na niego z coraz większym zajęciem i szacunkiem.

A on zapytał:

– Czy kawalerowie wiecie, że legiony już się biją? Strzałkowski (2) pobił w górach insurgentów (3) włoskich, a Liberadzki (4) dzielnie się spisał w Weronie, gdzie też i poległ. Mają mu tam wystawić pomnik. Wojska nasze zajmowały także razem z francuskimi Wenecję, którą do poddania się nakłonił Sułkowski (5). Tworzy się, a raczej jest już prawie sformowana i druga legia, którą ma dowodzić Rymkiewicz (6). Czy w kraju, po prowincjach o tym wiadomo?

– Mało co – odpowiedział Marek. – Doszło do nas przypadkiem pismo Ogińskiego i wiedzieliśmy, że emigranci nasi zbierają się na Wołoszczyźnie. Wiedzieliśmy o Denisce (7) i Ksawerym Dąbrowskim (8), ale o generale Janie Henryku prawie nic. Ani w „Korespondencie Warszawskim” (9), ani w „Gazecie Rządowej” (10) nie można się było niczego doczytać.

– Rozumie się. Prusacy zabraniają o tym pisać. Najwięcej wiadomości podawał „Intelligenzblatt”, dlatego że wychodzi po niemiecku.

– Odezwę mediolańską generała Dąbrowskiego dostaliśmy dopiero przed miesiącem.

– A on ją wydał w styczniu, rok temu…

– I tylko z jej daty zmiarkowaliśmy, że legiony walczą już od roku.

– Tak nie jest, bo między odezwą a formacją pierwszych batalionów musiało upłynąć trochę czasu. Kosiński (11) i Tremo (12) jeździli po miastach we Francji, w których trzymano jeńców austriackich, i wybierali spomiędzy nich Polaków. Z początku brak było oficerów, ale teraz jest już ich więcej niż potrzeba, i jeśli kawalerowie liczycie na stopnie oficerskie…

– Nie – przerwał Cywiński. – Zaciągamy się jako prości żołnierze.

Chadzkiewicz objął oczyma wątłą a wykwintną postać Marka:

– Waćpan także, panie kawalerze?

– Tak – odpowiedział Marek – chyba że się krwią dosłużę wyższej rangi…

– Przedtem opali ci porządnie słońce panieńskie liczko, ale to mi się podoba. Bo przede wszystkim oficer powinien znać służbę. U nas generałem zostawał wielki pan lub sprytny dworak, który o wojskowości tyle wiedział, ile o astronomii. Exemplum (13) – generał Byszewski, którego dziś poznaliście. Prawdziwi wojskowi to Kościuszko, Dąbrowski, Kniaziewicz (14) i Zajączek (15). Inni, pożal się Boże. Wyjątek stanowi też książę Józef, który przeszedł szkołę austriacką i który ma przyrodzoną zdolność do wojny. Nie wiodło mu się pod Warszawą i powszechnie mają go za marnego generała, ale ja go przejrzałem lepiej od innych…

– Książę Józef (16) nie mieszka w Warszawie? – zapytał Cywiński.

– Owszem. Są więzy, które tu trzymają naszego Alcybiadesa (17), lecz obecnie jest w Wiedniu.

Tu Chadzkiewicz począł się śmiać.

– Piękny książę – mówił dalej – ma dopiero trzydzieści pięć lat, ale mu włosy rzedną nad czołem, że zaś chciałby je nosić à la Bonaparte, więc pojechał do Wiednia, do doktora Graffa, który wynalazł podobno sposób na porost czupryny. Ma tam wszelako książę i inne sprawy. Jeśli pojedziecie razem ze mną, to po drodze przedstawię was.

– Radzi byśmy wyruszyć razem – rzekł Marek.

– Szczerze waćpanów na to namawiam, gdyż to droga niepewna i łatwo może zakończyć się w kazamatach Józefsztadu, gdzie siedzi obecnie ksiądz Kołłątaj (18). Właśnie w jego sprawie zatrzymam się w Wiedniu, choć tam trudno będzie teraz coś zrobić. Tymczasem spróbuję dostać dla was od Fawratha paszporty jako dla moich domowników i poproszę go o osobne, abyście mogli wyjechać później, jeśli na czas nie zdążycie…

Dalszą rozmowę przerwał im piegowaty Gromadzki, który wprowadził obywatela Nurskiego. Był to człowiek lat czterdziestu, ogromnie wysoki i ogromnie chudy, z wypiekami na twarzy i z czarnymi włosami, które na jego czaszce tworzyły jakby grzebień, podobny do koguciego. Gdy gospodarz przedstawił mu obu młodzieńców, nowo przybyły podał im rękę, zaginając palce w tak osobliwy sposób, że obaj spojrzeli nań ze zdziwieniem.

Po czym zwrócił się do Chadzkiewicza.

– W sprawie Kołłątaja? – zapytał. – Myślałem, że Złoty Lichtarz.

– Nie – odpowiedział Chadzkiewicz – żadna loża. To są przyszli legioniści, z którymi umawiałem się o wspólną podróż.

– Legioniści? Miło mi poznać was, obywatele.

I nagle nad głowami Marka i Cywińskiego otworzyły się upusty wymowy. Nurski z niezmierną obfitością słów i z takim pośpiechem, jakby sądził, że jeśli się nie pośpieszy, to nie zdoła wszystkiego wypowiedzieć, począł mówić, naprzód o emigracji w Paryżu, o sporach między Barssem i jego stronnikami, a tym obozem, którego duszą był Dmochowski, a następnie o legionach. Dąbrowskiemu przyznawał wysokie zdolności wojskowe, ale wolałby widzieć na czele człowieka, głębiej przejętego duchem rewolucji francuskiej. Według jego zdania, Kościuszko był zbyt miękki i Dąbrowski będzie zbyt miękki, a tymczasem Polska potrzebuje pługa, który by ją głęboko przeorał, tak, by wyższe warstwy poszły na spód, niższe na wierzch. Legiony uważał zresztą za ratunek dla narodowego ducha. Z rozgorzałymi wypiekami na twarzy i pryskając śliną, wołał w uniesieniu, że gdyby nie te zastępy, które uratują przyszłe generacje od spodlenia, to wolałby, żeby ziemia zapadła się pod Polską i żeby na miejscu, gdzie ona była, utworzył się ziejący ogniem krater.

Marek słuchał go z przestrachem, Gromadzki patrzył na pułap, Chadzkiewicz podnosił dwuznacznie brwi, tak że niewiadomo było, czy chwali, czy potępia, a Cywiński, któremu się wydało, że Nurski, mówiąc o kraterze na miejscu Polski, przebiera miarę, począł się niecierpliwić i pokazywać swoje przydługie zęby.

Suchotnik zaś mówił, póki się nie wyczerpał. Wówczas umilkł, ale ręką dawał znak, że jeszcze nie skończył i że zacznie na nowo jak odetchnie.

Jakoż po chwili ozwał się znów, ale cichszym już i zachrypniętym głosem:

– Wrócicie! Wrócicie! Bonaparte to Samson (19), który zburzy świątynię tyraństwa, choćby sam miał zginąć pod gruzami. Wspiera go własny geniusz, ale wspierają i takie siły, przeciw którym nie wskórają żadne austriackie zakazy, ani żadne ukazy po tamtej stronie Wisły. Musi zwyciężyć ten, który ma pomocników nawet we wrogich sztabach. A wam powiadam, że wrócicie, a wraz z waszym powrotem zrodzi się nowa Polska. Zacznie się od zagłady Austrii, a potem pójdzie dalej. Na imię wam: zwycięstwo. Ale czy myślicie, że zwycięstwo będzie waszą jedyną zasługą? Nie! Waszą drugą, równie wielką, będzie to, że przyniesiecie do kraju nowe pojęcia i zaprowadzicie nowy ład. Przyszła Polska nie ma być magnacką, ani, jak jeszcze niedawno była, jezuicką, ani szlachecką, jeno panem i zwierzchnikiem ma być w niej, tak jak we Francji – lud!… Wolność, równość i braterstwo! Sejm Czteroletni, ustawa Trzeciego Maja, to dopiero pierwsze litery abecadła. Trzeba pójść dalej, aż do końca choćby tę odrodzoną Polskę przyszło w krwi współobywateli wykąpać!

Tu podniósł chustkę do ust i odjął ją z czerwonymi plamami. Nastało dość przykre milczenie. Cywiński i Marek słuchali słów Nurskiego z niechęcią, albowiem ta kąpiel ze krwi współobywateli, w której tak niedawno nurzała się Francja, napełniła cały świat przerażeniem i na myśl o niej wzdrygały się ludzkie umysły. W pojęciu obu młodzieńców legiony miały całkiem co innego do roboty, jak wprowadzać do Polski gilotynę, toteż słysząc coś podobnego, zaniepokoili się tym szczerze.

Lecz uspokoił ich do pewnego stopnia Chadzkiewicz, który pochylił się z żartobliwą twarzą nad Nurskim i klepiąc go po kolanach, począł mówić z taką pojednawczą wyrozumiałością, z jaką mówi się do chorego dziecka:

– Ha, Robespierre (20) krajowej fabryki! (21) Robespierre! No, dość tego! Liberté, égalité i fraternité można przeprowadzić, nie napełniając koszy głowami. Tymczasem uspokój się i odetchnij, nim zaczniemy mówić o Kołłątaju. Powtarzam ci, że dziś w Austrii to trudna sprawa, bo czasy naszych wpływów nie tylko tam minęły, ale trzeba się wprost ukrywać, więc mogę działać tylko prywatnie, jako polski hrabia, który nie żałuje grosza.

Marek i Cywiński, nie chcąc przeszkadzać dalszej rozmowie, wstali i poczęli się żegnać. Chadzkiewicz uścisnął przyjaźnie każdemu dłoń i w progu już rzekł:

– Zobaczymy się jeszcze u prymasa albo u mnie. Przyjdźcie nawet do mnie koniecznie.

Po czym do Marka:

– Ha, stryj twój, panie kawalerze, nie przypadł jakoś prymasowi do serca, i wzajemnie. Poznałem to od razu… Do widzenia!

Ponieważ na zapytanie, czy znają Warszawę, i Marek i Cywiński odpowiedzieli przecząco, więc uprzejmy gospodarz polecił jeszcze Gromadzkiemu odprowadzić ich do gospody, tym bardziej, że czynił się już wieczór, wieczorami zaś zdarzały się często awantury między pijaną młodzieżą a pruskimi rontami (22).

cdn.

Henryk Sienkiewicz

(1) Anachronizm: Lelewel urodził się w roku 1786 w Kamienicy Dolfusowskiej przy ul. Długiej 4 w Warszawie; dopiero po jego śmierci w roku 1861 kamienicę zaczęto nazywać Lelewelów; akcja powieści to rok 1797.

(2) Jan Strzałkowski – dowódca 1 Batalionu Grenadierów Legionów Polskich we Włoszech.

(3) Tu: powstańców.

(4) Klemens Liberadzki (ok. 1750–1797) – major polskiego Korpusu Posiłkowego Republiki Cisalpińskiej.

(5) Józef Sułkowski (1773–1798) – polski oficer, adiutant Napoleona, kawaler maltański.

(6) Franciszek Rymkiewicz (1756–1799) – generał polski insurekcji kościuszkowskiej i legionów, mason; należał do zakonu jezuitów, który opuścił po jego kasacie w 1773 roku; zginął w bitwie z Austriakami pod Adygą.

(7) Joachim Mokosiej Denisko (ok. 1756–ok. 1812) – oficer, jakobin, brygadier w insurekcji kościuszkowskiej; w 1794 roku organizator nieudanej wyprawy na Wołyń; potem na terenie Turcji, gdzie przygotowywał powstanie; odrzucił ofertę służby w Legionach Polskich; w 1798 roku uzyskał amnestię w Rosji i zwrot skonfiskowanego mienia, następnie służył Rosjanom.

(8) Ksawery Dąbrowski – generał, współtwórca liczącego 1600–1700 żołnierzy Związku Wojskowego utworzonego na Wołoszczyźnie z polskich emigrantów.

(9) „Korespondent Warszawski” – gazeta informacyjna wydawana 1792– 1793 w Warszawie; wydawca i redaktor ksiądz K. Malinowski; popierała obóz reform w dobie Sejmu Czteroletniego; kontynuowana jako „Pismo Periodyczne Korespondenta”, „Korespondent Narodowy Zagraniczny” i „Korespondent Warszawski i Zagraniczny”.

(10) Gazeta Rządowa – dziennik polski wydawany w okresie insurekcji kościuszkowskiej, oficjalny organ prasowy Wydziału Instrukcji Rady Najwyższej Narodowej. Redaktorem naczelnym był Franciszek Ksawery Dmochowski; publikowała oficjalne odezwy, manifesty i uniwersały Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej Tadeusza Kościuszki i rządu powstańczego.

(11) Antoni Amilkar Kosiński (1769–1823) – generał polski, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, współtwórca Legionów Polskich we Włoszech, mason.

(12) Eliasz Tremo (1774–1799) – major, adiutant gen. J. H. Dąbrowskiego, współtwórca Legionów Polskich we Włoszech.

(13) (Łac.) przykład.

(14) Karol Otto Kniaziewicz (1762–1842) – generał dywizji Wojsk Polskich, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, jeden z dowódców Legionów Polskich we Włoszech, twórca i dowódca Legii Naddunajskiej, uczestnik kampanii napoleońskiej, działacz emigracyjny.

(15) Józef Zajączek (1752–1826) – polski i francuski generał, polityk; poseł na Sejm Czteroletni, sekretarz Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej, jakobin polski, w czasie insurekcji kościuszkowskiej członek Rady Najwyższej Narodowej; od roku 1795 na emigracji we Francji, uczestnik wojen napoleońskich, dowódca 2 Dywizji Księstwa Warszawskiego, w czasie inwazji na Rosję (1812) dowódca V Korpusu Wielkiej Armii; namiestnik Królestwa Polskiego, senator-wojewoda Królestwa Polskiego; mason.

(16) Tu: gen. Józef Poniatowski.

(17) Alcybiades (450–404) – w młodości uczeń Sokratesa, kontrowersyjny ateński strateg, wybitny polityk i wódz, któremu brak rozwagi, wygórowane ambicje i skłonność do wystawnego trybu życia przysporzyły wielu wrogów.

(18) Hugo Stumberg Kołłątaj (1750–1812) – polski polityk, publicysta oświeceniowy, pisarz polityczny, katolicki prezbiter, kanonik, satyryk, poeta, geograf, historyk; rektor Szkoły Głównej Koronnej, referendarz wielki litewski, podkanclerzy koronny, radca wydziału skarbu Rady Najwyższej Narodowej; jeden z twórców Konstytucji 3 maja; jakobin, mason.

(19) Samson („słońce”, „siłacz”) – ostatni z sędziów opisanych w starotestamentowej Księdze Sędziów; dokonywał czynów niemożliwych dla zwykłych ludzi; historia Samsona ukazuje, jak wielkie dary Boga mogą być zmarnotrawione wskutek własnej lekkomyślności, naiwności i ulegania żądzom.

(20) Maximilien Marie Isidore de Robespierre (1758–1794) – francuski adwokat i mówca, członek Stanów Generalnych i Konstytuanty, jeden z czołowych przywódców rewolucji francuskiej, przywódca lewicowego klubu jakobinów; krwawy dyktator, fanatyk, ludobójca, mason.

(21) Dawniej, tu: produkcji; wyrobu.

(22) Dawniej, tu: patrolami; strażami.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Henryka Sienkiewicz Legiony.