Rozdział pierwszy. Katolickie zwyczaje w rodzinie

Istnieje co prawda spora grupa brytyjskich filozofów, którzy kręcą nosem na samą myśl o wprowadzaniu katolickich obyczajów w domu, czy w ogóle gdziekolwiek. Takie zwyczaje, jak wspólne odmawianie Różańca czy przystrajanie ołtarza w maju wydają się im zbyt dziecinne, aby w ogóle brać je pod uwagę.

Ich zdaniem doktryny Kościoła są wystarczające i nie potrzebują żadnych dodatków. I rzeczywiście dogmaty Kościoła są podstawą wszystkiego. Przypominają proste drogi, które wiodą do wieczności, ale po obu ich stronach znajdziemy też żywopłoty i rowy, łąki i rozmaite gatunki kwiatów.

Ortodoksyjnych katolików nie interesują takie łąki i pola, a przecież są one dla dróg tym, czym katolickie zwyczaje dla wiary – ozdabiają je i ożywiają, pomagając człowiekowi w jego wędrówce. Nie ma nic dziwnego w tym, że rozmaite obrzędy religijne wyrosły wokół katolicyzmu. Czasem mogą się one wydawać mało istotne, dopóki nie uświadomimy sobie, że zwyczaje, które rozwijały się wokół ludzkiej wiary przez setki, czasem nawet ponad tysiąc lat, nie mogą być tak całkiem bezwartościowe. Każda rodzina ma przecież swoje powiedzenia i zwroty, które nie są zrozumiałe dla kogoś spoza jej kręgu. Czy istnieje w ogóle dom, który nie miałby swoich wyjątkowych obyczajów, przezwisk, rytuałów, czy sposobu świętowania urodzin? Sam pamiętam z czasów mego dzieciństwa nieśmiertelny rytuał jedzenia owsianki. Najpierw zjadaliśmy ją dookoła brzegów, a kiedy zostawała zaledwie połowa, zabieraliśmy się za pałaszowanie reszty przez sam środek talerza, dopóki na jego dnie nie ukazała się czerwono-niebieska postać Toma, syna muzykanta, razem ze świnką i ścigającym go policjantem. Nie mam pojęcia dlaczego tak robiliśmy i wątpię, czy ktokolwiek potrafiłby wyjaśnić dziwne rytuały, których przestrzegał jako dziecko. Takie zwyczaje nie są niezbędnym wymogiem sprawnego funkcjonowania życia rodzinnego, ale z pewnością ożywiają je i dodają mu radości. Skoro więc Kościół nie jest instytucją, lecz rodziną obejmującą Boga, Matkę Bożą, poprzez świętych i dusze w czyśćcu, aż po nas samych, cóż w tym dziwnego, że ma on również swoje „rodzinne” rytuały i obyczaje? To zaskakujące, jak niewielu ludziom taka myśl w ogóle świta w głowie. Jednak ci z rodziców, którzy wkraczają w świat zwyczajów tej duchowej rodziny, są w stanie ofiarować swoim dzieciom skarby, z których wartości zdadzą sobie one w pełni sprawę dopiero wraz z nadejściem wieczności. To ważne zadanie może być udziałem nie tylko rodziców, ale każdego, kto pracuje z młodzieżą i dziećmi, w szkole, klubie czy innej organizacji.

Nie ma nic wymuszonego w tym pomyśle, bo przecież wyznaczając w swojej liturgii określone dni ku czci poszczególnych świętych czy pewnych wydarzeń z życia Chrystusa i Maryi Kościół pragnie, abyśmy w jakiś sposób ten dzień uczcili.

Święta przypadają na określoną datę, ale już sposób, w jaki są one obchodzone, może być rozmaity i rzeczywiście bardzo się różni w zależności od miejsca. Zabawy i obrzędy związane z danym świętem zmieniają się także wraz z upływem czasu, ale ich istota pozostaje zazwyczaj ta sama. Na przykład Boże Narodzenie koncentruje się wokół osoby Jezusa. Tego dnia chrześcijanie na całym świecie okazują na swój własny sposób miłość nowonarodzonemu Dzieciątku, czy to śpiewając kolędy, budując szopkę, zawieszając Bożonarodzeniowe wieńce, zapalając świece w oknie, zostawiając puste nakrycie dla wędrowca, czy czyniąc z tego dnia prawdziwe święto dla własnych bądź cudzych dzieci. Przed reformacją istniało w Anglii wiele uroczystości wywodzących się z kościelnych świąt i dni poświęconych rozmaitym praktykom religijnym, a mało kto zdaje sobie sprawę, że rok świecki w znacznej mierze nadal toczy się zgodnie z rytmem kalendarza liturgicznego. W czasach, kiedy katolicyzm był tu religią panującą, najdrobniejsze nawet rzeczy miały związek z jakimś świętem. Święto Podwyższenia Krzyża Świętego przypadające czternastego września, wyznaczało początek zbiorów orzechów. W dniu świętego Jakuba błogosławiono pierwsze zebrane jabłka i włączano do jadłospisu ostrygi. Dzień świętego Marcina był sygnałem do rozpoczęcia uboju bydła i suszenia mięsa na zimę. Na świętego Szymona i Judę oraz na świętego Barnabę zwracano szczególną uwagę na pogodę, bo w tych dniach często zdarzały się burze, a z nadejściem dnia świętego Bartłomieja rozpoczynały się coroczne jarmarki. Reformacja zmiotła wiele takich zwyczajów, jednak tam gdzie zdołały one przetrwać – co naturalnie miało miejsce częściej w odległych wiejskich zakątkach niż w miastach – ludzie nie pamiętają już skąd się one wzięły. Oczywiście, już w dawnych czasach obchodzenie tych świąt było związane z pewną dozą przesądów, ale kiedy liturgia i wiara zostały odsunięte na plan dalszy, niepodzielnie zaczął królować zabobon i nagle odkrywamy na przykład, że na początku dziewiętnastego wieku dzień świętego Łukasza był obchodzony w Anglii w następujący sposób: „Niech dowolna liczba młodych dziewcząt, nie przekraczająca jednak siedmiu, zbierze się razem w pokoju, kiedy zegar wybije jedenastą wieczorem. Należy wziąć gałązkę mirtu i owinąć ją kawałkiem bibuły, a potem rozpalić niewielki ogień z węgla drzewnego. Niech każda z panien wrzuci do niego dziewięć włosów z głowy i obrzynki paznokci u rąk i nóg, spryska węgiel odrobiną mirry i kadzidła, a kiedy z ognia podniesie się dym, okadzi nim gałązkę mirtu. Wraz z wybiciem dwunastej, każda dziewczyna uda się w milczeniu do łóżka i wsunie gałązkę pod głowę ze słowami:

«Święty Łukaszu, bądź mi życzliwy,
Niech mi się we śnie ukaże mój miły»”.

Dzień świętego Marka spotkał chyba jeszcze gorszy los. W Yorkshire ludzie siadali w wigilię tego święta na progu kościoła i czuwali od jedenastej do pierwszej w nocy. W trzecim roku (bo należało tę procedurę powtórzyć trzy razy) mieli oni rzekomo ujrzeć duchy osób, które czekała śmierć w przeciągu najbliższego roku, wchodzące do kościoła w takiej kolejności, w jakiej mieli odejść z tego świata. Ci, których czekała nie śmierć, lecz długa choroba, mieli wejść do kościoła i natychmiast zawrócić. „Jeśli zachoruje człowiek, którego rzekomo widziano właśnie w taki sposób, natychmiast zaczynają się szepty, że taka osoba nie wyzdrowieje, bo tak twierdzi ktoś, kto czuwał w wilię świętego Marka. Ten przesąd jest tak silny, że jeśli plotki dotrą do uszu chorego, zaczyna on wątpić w swój powrót do zdrowia”.

Ponieważ pochodzenie wielu takich zwyczajowych obrzędów poszło w niepamięć, niejednokrotnie możemy się natknąć na zupełnie niedorzeczne wyjaśnienia rozmaitych ludowych zwyczajów, których część przetrwała właściwie do naszych czasów. Na przykład odbywającą się w Oxfordshire majową procesję, podczas której dziewczęta z wioski niosą girlandę kwiatów z przyczepionymi do niej dwiema lalkami, małą i dużą, ubranymi we współczesne stroje, często wywodzi się z pogańskich rzymskich obrzędów, a przecież upłynęły już setki lat, kiedy najbardziej naturalną rzeczą na świecie byłoby urządzanie w maju procesji z wizerunkami Maryi i Jej Syna! Jeszcze sto lat temu istniał też zwyczaj obnoszenia po ulicach przystrojonego wstążkami pługa w pierwszy poniedziałek po święcie Trzech Króli. Tradycja ta była zapewne pozostałością czasów, gdy błogosławiono pługi, podobnie jak czyniono to z plonami, psami myśliwskimi, łódkami, czy zielnymi ogródkami.

Istnieje w Anglii jeszcze wiele miejsc, gdzie nadal odbywają się takie majowe procesje, podczas których przyozdobione wstążkami konie pociągowe z ciasno zaplecionymi grzywami paradują dumnie, a świeżo odmalowane i przystrojone wozy rolników rywalizują o miano najpiękniejszego. Tego dnia każdy przywdziewa odświętny strój i przybywa na festyn, gdzie przygrywają miejscowe kapele, zjawiają się skauci i skautki, a wszystkie lokalne organizacje zbierają pieniądze, które w dzisiejszych czasach są przekazywane okolicznym szpitalom. To święto jest pozostałością procesji ku czci Matki Bożej, choć obecnie Jej postać nie jest już w tych obchodach widoczna. Czymże jednak jest wybór królowej święta wiosny, jeśli nie przeniesieniem na najładniejszą dziewczynę regionu ceremonii, która kiedyś koncentrowała się wokół figurki Najświętszej Maryi Panny?

Jednak jest to również częsta praktyka Kościoła, aby głęboko zakorzenione wśród ludu święta pogańskie po prostu chrystianizować. Dlatego w niektórych przypadkach określone święto i towarzyszące mu zwyczaje rzeczywiście mają pogańskie źródło. Dzień Bożego Narodzenia także został wybrany tak, aby zbiegał się z pogańskim świętem. Z pewnością dawny sposób świętowania w Anglii dnia świętego Walentego, polegający na ciągnięciu losów z imieniem świętego, który stawał się patronem danej osoby na cały rok, wywodzi się od rzymskich obchodów ku czci Junony. Dzień Wszystkich Świętych, Halloween, a nawet Zaduszki to także schrystianizowany pogański obyczaj ofiarowywania pokarmów zmarłym.

Niektóre z powszechnie niegdyś przestrzeganych zwyczajów łatwo zrozumieć. Ogień zawsze był symbolem nieśmiertelności, nic więc dziwnego, że w dniu Wszystkich Świętych na zboczach wzgórz rozpalano ogniska. Nie ma też nic zaskakującego w tym, że w to święto mieszkańcy Wysp Zachodnich w Szkocji malowali smołą krzyże na swoich chatach i łodziach rybackich, albo że w Palmową Niedzielę chłopcy z Lanark maszerowali ulicami wsi z kwitnącymi gałązkami wierzby przybranymi żonkilami i bukszpanem.

Ale nie wszystkie tradycyjne obrzędy związane początkowo z liturgią, które po reformacji w angielskim Kościele uległy zniekształceniu łatwo wyjaśnić. Kto wie, co to Hoke Day, czy Mace Monday, pierwszy poniedziałek po dniu świętej Anny? Dlaczego dzień świętego Łukasza nazywano Whip-dog Day („wybijaniem psów”) albo skąd się wzięło chodzenie po prośbie w dniu świętego Tomasza? Czemu ludzie na wsi przestrzegali w Wielkanocny Poniedziałek obyczaju „podnoszenia” czy też „unoszenia”, jak to różnie nazywano, kiedy to każdy, kto napotkał wyznaczonych „podnoszących”, był chwytany w objęcia i unoszony wysoko w powietrze trzy razy? Ponoć zwyczaj ten miał się wywodzić z obyczaju świętowania zmartwychwstania Chrystusa, ale tak naprawdę nikt nie wie skąd się wziął. Trudno również ustalić dlaczego w dniu świętego Piotra albo świętego Jana Chrzciciela rozpalano ogniska z gałązek kolcolistu, a wszyscy mężczyźni z wioski przeskakiwali przez ogień, dopóki ognisko nie zagasło? Albo dlaczego mieszkańcy zachodniej Szkocji na świętego Michała wypiekali specjalny chleb i częstowali nim wszystkich nieznajomych spotkanych tego dnia?

W dalekiej przeszłości wszystkie te zwyczaje musiały mieć związek z liturgią, nawet jeśli później stały się, przynajmniej niektóre z nich, niedorzeczne i prostackie, a teraz popadły już prawie całkowicie w zapomnienie. Nie dziwi fakt, że w oderwaniu od Kościoła przybrały taką zwyrodniałą formę, ale nie powinniśmy pozwolić odejść im w niepamięć. Istnieje wiele świąt kościelnych, które można by obchodzić w znacznie bardziej ożywiony sposób niż dzieje się to obecnie. Oczywiście nie chodzi tu o to, aby sztucznie przywrócić do życia wszystkie obyczaje popularne w czternastym wieku. Jarmarki i teatry nie będą się przecież odbywały tylko wraz z nadejściem dnia świętego Bartłomieja, nikt też nie będzie czekał na święto Podwyższenia Krzyża z rozpoczęciem zbioru orzechów. Możemy się jednak pokusić, i to właśnie próbuję uczynić w tej książce, o przywrócenie niektórych obyczajów w ich dawnej formie, wybranie z innych tego, co najlepsze, zaadaptowanie jeszcze innych a w niektórych przypadkach nawet stworzenie własnych tradycji świętowania.

P. Stewart Craig

Powyższy tekst jest fragmentem książki P. Stewarta Craiga Katolickie zwyczaje w rodzinie.