Jakobini. Rozdział szósty

Blady strach padł na umiarkowane żywioły Francji.

Z szybkością spłoszonego ptactwa leciały nad krajem wiadomości o gwałtach jakobinów. Na północy i na południu, na wschodzie i zachodzie, we wszystkich prowincjach, w miastach i miasteczkach, uzbrojone bandy rozpędzały zebrania „przyjaciół ojczyzny, króla, religii, pokoju, konstytucji”, burzyły ich kluby, niszczyły ich drukarnie, napadały na zamki, plebanie, domy, paląc i mordując wszędzie, gdzie znalazły opór.

– „Nie chcemy w Zgromadzeniu Prawodawczym arystokratów, księży i ich przyjaciół”, rozlegało się od granic Belgii aż do Pirenejów, od oceanu Atlantyckiego aż do Alp Szwajcarskich.

Na żywioły umiarkowane Francji padł strach i odjął im przytomność, rozwiał ich dobre nadzieje, złamał ich odwagę. Jakże one, dobrze wychowane, zespolone, tak ściśle zlane z wytwornymi formami towarzyskimi, iż gdyby nawet chciały, nie umiałyby przeciwstawić brutalności brutalność – jakże one mogły się wziąć za bary ze straszliwą bezwzględnością zuchwałych przeciwników?

Rzucano im w twarz hańbiącą nazwę „arystokraty”?…

Ależ arystokratów w rozumieniu patriotyzmu z roku 1789, nieprzyjaciół konstytucji, zwolenników ancien régime’u nie było już we Francji. Zaraz po wzięciu Bastylii, po czternastym lipca, bracia królewscy i przedniejsi dworacy uciekli za granicę; po napadzie na Wersal i uprowadzeniu króla do Paryża, za pierwszymi emigrantami poszły tłumy szlachty i wyższego kleru, reszta zaś „arystokratów” przeniosła życie tułacze nad własny dach, nad dziedzictwo przodków, po ogłoszeniu konstytucji.

Którzy zostali w kraju: szlachta, kler i zamożne mieszczaństwo, byli szczerymi patriotami, gorliwie pracowali przy przebudowie państwa absolutnego na konstytucyjne, byli „filozofami”, przekonanymi zwolennikami nowego porządku.

Czegóż chcieli od nich jakobini, w czymże zawinili, że naród tak śmiertelnie ich nienawidził?

Bezradnie spoglądając po sobie, żywioły umiarkowane nie umiały odpowiedzieć na to pytanie. Ale odpowiedziała za nich na nie logika ich czynów.

Zamiast obmyślić między sobą konieczne reformy, zamiast w swoim kole opracować plan przebudowy zmurszałego ze starości gmachu Burbonów i porozumieć się z królem, co nie było trudno z tak dobrym, uczciwym i słabym władcą jak Ludwik XVI (1), wy, warstwy oświecone Francji, wy, filozofowie osiemnastego stulecia, weszliście od razu na wulkanami podminowaną drogę gwałtownej rewolucji. Ze strachu przed rządem królewskim wezwaliście do pomocy ulice, przedmieścia, ciemny tłum, pocieszając się tym, że weźmiecie „murzyna” na łańcuch prawa, gdy przestanie być potrzebnym.

To wy, wasi wodzowie: Mirabeau’owie, Sieyèsy, Duportowie, Lamethowie, Barnave’y, Lafayette’y (2), Bailly’owie (3), uczyliście ciemne tłumy spiskowania i gwałtów przeciw władzy wykonawczej; to wy, chcąc zjednać sobie te ciemne tłumy, uczynić z nich powolne narzędzie swoich zamiarów, obałamucaliście je pustymi frazesami o ich królewskości; nie tylko cierpliwie znosiliście wszelkie ich wybryki, ich śmieszną, zuchwałą kontrolę w trybunach sejmowych nad waszą działalnością, ale nawet głośno pochwalaliście, zawsze wynagradzaliście najdzikszy gwałt, najgłupszą demonstrację.

To wy wychowaliście owych jakobinów, którzy was teraz tak dziwią, tak oburzają… Wszakże z waszego to Związku Przyjaciół Konstytucji, założonego przez posłów bretońskich jeszcze przed zebraniem się Stanów Generalnych, w celu „przedyskutowania spraw bieżących”, wyszli owi straszni dziś dla was jakobini. Z chwilą, kiedy związek przeniósł się za królem z Wersalu do Paryża i obrał sobie siedzibę w klasztorze pod wezwaniem świętego Jakuba, wasi Duportowie, Lamethowie, Barnave’y zmienili Klub Przyjaciół Konstytucji w „jaskinię spisków”, w szkołę ulicznych szczekaczy, w koszary zuchwałych zbójów, którzy szli uzbrojeni na ulicę, aby urządzać awantury, rozruchy, bunty i demonstracje. To wasz Duport, szlachcic, wytworny radca parlamentu paryskiego, obmyślił, zorganizował ów straszliwy Comité des recherches (4), ową ohydną instytucję szpiegów i denuncjantów, która wkrótce stanie się tyranem, katem całej przyzwoitej Francji i to wasi Lamethowie, hrabiowie, dworacy, entuzjaści wolności, byli instruktorami tej tajnej, rewolucyjnej policji. Ci, którzy dziś na was szczują lud miejski i wiejski, są waszymi uczniami.

Wprawdzie nie prowadziły was zła wiara i zła wola, uczciwie chcieliście koniecznych reform, w robocie wywrotowej posługiwaliście się jednak niewłaściwymi środkami, błądziliście, w rewolucji zaś nie wolno błądzić. Błąd w rewolucji mści się jak grzech, jak zbrodnia.

Wprawdzie wasi wodzowie opamiętali się, przypatrzywszy się bliżej owocom swojej roboty. Gwałtowny, dumny Mirabeau, umierał w „żałobie po monarchii”, bezwzględny Duport, ambitni Lamethowie, radykalny Barnave, dobroduszny Bailly, rycerski Lafayette i wszyscy pierwsi entuzjaści wolności, wszyscy pionierzy rewolucji, ostygli w zapale, oprzytomnieli, zrozumieli znaczenie szanowanej przez naród władzy wykonawczej, oprzytomnieli jednak za późno, w rewolucji nie wolno zaś przytomnieć za późno. Po niewczasie wracająca przytomność nie powstrzymuje, nie gasi wznieconego pożaru.

Wprawdzie prowadził was entuzjazm wolności, ale ten święty entuzjazm skaziły zwykłe ambicje, zawiści i namiętności ludzkie. Bo uderzcie się w piersi, a usłyszycie w głębi tej piersi cichą skargę sumienia. Dlaczego ty, podupadła, od łask korony, tronu odtrącona szlachto zazdrościłaś szlachcie dworskiej zaszczytów; dlaczego ty, niższy klerze, spoglądałeś kosym okiem na bogate beneficja prałatów; ty, w końcu, zamożniejsze, starsze mieszczaństwo, dlaczego zieleniałoś z zazdrości, patrząc na wytworność potomków rycerskich, na tradycje rodowe i nazwiska historyczne? Święty, czysty ogień entuzjazmu podsycaliście, zbrukaliście niskimi namiętnościami i ambicjami, i za to teraz pokutujecie.

Bo oto podniosła się obok was warstwa inna, tak samo ocierająca się o was, jak wy ocieraliście się o szczyty społeczne dawnego porządku. Tysiące drobnych adwokatów, lekarzy, urzędników wiejskich i małomiasteczkowych, rękodzielników i lepszych rzemieślników, którzy dopiero co wyszli z ludu, dopiero w pierwszym pokoleniu należą do inteligencji i półinteligencji, podniecone wrzawą rewolucji, obałamucone doktrynami Rousseau, Mably’ego (5), Raynala (6), zachęcone waszym powodzeniem, pną się w górę, wyciągają chciwe ręce po władzę i dobrobyt.

Dla nich, dla tego oświeconego i półoświeconego proletariatu, teraz wy, cała szlachto i cały klerze, stany historyczne Francji i wy, zamożne mieszczaństwo, niezależne majątkowo, jesteście arystokratami, jak dla was arystokratami byli dygnitarze dworscy i prałaci. W ich mniemaniu tylko oni są teraz prawdziwymi patriotami, prawdziwymi synami i dziedzicami królestwa Burbonów, a wy jesteście pasożytami, zdrajcami. Wasze zasługi położone dla rewolucji, dla wolności, nie powstrzymają ich od gwałtów, jak was nie powstrzymała od gwałtów dobra wola króla, bo i ich entuzjazm, głód wolności – skaziły niskie ambicje i namiętności ludzkie. Łakną władzy i dobrobytu, i do tej mety pójdą po waszej rozpaczy, po waszych trupach, jak wy szliście do rozkoszy panowania po upokorzeniu i poniewierce uczciwego, dobrego króla.

I jak wy rzucaliście na przesławną koronę Burbonów nierozumne, dzikie tłumy, tak teraz oni rzucają na was te same nierozumne, dzikie tłumy, usiłując zepchnąć was ze zdobytego stanowiska.

Blady strach padł na umiarkowane żywioły Francji. „Filozofowie”, bezwzględni wywrotowcy z roku 1789, bezradnie spoglądali po sobie, nie umiejąc wytłumaczyć sobie nienawiści, jaka obryzgiwała ich żółcią i błotem, jaka groziła im mściwą pięścią – a logika ich czynów mówiła: wicher sialiście, burzę będziecie zbierać, święty entuzjazm wolności zbrukaliście jadem i błotem samolubnych namiętności ludzkich i te przez was podniecone namiętności, będą ślepe na wasze zasługi, będą głuche na wasze słuszne skargi…

cdn.

Teodor Jeske-Choiński

(1) Ludwik XVI, Ludwik Ostatni, przez wrogów zwany „obywatel Louis Capet” (1754–1793) – książę de Berry, następnie delfin de Viennois, ostatecznie król Francji i Nawarry od roku 1774 do 1791, potem „król Francuzów” do roku 1792; rok po objęciu tronu zapisał się do nadwornej loży wolnomularskiej; zgilotynowany.

(2) Marie Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Molier, markiz de la Fayette (1757–1834) – polityk, arystokrata francuski, liberał, humanista, mason; generał, uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych; członek Stanów Generalnych, dowódca paryskiej gwardii narodowej.

(3) Jean Sylvain Bailly (1736–1793) – francuski matematyk i astronom znany ze swoich obliczeń orbity komety Halleya i badań nad czterema satelitami Jowisza, znacząca postać rewolucji francuskiej, mason; zgilotynowany.

(4) (Fr.) komitet śledczy.

(5) Gabriel Bonnot de Mably (1709–1785) – francuski filozof, historyk, pisarz i polityk; przez krótki czas służył w korpusie dyplomatycznym; wykroczył poza liberalną koncepcję równości wobec prawa i argumentował za równością potrzeb.

(6) Guillaume Raynal (1713–1796) – francuski historyk, pisarz i filozof, przedstawiciel oświecenia, związany ze środowiskiem encyklopedystów; potępiał nietolerancję religijną, krytykował postępowanie kleru i władz wobec ludności kolonii w Indiach.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Teodora Jeske-Choińskiego Jakobini.