Dawid z Jerozolimy. Rozdział szósty

Księżniczka Mikal patrzyła, jak jej starsza siostra się ubiera.

– Biedny Adriel będzie bardzo zawiedziony – powiedziała. – Byłaś mu przecież przyobiecana.

Księżniczka Merab przyjrzała się sobie w srebrnym lustrze. Miała haczykowaty noc ojca, lecz jej oczy były duże i pełne wyrazu, a długie jedwabiste włosy spływały falą na plecy.

– Co mogę na to poradzić? – odparła obojętnym głosem. – Ojciec po prostu zmienił zdanie, to wszystko.

– Adriel jest bardzo bogaty – przypomniała jej Mikal. – To najbogatszy po królu człowiek w Izraelu.

– Tak, tak, wiem. Ale ojciec zadba, by niczego mi nie brakowało. – Zadowolona z siebie, Merab odłożyła lustro. – Nigdy nie widziałam ani Adriela, ani tego Dawida, więc jest mi wszystko jedno – dodała z chłodnym uśmiechem. – Ale chcę mieć dzieci, dużo, dużo synów.

– Naprawdę nie rozumiem ojca – denerwowała się Mikal. – Ten Dawid jest zwykłym pasterzem, który przypadkiem umie grać na harfie. Jak ośmieli się podnieść wzrok na królewską córkę?

Merab zaczęła czesać swoje lśniące włosy.

– Ale pokonał wielkiego wroga Izraela, olbrzyma… Zapomniałam, jak miał na imię. Estera dużo mi o tym opowiadała, ale jak zwykle słuchałam jednym uchem. Nawet ułożyli o nim pieśń, bo zabił tylu wrogów. – Zaczęła nucić: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy!” Dziesiątki tysięcy! To coś, co trudno sobie nawet wyobrazić!

– Może jest brutalem i będzie cię bił. – W głosie Mikal pobrzmiewał ostrzegawczy ton.

– Och, nie szkodzi, to nawet dobrze, kiedy mąż jest surowy – odparowała Merab.

– Może uda się jeszcze przekonać ojca, że Adriel będzie lepszym mężem dla ciebie – powiedziała Mikal. – Moja siostra i pasterz! Ktoś mógłby pomyśleć, że jesteśmy córkami wieśniaka.

– Przecież nimi jesteśmy – odparła Merab i wzruszyła ramionami. – Ojciec nie był od początku królem. Naprawdę nie rozumiem twojego wzburzenia. W końcu jesteśmy tylko głupimi kobietami i musimy robić, co nam każą.

– Mów tak! – wybuchła Mikal. – Myśl tak, jeśli przez całe życie chcesz być niewolnicą! Ja chcę więcej od życia. – Oczy jej błyszczały, ale opanowała się po chwili. – Pozwól mi porozmawiać z ojcem – poprosiła. – Pozwól, bym mu powiedziała, że nie chcesz skrzywdzić Adriela, że go kochasz i…

Przerwał jej śmiech Merab.

– Jak miałby ci uwierzyć? Przecież doskonale wie, że nigdy go nie widziałam. Tak jak nie widziałam pogromcy dziesiątków tysięcy. – Zaczęła malować usta. – A właściwie czemu tak się przejmujesz moim szczęściem? – zapytała, krytycznie oceniając swoje dzieło w ręcznym lusterku. – Jeśli to nie ma znaczenia dla mnie, czemu ciebie obchodzi, czy poślubię Adriela czy pasterza, który gra na harfie i zabija olbrzymów. – Oho! Mikal, czy ty widziałaś pasterza? Jak on wygląda? Czy może ty… Mikal! Mikal!

Ale Mikal już wyszła. W swoim własnym pokoju długo rozmawiała z Nossu, ulubioną niewolnicą. Nossu była Murzynką, niemal groteskowo brzydką, ze lśniącą czarną skórą, grubymi wargami i płaskim nosem, który zajmował prawie połowę twarzy. Była jednak młoda, wesoła i uważała Mikal za boginię.

– Rozumiem, pani – rzekła Nossu. – Bądź spokojna. Wiesz, że możesz mi zaufać.

– Tak, a szkoda – odpowiedziała powoli Mikal.

Nossu szeroko otworzyła oczy.

– Szkoda, pani?

– Tak, ty czarny kocie. Bo tym razem byłoby dobrze, gdyby ktoś poznał mój sekret… na przykład Jakub.

– Czy nie mówiłaś, że on nienawidzi Dawida, pani?

– Oczywiście. Właśnie dlatego. Więc co zrobi, jeśli się o tym dowie?

– Doniesie o tym królowi.

– Mądra Nossu – pochwaliła ją Mikal, głaszcząc czarne policzki niewolnicy.

– A król będzie bardzo zły.

– Może nie. – Mikal uśmiechnęła się. – W każdym razie dopilnuj, by Jakub poznał całą tę historię.

– Może mi nie uwierzyć.

– Oczywiście, że ci nie uwierzy. Ale pośle jednego ze swoich agentów. Szpiega. A tamten uwierzy. I nie zapomnij, że Jakub ma ci zapłacić za tę wiadomość. Niech po prostu myśli, że sprzedałaś mu mój sekret, że mnie zdradziłaś.

– Jeśli tak pomyśli, to musi być bardzo głupi – stwierdziła Nossu, pocierając płaski czarny nos.

– Mężczyźni są w większości głupi… na swój sposób – zauważyła Mikal. – Nawet mój ojciec. Jeśli pójdę do niego i powiem wprost: „Daj Dawida mnie, a nie Merab”, odmówi. Och, grzmiałby na mnie i byłabym w niełasce przez wiele miesięcy. Ale jeśli uda mi się sprawić, by sam o tym pomyślał… Idź, Nossu. Wiesz, co masz robić!

***

O zachodzie słońca Dawid stał przed Bramą Kupców, rozglądając się ostrożnie dookoła. O tej porze dnia było tutaj tłoczno. Wszyscy, którzy nie mieszkali w warowni, musieli teraz ją opuścić, a mieszkańcy pójść do swoich domów. Za pół godziny ciężka brama zostanie zamknięta i nikt jej nie otworzy aż do świtu. Dawid starał się niczego po sobie nie pokazywać, ale serce waliło mu młotem. Trudno, wręcz niepodobna było uwierzyć, że to ona wyznaczyła tutaj schadzkę. To mogła być pułapka, jakaś intryga, choć nie rozumiał, czemu ktoś miałby wciągać go w pułapkę. Och, przetrawianie tego po raz setny nie miało sensu! Nawet jeśli było to z jego strony nierozsądne – musiał przyjść.

Dookoła handlarze szybko zwijali swoje kramy, powietrze wypełniał gwar targowania się, wykrzykiwanych ofert i protestów.

– Harfisto!

Rozejrzał się szybko. Za wystającym murem stała kobieta spowita w ciężki woal. Nie ta sama co wtedy, nie służąca – ta była wyższa i szczuplejsza, dłoń przytrzymująca woal miała barwę kości słoniowej i ozdabiały ją kosztowne pierścienie. To była dłoń szlachetnie urodzonej – jej dłoń.

– Księżniczko!

– Cicho. Ani słowa. Słuchaj. Czy chcesz poślubić moją siostrę?

– Takie jest życzenie króla.

– Czy twoje też?

– Nie.

Nastąpiła chwila ciszy. Od strony bramy dobiegł drżący głos:

– Siedem szekli za te owoce? One już się psują, ty złodzieju i synu złodzieja!

Handlarz odpowiedział coś niezrozumiałego dudniącym basem.

– Czemu nie chcesz poślubić Merab? – zapytała Mikal.

– Kto kocha słońce, nie zadowoli się księżycem – odparł Dawid i nagrodził go cichy śmiech. – Ale jakąż biedny śmiertelnik może mieć nadzieję, by posiąść słońce – dodał. – Czy to nie jest niemożliwe?

– Niemożliwe było także pokonanie Goliata, a jednak tego dokonałeś. Kto ma zwyciężyć, musi walczyć. Żegnaj.

– Zostań! – zawołał Dawid, tracąc zimną krew. – Zostań! Daj mi jeszcze raz zobaczyć słońce.

Ale jej już nie było. Wrócił powolnym krokiem do pałacu, oczarowany, oszołomiony, niezdolny do myślenia.

Niski, krępy mężczyzna w szacie nieokreślonego koloru wyszedł zza najbliższego rogu, zaczekał, aż Dawid zniknie z zasięgu wzroku, i powędrował niespiesznym krokiem. Pół godziny później stanął przed dowódcą straży przybocznej i złożył mu raport.

– Dawid i księżniczka Mikal – wymamrotał Jakub. – Więc czarna dziewczyna nie kłamała. Ale czy jesteś pewny, że to była księżniczka?

– Całkowicie, panie.

– Miała na sobie woal. Mogłeś się pomylić.

– To był głos księżniczki. Nosiła na palcu pierścień z czerwonymi kamieniami, ten, który król dał jej w zeszłym roku. I nazwała księżniczkę Merab swoją siostrą.

Tego samego dnia Jakub powiedział o wszystkim królowi. Ku jego zdumieniu Saul przyjął to bardzo spokojnie i nawet lekko się uśmiechnął.

– Jesteś czujnym sługą. Dziękuję ci. Możesz odejść.

Jakub poszedł, a król znów uśmiechnął się do siebie. Dawid nigdy by się nie ośmielił zbliżyć do Mikal. Ta schadzka była jej pomysłem. Kochała młodego bohatera, a on… on kochał ją. Najważniejsze było wiedzieć, jaką zawiesić przed nim przynętę. Co powiedziała Mikal? „Kto ma zwyciężyć, musi walczyć”. Zaśmiał się bezgłośnie.

– Chuszaju! – Sekretarz wszedł. – Chuszaju, jesteś przyjacielem Dawida, prawda?

– Jestem sługą króla i przyjacielem Dawida, panie.

– Tak, tak, wiem. Powiedz mu – nie chcę robić tego sam – powiedz mu, że księżniczka Merab dawno temu została obiecana innemu mężczyźnie. Ale dam mu moją drugą córkę, Mikal, kiedy zapłaci cenę za pannę młodą.

Duże dłonie Chuszaja otworzyły się i zamknęły. Jego twarz pozostała bez wyrazu.

– Jak rozkażesz, panie.

– Jeśli zapyta o cenę – ciągnął Saul – powiedz mu, że wiem, iż nie jest dość majętny. Król jest sprawiedliwy – nie chce od niego srebra ani złota, tylko tego, co może mu dać. Stu zabitych Filistynów, to jest cena.

Kiedy Chuszaj wyszedł z pokoju, Saul wygodnie rozsiadł się na krześle, bardzo z siebie zadowolony. W kraju nie było już wrogów. Jeśli Dawid chce zapłacić za żonę, musi najechać kraj wroga. Pod swoimi rozkazami ma najwyżej tysiąc ludzi. Jak tylko Filistyni dowiedzą się o jego przybyciu, wielki bohater z tysiącem żołnierzy będzie właściwie zgubiony, a z jego śmiercią zostanie zażegnane niebezpieczeństwo, okropne zagrożenie, którego świadomych było niewiele osób, może nawet tylko Saul. Pomyślał o pieśni śpiewanej tak triumfalnie: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”. Uśmiechnął się ponuro. Pieśń zaczynała się od tysięcy pobitych przez Saula – ale nikomu nawet się nie śniło, że Saul mógłby pobić Dawida i tysiąc jego ludzi rękami Filistynów.

Chuszaj wrócił po chwili.

– I jak? Rozmawiałeś z nim? Co powiedział? – zapytał szybko król.

– Przesyła królowi podziękowania – odparł sztywno Chuszaj.

– Dlaczego nie przyszedł sam?

– Już go nie ma, panie.

– Nie ma?

– Tak, panie. Mówił, że się spieszy przywieźć zapłatę za pannę młodą.

– Ilu wziął ze sobą ludzi?

– Stu, królu.

Saul spuścił wzrok, by ukryć nagły błysk w oczach. – To dobrze – rzekł. – Możesz odejść.

Chuszaj wycofał się w milczeniu.

– Stu – powtórzył Saul sam do siebie. – Wziął ze sobą stu ludzi! – I śmiał się długo i głośno.

Dawid był zgubiony, tron bezpieczny.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Dawid z Jerozolimy.