Dawid z Jerozolimy. Rozdział drugi

W trzy dni później do Betlejem przybył Nahum syn Sychara, chudy starszy mężczyzna ze starannie utrzymaną siwą brodą. Jechał na ośle okrytym kolorową, bogato haftowaną derką, a na szyi miał złoty łańcuch, który dał mu król. Jesse przyjął go z wszystkimi honorami należnymi doradcy króla. Zabito dla niego jagnię i wykopano z ziemi gliniane naczynie z najlepszym winem, które leżakowało tam przez długie lata. Przy stole rozmawiano o niefortunnym zdarzeniu na pustyni Negew, potyczce między oddziałem Filistynów i paroma izraelskimi rolnikami. Po obu stronach byli ranni – na szczęście nikt nie zginął. Najbardziej przykrym następstwem było jednak to, że Filistyni znów podnieśli cenę metalu.

– Wykorzystują każdą sposobność, by podnieść ceny – westchnął Nahum syn Sychara. – Dobrze wiedzą, że nie mamy wyboru i musimy płacić.

Jesse pokiwał głową.

– Szkoda, że nie ma kowali w Judzie i Izraelu.

Każdy nóż, każdą kosę, nawet każdy lemiesz musieli kupować po wysokich cenach od kowali filistyńskich. Filistynom nie wolno było sprzedawać broni mieszkańcom Judy i Izraela, więc ci musieli polegać w walce na maczugach, procach i zaostrzonych drewnianych palach, jeśli nie udało im się zdobyć wojennych łupów.

– Król nie sądzi, że ten incydent będzie miał poważne konsekwencje – odpowiedział gość na niespokojne pytania Jessego. – Przynajmniej nie teraz. Filistyni prowadzą między sobą wojny klanowe. Ale król… – urwał. – Mam dla ciebie wiadomość od niego, Jesse – podjął, spuszczając wzrok.

Pan domu zbladł.

– Synowie, zostawcie nas samych – polecił.

Nahum syn Sychara podniósł jednak dłoń.

– Najmłodszy niech zostanie – rzekł.

Dawid odwrócił się. Sprawiał wrażenie bardzo spokojnego, ale oczy mu płonęły. Jego bracia też się nie poruszyli.

– To dotyczy jego – ciągnął Nahum syn Sychara.

– Dotyczy… Dawida? – wyjąkał Jesse. – Skąd król wie o Dawidzie?

Eliab, Szamma i pozostali oddalili się w milczeniu.

– Mam rozkaz przyprowadzić go do króla – oznajmił Nahum syn Sychara, głaszcząc siwą brodę.

Jesse zesztywniał.

– Do króla! – powtórzył schrypniętym głosem. – Ale dlaczego? Co on zrobił?

– Co zrobił? – Królewski doradca uśmiechnął się. – Jeszcze nic.

Jesse przetarł czoło szerokim rękawem szaty.

– Nie rozumiem – wymamrotał.

Doradca bawił się złotym łańcuchem na szyi.

– Król mnie słucha – rzekł z odcieniem dumy. – Mogę powiedzieć, że cieszę się większym jego zaufaniem niż inni. Biedny król – nie jest mu łatwo od… zdarzenia między nim a prorokiem. Znasz Samuela, prawda?

– Każdy w Judzie i Izraelu go zna – odparł ponuro Jesse. Czy Nahum syn Sychara bawił się z nim w kotka i myszkę?

– Nikt dokładnie nie wie, co się wtedy stało – ciągnął doradca. – I może lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań. Ale od tamtego zdarzenia, od… hmm, różnicy zdań między królem i Samuelem, my, dworzanie, nie zawsze mamy lekko. – Wzruszył wymownie ramionami. – Król jest wielkim człowiekiem, ale nie jest szczęśliwy. Rzadko się uśmiecha. Smuci się… wybucha nagle gniewem… jednym słowem, cierpi. I dlatego pomyślałem o twoim najmłodszym…

– Nahumie synu Sychara, wciąż cię nie rozumiem – odparł udręczony Jesse.

– Król jest bardzo podejrzliwy – wyjaśnił doradca. – Wszędzie wokół siebie widzi wrogów… intrygi… spiski. Wie, że ludzie przychodzą do niego w zasadzie tylko wtedy, kiedy czegoś chcą. Powiedziałem mu więc: „Mój królu, potrzebujesz muzyki na swoim dworze”.

– Muzyki?

– Tak. „Nic nie rozprasza złego nastroju lepiej niż muzyka”, mówiłem. „I jeśli taka jest twoja wola, panie, przyprowadzę ci młodzieńca, który ma głos jak nikt inny i gra na harfie tak pięknie, że wszyscy, którzy to słyszą, muszą przystanąć i posłuchać. A on gra i śpiewa nie tylko stare pieśni naszego ludu, lecz sam tworzy nowe i muzykę do nich”. Wtedy król powiedział: „Przyprowadź go do mnie. Natychmiast”. Nawet nie spytał, jak ma na imię. A kiedy król Saul mówi „natychmiast”, niemądrze jest zwlekać. Dlatego wsiadłem na osła i przyjechałem tutaj.

– I to wszystko? – zapytał z niedowierzaniem Jesse. – Naprawdę wszystko? Niczego przede mną nie ukrywasz?

– Co miałbym ukrywać? – W głosie doradcy brzmiało zdziwienie. – Nie wyglądasz na zachwyconego moją misją. Czy to nie wielki zaszczyt dla tak młodego człowieka, że potrzebuje go sam król?

Jesse wziął głęboki wdech.

– To jest zaszczyt – przyznał.

Nahum syn Sychara wstał.

– Masz dość synów, by pilnowali twoich stad – rzekł – a królewski zamek nie jest na tyle daleko stąd, by Dawid nie mógł cię czasem odwiedzić. – Roześmiał się dobrodusznie. – To pocieszy jego matkę.

– Czy jedziesz już teraz?

– Tak. I zabieram ze sobą młodego śpiewaka. „Natychmiast”, powiedział król Saul. Nie lubi czekać. Weź swoją harfę, Dawidzie. Niczego więcej nie potrzebujesz.

Jesse jednak pokręcił głową.

– Nie mogę go wysłać bez daru wdzięczności za zaszczyt, jaki król okazał temu domowi. Jesteśmy prostymi ludźmi i nie możemy ofiarować złotych łańcuchów. Dam jednak Dawidowi koźlę, chleb i butelkę wina.

– Dobrze, dobrze, tylko się pospiesz.

Pół godziny później Dawid opuścił Betlejem u boku doradcy i pojechał z nim do warowni Saula. Jego matka szlochała i to go smuciło. Szamma poradził mu szybko umyć włosy przed wyjazdem.

– Twoje włosy wciąż pachną balsamem, braciszku, a królowie mają dobry węch.

Eliab szepnął mu do ucha:

– Cała ta historia z harfą i śpiewaniem to oczywiście tylko pretekst. Już nigdy nie zobaczymy cię żywego.

Pozostali bracia patrzyli na niego na wpół z niepokojem, a na wpół z zaciekawieniem – podobnie jak rok temu patrzyli na Eliaba, kiedy chorował na czarną ospę. Eliab przeżył. Nie umiera się od każdego zagrożenia.

Dawid poczuł się dziwnie lekki i uskrzydlony, jak wtedy, gdy ojciec wziął go ze sobą do Aszkelonu, nad morze, a on po raz pierwszy w życiu mógł popływać. To było zupełnie nowe doświadczenie, prawie nowe życie. Nagle nie był już wyłącznie istotą naziemną. Woda też stała się środowiskiem, w którym można było żyć i się bawić. Szkoda, że człowiek nie mógł naśladować także ptaków. Czy Bóg nie ustanowił Adama panem całej ziemi i wszystkiego, co na niej żyje? Człowiek powinien móc nie tylko biegać i pływać, ale również latać. Kiedy powiedział to głośno, bracia kpili z niego i nawet ojciec pokręcił głową. Od tamtego dnia nigdy już o tym nie wspomniał. Teraz jednak powróciło dziwne, upajające uczucie wielkiej przygody. „Jadę na dwór króla”, pomyślał. Purpura z Tyru, jedwab z Sydonu, kosztowne drzewo cedrowe, mężczyźni ze złotymi łańcuchami na szyjach i ramionach, książęta, księżniczki. I sam król, który go potrzebował, by odpędzić przytłaczające go troski.

Nie odpowiedział Eliabowi ani Szammie. Oczywiste było, że są źli i zazdrośni, ponieważ prorok namaścił jego, najmłodszego brata, „małego”, a nie ich. „Mały!” Nienawidził tego przezwiska. Rzeczywiście nie był zbyt wysoki, ale mógł rzucić wyzwanie każdemu z braci, tak, nawet dwóm jednocześnie. A jeśli król zamierzał go zabić, nie musiał zwabiać go na dwór pod jakimś pretekstem. Wystarczyło, by posłał za nim żołnierzy.

– Co mówi się do króla? – zapytał.

Nahum syn Sychara uśmiechnął się.

– Nic. Czekasz, aż on przemówi.

Dawid skinął głową.

– Ale jeśli przemówi, jak odpowiedzieć?

– Grzecznie, ale krótko. Nikt nie sprzeciwia się królowi – przynajmniej jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Nie możesz wyjść z pokoju czy namiotu, zanim da ci znak. Zwracasz się do niego „panie” lub „mój królu”. My nie jesteśmy jak Fenicjanie czy Asyryjczycy, którzy schlebiają swoim władcom: „O Bracie Słońca i Księżyca”, „O Władco Świata”, „O Korono Życia”.

– Te imiona są głupie, bo są kłamstwem – odrzekł Dawid. – A nawet gdyby były prawdziwe, król Izraela byłby i tak ponad to, bo został namaszczony przez Pana.

Doradca spojrzał na niego z ukosa.

– Możliwe – powiedział. – Nie zapominaj jednak, że król jest chory. Dziwnie chory. Może nie będzie nawet pamiętał, że kazał mi ciebie sprowadzić. Może cię nie polubi. On… potrafi wpadać w złość. Nie chcę cię zawczasu martwić, ale… wszystko jest możliwe, więc przygotuj się na wszystko.

***

Gibea, zamek króla Saula, była twierdzą praktycznie nie do zdobycia. Zbudowano ją na planie sześciokąta na rozległym, wznoszącym się stromo skalistym płaskowyżu. Wieża wartownicza w każdym rogu wystawała na sześć metrów poza mur. Krewni króla, jego doradcy i dworzanie mieszkali w kręgu domów na zboczu wzgórza, ale w razie ataku mogli się wycofać do samej warowni. Gdy dwóch jeźdźców wjechało przez bramę, strażnik szybko podniósł włócznię w pozdrowieniu dla królewskiego doradcy.

Pałac króla był długim budynkiem zajmującym ponad połowę przestrzeni wewnątrz twierdzy. Jedna strona płaskiego dachu była widoczna, ale na balustradzie wokół jednej z pozostałych stron wisiało mnóstwo kolorowych ubrań.

– Tam mieszkają kobiety – wyjaśnił Nahum syn Sychara.

Barczysty strażnik z twarzą o grubo ciosanych, nieregularnych rysach podszedł do nich i skinął głową. Miał na sobie pancerz zrobiony z małych kawałków metalu, niespotykany w tej części kraju – prawdopodobnie łup z ostatniej wojny.

– Czy to ten muzyk? – zapytał bez ogródek.

– Tak – odpowiedział doradca. – To jest Dawid, syn Jessego.

– Zaprowadzę go do jego domu. Ma mieszkać w pałacu, za apartamentami królewskimi. Poślę po niego, kiedy będzie potrzebny. – Zwrócił się do Dawida: – Idź za mną.

– Przyniosłem dary od mojego ojca.

– Dary? Ty? – Strażnik spojrzał na obładowanego osła i uśmiechnął się kpiąco. – Bez tego król też nie umrze z głodu i pragnienia. Daj to służącemu, zabierze do zapasów.

– Nie – odparł spokojnie Dawid. – To dar wdzięczności. Muszę go dostarczyć królowi osobiście.

Strażnik wsparł ręce na biodrach.

– Patrzcie tylko na tego młodego pyszałka – zadrwił. – Zadziera nosa, bo ma piać przed królem! Tu ważne jest to, co ja mówię. Zrozumiałeś?

– Dar mojego ojca jest dla króla – oznajmił Dawid – nie dla dowódcy straży.

– Dość tego! – ryknął strażnik. – Nauczymy cię grzeczności.

Podszedł do Dawida z zaciśniętą groźnie pięścią. W następnej chwili jednak krzyknął, bo Dawid chwycił i wykręcił jego prawe ramię. Ból był tak silny, że ugięły się pod nim kolana i zatoczył się.

– Dawidzie, co robisz! – jęknął doradca, przestępując nerwowo z nogi na nogę. – Dawidzie!

– Co tu się dzieje? – zapytał dziewczęcy kontralt. – Czy to walka zapaśników?

Dawid spojrzał w górę. Stała przed nim najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widział. Jej zwiewna jasnozielona suknia z pasem inkrustowanym klejnotami podkreślała sylwetkę smukłą jak trzcina. Twarz pod kruczoczarnymi włosami miała odcień kości słoniowej, a usta płonęły czerwienią. Trzymała wysoko uniesiony podbródek, a w ciemnych, lekko skośnych oczach migotały iskierki dobrodusznej kpiny.

Nahum syn Sychara złożył niski pokłon.

– To księżniczka Mikal – szepnął do Dawida.

Dawid puścił ramię strażnika, a gdy to zrobił, została mu w dłoni blaszka z jego zbroi. Pochylił się szybko, udając, że podnosi ją z ziemi.

– Jakże bym śmiał walczyć z dowódcą straży? – zapytał, pokazując księżniczce płatek metalu. – Widziałem, jak to odpadło mu ze zbroi i próbowałem złapać, ale prześliznęło mi się między palcami. – Z tymi słowami podał kawałek metalu zdumionemu dowódcy.

Księżniczka spojrzała na Dawida i kąciki jej ust drgnęły od tłumionego śmiechu.

– Twoje zwierzę dźwiga harfę – zauważyła. – Widziałam już, że masz silne palce. Jeśli są równie szybkie jak twój umysł, musisz być najlepszym harfistą w kraju.

– Osioł dźwiga dary od mojego ojca dla króla – odparł Dawid – Muszę mu je przekazać.

Dowódca straży odzyskał w końcu mowę.

– Księżniczko, ten młodzieniec upierał się, by osobiście dostarczyć te rzeczy królowi. Powiedziałem mu…

– Tak, tak, mój dobry Jakubie, rozumiem. Jak się nazywasz, harfisto?

– Dawid, syn Jessego.

– Pójdź więc, Dawidzie, za mną. Mój ojciec cię oczekuje. Zobaczymy, czy przyjmie cię od razu. Ale nie możesz wprowadzić osła do pałacu. – Kpiące spojrzenie księżniczki wędrowało od osła do Nahuma syna Sychara i od niego do dowódcy straży. – Moje służące wezmą dary – rzekła, a Dawid dopiero teraz zauważył dwie prosto ubrane kobiety stojące za księżniczką. – Jesteś zadowolony? Dobrze, więc pójdź za mną.

Przeszła pierwsza przez szeroką, ciemną bramę do sieni, w której trzymali straż uzbrojeni żołnierze, potem do pokoju, gdzie kilkunastu dostojników czekało na audiencję, i do następnego, w którym był tylko jeden mężczyzna, mały, chudy, ze zwojem w ręku.

– Czy mój ojciec jest sam, Chuszaju? – zapytała księżniczka.

Młody człowiek skinął głową.

– Tak, księżniczko, ale… – Jego brzydka, lecz inteligentna twarz zmarszczyła się lekko i wzruszył ramionami. Księżniczka Mikal przygryzła wargę. Podeszła cicho do najbliższych drzwi, odchyliła zasłonę i zajrzała do środka. Dawid zobaczył, że smukła dłoń w odcieniu kości słoniowej drży.

Boi się, pomyślał. Nawet ona się boi. Spojrzał jej przez ramię i zobaczył króla.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Dawid z Jerozolimy.