Boża wojowniczka. Rozdział jedenasty. Pieniądze za Joannę

Ludzie jeszcze przez wiele tygodni mówili o wielkim wydarzeniu, jakim była koronacja. Wieści o intronizacji rozeszły się błyskawicznie. Na znak posłuszeństwa i lojalności, z całej Francji napływały klucze do miast, poddających się nowemu królowi. W ludzi wstąpiła nowa nadzieja, w wielu wypadkach nieuzasadniona. Niektórzy liczyli na nastanie złotej epoki pod rządami młodego monarchy, wspieranego przez Dziewicę, Bożą wybrankę. Tymczasem wokół króla niewiele się działo.

Burgundczycy i Anglicy zachowywali się niezmiennie wrogo. Paryż i cała Normandia nadal znajdowały się w ich rękach. Stronnictwo pokojowe na dworze młodego króla opowiadało się za rozejmem i przystąpieniem do negocjacji. Przez pewien czas ta opcja przeważała, głównie dlatego, że Dziewica zachowywała milczenie. Joanna nadal trzymała się blisko króla, lecz nie wywierała już na niego takiego nacisku, jak niegdyś na delfina.

Jej Głosy milczały…

Tylko wojsko protestowało. Armia rozsmakowała się w zwycięstwach.

– Gdziekolwiek do boju staje Dziewica, tam odnosimy triumfy – powiadali żołnierze. – Dajcie dowodzić Joannie i dokończmy tę wojnę.

– Co mam robić? – westchnął król, zwracając się do Dziewicy. Wezwał ją przed swoje oblicze, bo przestała przychodzić bez zaproszenia.

– Nie wiem, najjaśniejszy panie. Nie mam pojęcia.

Część jej wrogów liczyła na to, że Joanna ponownie poprowadzi wojsko do batalii.

– Wystarczy jedna klęska, a Dziewica przestanie być niebezpieczna.

Wkrótce nadarzyła się okazja, by Joanna rzeczywiście stanęła na czele armii. Karol był królem, ale nie miał stolicy. Paryż… Paryż należało odbić.

Na rozmowę z Dziewicą poszedł La Hire – wierny, szorstki La Hire, który nie wierzył w knowania oraz intrygi i był gotowy przekonać Dziewicę do nowej przygody. Przecież jeszcze nie zakończyła misji – musiała doprowadzić do całkowitego wycofania się Anglików z ziemi francuskiej. To przecież niebywałe – król nie może zawitać do własnej stolicy. Tylko Joanna mogła to zmienić. Joanna i nikt inny. Czy zamierzała uchylić się od odpowiedzialności? Powinna stanąć na wezwanie armii!

Zgodziła się. Co prawda z ciężkim sercem, ale ostatecznie przyjęła zaproszenie. Gdy ponownie znalazła się wśród żołnierzy, opuścił ją cały niepokój. Oto był jej świat, oto przyjaciele. Sytuacja polityczna również zdawała się dowodzić, że Joanna ma rację. Załamały się negocjacje z Burgundczykami. Nieprzyjaciel nigdy nie traktował rozmów poważnie, uważając je za dobrą metodę, by zyskać na czasie i dojść do siebie po szoku wcześniejszych porażek i ostatecznym ciosie, jakim była koronacja.

Pierwszy atak na Paryż zakończył się klęską. Życie straciło tysiąc pięciuset francuskich żołnierzy, Dziewicę dwukrotnie raniono. Książę Alencon musiał ją wywieźć poza zasięg wrogich armat. Gdy tylko Joanna odzyskała świadomość na swoim łóżku polowym, zarządziła następny atak. Do obozu dotarli jednak specjalni wysłannicy królewscy, aby przekazać wiadomość, że książę Alencon i Dziewica otrzymują zakaz ponownego atakowania Paryża.

Joanna przygryzła wargę. Jej wzrok spoczął na sztandarze, ocalonym przez księcia Alencon. Obok chorągwi leżała zbroja, przeszyta w dwóch miejscach, oraz miecz. Miecz był przełamany. Jej miecz, święta broń z Fierbois, pękł u nasady! Joanna zapłakała.

W powietrzu wyczuwało się atmosferę oszustwa i manipulacji. Joanna nie wiedziała już, na kim może polegać. Nie miała pojęcia o sile opozycji na dworze, ale ponosiła konsekwencje jej aktywności. Książę Alencon opuścił armię i powrócił do młodej żony. Dunois znowu zawitał do Orleanu. La Hire wysłano gdzieś daleko, aby tam dowodził swojej odwagi podczas mało istotnych przygód. Przyjaciele Joanny byli eliminowani, jeden po drugim.

Z księciem Burgundii podjęto potajemne negocjacje. Joanna niczego nie pragnęła tak głęboko, jak pokoju z tym silnym wodzem, lecz na tyle dobrze znała jego prawdziwą naturę, by wiedzieć, że najpierw należy go pokonać zbrojnie.

Biskup Cauchon musiał umykać z Beauvais niedługo po koronacji. Teraz przebywał w Rouen i stamtąd snuł misterną sieć intryg. Nigdy nie wierzył w posłannictwo Joanny. Swoje sympatie kierował wyłącznie ku Burgundczykom. Z jego punktu widzenia Joanna była albo wiedźmą, albo pomyloną wieśniaczką, której się zwidziało, że jest świętą. Za sprawą jednej kobiety przelano strumienie krwi. To ona sprawiła, że utracił biskupstwo, przynajmniej tymczasowo. W takiej sytuacji należało ją za wszelką cenę pokonać i pojmać.

Zdecydowaną większość francuskiej armii rozpuszczono do domów, choć nie było mowy o pokoju, ani nawet o rozejmie. Dziewica kontynuowała walkę, dowodząc niewielkimi grupami żołnierzy. W ten sposób zdobyła Saint Pierre le Moustier, lecz ze względu na brak wyposażenia musiała odstąpić od oblężenia La Charite sur Loire.

Jej siedziba znajdowała się obecnie w Compiegne, gdzie stacjonowało ponad dwa tysiące ludzi. Pewnej nocy, w Melun, ogarnęło ją dziwne uczucie, które zawsze poprzedzało pojawienie się Głosów. Padła na kolana i wtedy je usłyszała: „Joanno, przed dniem świętego Jana trafisz do niewoli. Tak być musi… Niech twe serce ochoczo pogodzi się z losem. Bóg ci dopomoże”.

Pomodliła się w intencji swojej szybkiej śmierci. Prosiła Pana o to, by wrogowie nie męczyli jej długo.

Młody dowódca Compiegne przeprowadził z Joanną krótką rozmowę.

– Miastu zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo – wyjaśnił. – Burgundczycy podążają na nas z jednej strony, a przeklęci z drugiej. Jeśli nie zadbamy o to, by pozostał przynajmniej jeden otwarty kanał, przez który przedostaną się tabory z żywnością, wówczas koniec z nami. Wszystko więc zależy wyłącznie od…

– Od przyczółka w Margny – przerwała mu Joanna. Dowódca popatrzył na nią z podziwem. Często się zastanawiał, czy słynna Dziewica rzeczywiście jest tak wybitnym strategiem, jak uważali niektórzy. Teraz wiedział, że to prawda, cokolwiek można by sądzić o jej innych darach.

– Tak, chodzi o ten przyczółek. – Czy uważasz, pani, że zdołasz go zdobyć?

– Tylko w jeden sposób – odparła zamyślona. – Przez zaskoczenie.

Opuściła Compiegne wraz z d’Aulonem oraz pięcioma setkami wojska. Na zbroję narzuciła szkarłatno-złoty płaszcz. Chciała, aby jej żołnierze dobrze ją widzieli. Poza tym uwielbiała wyraziste barwy.

Rzecz w tym, że wróg również od razu ją dostrzegł. Jan Luksemburski, dowódca sił burgundzkich, nadjechał wraz z tuzinem dostojników, aby lepiej przyjrzeć się terenom wokół Compiegne. Wtedy ją dostrzegł. W ostatniej chwili on i jego ludzie zawrócili, aby co koń wyskoczy odjechać jak najdalej. Gdy tylko dotarli na swoje pozycje, do Anglików i do księcia Burgundii skierowano posłańców na chyżych rumakach.

– Dziewica wyfrunęła z gniazda – głosiła wiadomość. – Jeśli się pośpieszycie, możemy ją pojmać.

Następnie Jan Luksemburski przypuścił atak. Nie liczył na zwycięstwo. Jego zadaniem było zaangażowanie niebezpiecznego przeciwnika do czasu przyjazdu księcia oraz Anglików.

Joanna również natarła i oba wojska starły się z donośnym łoskotem. Podobnie jak wielokrotnie wcześniej, atak Dziewicy okazał się nie do odparcia. Odepchnęła siły wroga i wdarła się głęboko do wsi Margny. Nagle za plecami szturmujących Francuzów zagrzmiały trąbki. Joanna odwróciła się w siodle i nadstawiła uszu. Nie tak brzmiał sygnał francuskich wojsk. Nadjeżdżali Anglicy. Moment później u boku Joanny zatrzymał się d’Aulon.

– Przeklęci przybywają! – zameldował bez tchu. – Odcinają nam drogę ucieczki!

– Po co nam droga ucieczki, skoro musimy ich atakować! – krzyknęła Joanna.

Niestety, po raz pierwszy w życiu nie zdołała zmobilizować swoich żołnierzy. Strach przed wrogiem nadciągającym z dwóch kierunków, a zapewne także bliskość bezpiecznej kryjówki w Compiegne sprawiły, że wojsko rzuciło się do ucieczki.

Joanna musiała uczynić to, co w podobnych okolicznościach zrobiłby każdy waleczny dowódca. Z oddaniem ruszyła do walki, aby ochronić swoje wycofujące się oddziały, dać im czas i wytchnienie. Tylko dzięki jej poświęceniu wojska dotarły do chronionej fortecy. D’Aulon, wierny do samego końca, odtrącał włócznie, blokował ciosy zadawane buławami i mieczami.

Wrogowie ciągnęli do szkarłatnego płaszcza niczym ćmy do płomienia świecy. Było ich coraz więcej, stopniowo przybliżali się do Joanny. Tuzin dłoni usiłował jej dosięgnąć, aż wreszcie pewien pikardyjski łucznik pochwycił płaszcz Dziewicy i pociągnął go z całej mocy. Joanna ciężko upadła na ziemię.

– Dziewica! – zakrzyknął łucznik. – Pojmałem Dziewicę!

– Poddaj się! – zawołał jeden z burgundzkich rycerzy, kiedy usiłowała wstać.

– Nie poddam się wam! – oznajmiła ostro. – Jestem oddana Bogu i dotrzymam danego Mu słowa.

Pojmali ją jednak.

Dziewica trafiła do niewoli.

***

Nie traktowano jej źle. Łucznik, który ściągnął Joannę z siodła, podlegał rozkazom Jana Luksemburskiego, zatem jego więźniem się stała. Tak głosiły reguły wojenne, choć on sam był wasalem księcia Burgundii. Na początek przetransportował ją do swojej siedziby. Książę Burgundii przybył tam, aby spotkać się z Joanną, gdyż koniecznie chciał na własne oczy obejrzeć dziewczynę, która pokrzyżowała szyki jemu i jego angielskim sprzymierzeńcom. Nie zwróciła na niego uwagi.

Zirytowany, wrócił do Coudun, gdzie podyktował triumfalny list do obywateli Saint Quentin. Odpisy tekstu przesłano także do innych miast. „W tej bitwie nie straciłem ani jednego człowieka”, głosił książę. „Żaden z nas nie został ranny, nikt nie zginął, nikt nie trafił do niewoli. Nieprzyjaciel poniósł dotkliwą klęskę. Bóg zechciał, by Dziewica trafiła do naszej niewoli. To niewątpliwie doskonałe wieści dla nas wszystkich. Teraz już wiemy, w jakim błędzie i szaleństwie tkwili ci, którzy wspierali tę kobietę”.

„Tę kobietę” przewieziono do zamku Beaulieu en Vermandois. To miejsce, choć świetnie chronione, wkrótce uznano za zbyt mało obronne jak na tej rangi jeńca. W związku z tym Joannę zabrano do zamku Beaurevoir. Póki co Jan Luksemburski nadal zachowywał się jak na szlachetnie urodzonego przystało. Uwięzioną Dziewicę traktowano dobrze, opiekowała się nią żona rycerza, jego ciotka i pasierbica.

Mimo to było widać, że Joanna cierpi. Nie mogła już nic uczynić dla ukochanego kraju. Była więźniem. Bała się, że może zostać przekazana w ręce Anglików. A Compiegne, powierzone jej przez króla… Co się stanie z Compiegne, skoro ona nie może bronić tego miejsca?

Postanowiła uciec, lecz Jan Luksemburski przewidział tę ewentualność. Wszystkich drzwi strzegli uzbrojeni po zęby mężczyźni.

Zrozpaczona Dziewica wspięła się na najwyższą wieżę zamku i… rzuciła w przepaść. Skoczyła z wysokości ponad dwudziestu metrów. Pół godziny później znaleziono ją nieprzytomną, na ziemi. Gdy odzyskała świadomość, została oskarżona o próbę popełnienia samobójstwa. Joannę ogarnął gniew.

– Jakże mogłabym uczynić coś tak grzesznego? – pytała oburzona. – Po prostu próbowałam uciec.

W końcu ludzie jej uwierzyli, ale zaczęli się jej bać jeszcze bardziej niż dotąd. Jak to możliwe, że przeżyła upadek z takiej wysokości?

Tamtej nocy objawiła się jej święta Katarzyna, która oznajmiła, że Joanna musi prosić Boga o wybaczenie za swój pochopny czyn. Dziewica tak właśnie postąpiła. Święta miała dla niej słowo pociechy. Oświadczyła, że Compiegne nie ulegnie wrogowi i zostanie oswobodzone przed dniem świętego Marcina, 11 listopada.

Joanna przekazała wszystkim nowiny. W pierwszych dniach listopada przepowiednia się sprawdziła.

Jej wrogowie również nie zasypywali gruszek w popiele. Tego samego miesiąca Janowi Luksemburskiemu zaoferowano znaczną sumę pieniędzy w zamian za wydanie Dziewicy. Tej propozycji nie wysunął jednak król, który zawdzięczał Joannie tron, ani też możnowładcy, których prowadziła od zwycięstwa do zwycięstwa, lecz Anglicy.

Rodzina rycerza protestowała. Jego stara ciotka wręcz błagała go na kolanach, by nie okrywał hańbą siebie i swojego dobrego imienia. On jednak nie ośmielił się narazić na niechęć księcia Burgundii i jego potężnych sprzymierzeńców z Anglii. Poza tym sześć tysięcy franków stanowiło ogromną sumę. Jan Luksemburski sprzedał więc Dziewicę.

Wkrótce ją wywieziono, najpierw do Arras, potem, etapami, do Rouen. Znalazła się na łasce i niełasce dwóch potęg: Anglików i Pierre’a Cauchona, biskupa Beauvais, który umknął ze swojego biskupstwa i schronił się u angielskich i burgundzkich sprzymierzeńców.

Proces Joanny zaplanowano w Rouen. Anglicy byli zbyt inteligentni, aby brać na swoje barki ciężar procesu. Zdecydowali się na sąd kościelny, któremu przewodniczył, rzecz jasna, biskup Beauvais. Nie mieli wątpliwości, jakie ten człowiek żywi uczucia w stosunku do Joanny.

Do rozprawy przygotowywano się z niebywałą starannością, przez wiele miesięcy.

Tymczasem Joannę osadzono w zwykłej, więziennej celi i zakuto w łańcuchy. Dniem i nocą strzegło jej pięciu strażników.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Boża wojowniczka.