Rozdział jedenasty. Ballada o świętym Feliksie

W Italii pięknej się to działo,
Gdzie niebo jest błękitne,
Śpiewają ptaszki przez dzień cały
I kwiatki pachną śliczne.

Lecz smutek w państwie zapanował
I gorycz strasznych zbrodni:
Chrześcijan dobrych prześladował
Bezbożny cesarz srogi.

W miasteczku Nola gdzieś w Kampanii
Gdzie mieszkał Feliks święty,
Żołnierze groźni go szukali,
By spełnić wyrok śmierci.

Ze swej dobroci wielce znany
Był stary, mądry biskup
I chrześcijański lud znękany
Uwielbiał go nad wszystko.

Nie myślał Feliks, by uciekać,
Lecz przyszła mu myśl nowa,
Żeby w ukryciu gdzieś przeczekać
Czas krwawych prześladowań.

By wojska go nie rozpoznały,
Pątniczą włożył suknię:
Kapelusz, laskę i sandały
Miast szaty swej biskupiej.

I gdy zszarzały i zgarbiony
Po miejskich szedł opłotkach,
Żołnierzy oddział rozjuszony
Zdarzyło mu się spotkać.

– Hola, pielgrzymie! – rzekł kapitan
I mieczem go zatrzymał: –
Mów prawdę, kiedy cię zapytam;
Gdy skłamiesz – marnie zginiesz!

Szukamy, kędy Feliks zginął,
Lecz pusty jest dom jego!
Czyś widział go? Czy przed godziną
Ulicą nie przebiegał?

Mów, czyś go spotkał? Powiedz prawdę!
Nie skłamiesz – ujdziesz cało.
Więc spojrzał Feliks w oczy harde
I rzekł: – Nie, nie  s p o t k a ł e m .

Puścili go więc swoją drogą
– nie skłamał przecież wcale –
I popędzili w dalszą pogoń
Od zbiega coraz dalej!

Przyspieszył także święty Feliks,
Bo wiedział, że żołnierze
Szybko odgadną ten fortelik
I już mu nie uwierzą.

Lecz nim o swej dębowej lasce,
Na stopach przemęczonych,
Zdołał uciec z groźnego miasta,
Już słyszał krzyk znajomy.

Ryk srogich przekleństw go doleciał
I mieczy szczęk niemiły.
O biada! Nie mógł już uciekać,
Biec szybciej nie miał siły.

Bez tchu, zziajany i zmęczony
Rozejrzał się wokoło
I wtem nadziei błysnął promyk…
W modlitwie schylił czoło.

Mur stary, co popadł w ruinę
Stał sobie obok drogi.
Przelazł więc Feliks przez szczelinę
I kucnął w ciemnym rogu.

Żałosny jednak był to azyl:
Nie dawał wielkiej szansy,
Że nie odnajdą go od razu
Krwi żądni, źli żołdacy.

Lecz patrzcie! Jego modlitw kornych
Wysłuchał Pan Bóg w niebie:
Pajączek przyszedł niepozorny,
By pomóc mu w potrzebie.

Szczelinę wąską, którą Święty
Przez ścianę się przecisnął,
Zasnuł z niteczek swych pajęczych
Siateczką jedwabistą.

Tak szybko tkał, tak zręcznie, śmiało,
Że gdy żołnierze gniewni
Stanęli pod pękniętą ścianą,
Ofiary swojej pewni,

Gruba wisiała tam kotara,
Więc zbiega nie spostrzegli.
– Popatrzcie, jakie sieci stare,
I jakie mocne – rzekli. –

Przez tę zasłonę od miesięcy
Nikt przeleźć nie mógł wcale.
Feliksa za nią nie ma, chłopcy. –
To rzekłszy poszli dalej.

Tak przed grożącym strasznym losem
Ujść zdołał Feliks święty.
Cudowna nić z pajęczych krosien
Zbawiła go od śmierci.

A szczęście mu dopisywało:
Gdy poszli precz żołdacy,
Studnię na poły wykopaną
W ruinach wnet zobaczył.

I kiedy wreszcie wieczór nastał,
Pod zbawcze to schronienie
Przyszła niewiasta chrześcijańska
Zawołać po imieniu

Biskupa. Feliks jej odkrzyknął,
Więc gdzie się skrył – odgadła!
Do studni mu wrzuciła szybko
Pokaźny zapas jadła.

Przez wiele dni niepostrzeżenie
Szlachetna ta kobieta
W koszyczku niosła więc jedzenie,
Na które biskup czekał.

Przepędził tam niejeden miesiąc
Przed wścibskim wzrokiem skryty:
Żołnierzy, co za zbrodnią węszą
I płatnych szpiegów sprytnych.

A kiedy spokój nastał wreszcie,
Z kryjówki wyszedł Feliks
Jakaż to radość była w mieście,
Gdybyście to widzieli!

Abbie Farwell Brown

Powyższy tekst jest fragmentem książki Abbie Farwell Brown Święci przyjaciele zwierząt. Fascynujące opowieści o świętych.