„Wampir” Władysława Reymonta. Spirytyzm, okultyzm i fałszywe religie (3)

Niezwykła książka „Wampir” Władysława Reymonta, ukazująca dramat uwikłania się w spirytyzm, okultyzm i fałszywe religie, to już jedenasta pozycja z serii Magna carta zawierającej wielkie, ważne karty naszej rodzimej literatury, wybitne polskie powieści pisane w wieku XIX i początku XX.

***

Tak było przed kilkudziesięciu laty, a jak jest dziś? Jak wyglądają współczesne kontakty z zaświatami?

Jak nietrudno się domyślić, próby nawiązania kontaktów z zaświatami wcale nie ustały z chwilą zakończenia II wojny światowej, chociaż tamto pokolenie, tak mocno fascynujące się spirytyzmem, który został niejako „wywołany” przez siostry Fox w połowie XIX stulecia, odeszło już z tego padołu.

Spirytystów jest dzisiaj całkiem sporo, bo ich liczbę szacuje się na pięć do dwunastu milionów w skali globu, to przecież temat zainteresowania nimi jakby zdecydowanie się zmniejszył.

Niemniej przecież wciąż istnieją ludzie, którzy cały problem traktują poważnie i prowadzą bardzo interesujące badania. Wydaje się, że do najciekawszych zaliczyć należy odkrycie pewnego Szweda, Friedricha Jürgensona (1). A oto jak do niego doszło.

Któregoś dnia 1959 roku Jürgenson, jak to miał w zwyczaju, udał się do lasu, aby zająć się nagrywaniem ptasich głosów na taśmę magnetofonową. Po ukończeniu nagrania, gdy w domu przesłuchiwał taśmę, zamiast głosu ptaka (na którym, nawiasem mówiąc, bardzo mu zależało) posłyszał jakieś niewyraźne szmery, przypominające ludzki szept. Po kilkakrotnym przesłuchaniu taśmy i wyregulowaniu magnetofonu, ze zdumieniem skonstatował, iż jest to coś, czego w miejscu sporządzania nagrania nie słyszał i słyszeć nie miał prawa: dźwięki fanfar i rzeczywiście ludzki głos.

Nie będę się tutaj rozwodził nad pracami i badaniami, jakie przez dość długi okres prowadził Jürgenson, zanim mógł, bez najmniejszych nawet obaw i wątpliwości stwierdzić, iż na taśmie magnetofonowej, w jakichś bardzo szczególnych okolicznościach można zarejestrować ni mniej, ni więcej, tylko głosy ludzi… zmarłych!

Informacje, jakie w ten sposób uzyskał „z tamtego brzegu”, zmieniły zupełnie jego obraz widzenia świata i całe życie. Od owej pory Szwed badania nad światem pozagrobowym i techniki kontaktowania się żywych z umarłymi uznał za swoje powołanie.

Za Jürgensonem poszli i inni. Dziś takimi badaniami zajmuje się znaczna liczba poważnych osób, które trudno byłoby posądzić o mistyfikację czy niesmaczne żarty. Ich dokonania w owej dziedzinie poszły jednak dalej. Oto bowiem – jak twierdzą – przy pomocy radia i komputera jest obecnie możliwy nie tylko kontakt jednostronny, jak to miało miejsce w przypadku pierwszych nagrań Jürgensona, ale i… dwustronny.

Największą sensację jednak wzbudziły doniesienia z ostatniego czasu, mówiące o tym, iż również przy pomocy nośników elektronicznych można zdobyć wieści z tamtej strony żywota, która teraz wzbudza nasz lęk, a ku której wszyscy powoli, acz nieustannie, z każdą sekundą, z każdym uderzeniem serca zmierzamy.

Od czasów, kiedy z nagraniem głosów dusz zmarłych eksperymentował Friedrich Jürgenson, bardzo wiele zmieniło się w tej dziedzinie. Przede wszystkim uległy zmianie urządzenia, które służą do tego celu. Dawne prymitywne magnetofony, z równie prymitywnymi i mało czułymi mikrofonami, zastąpiły nowoczesne, superwysokiej klasy.

Przez te wszystkie lata ponad wszelką wątpliwość stwierdzono, że zjawisko, które ochrzczono mianem psychofonii, wywoływane jest przez jakieś – bliżej nieokreślone – czynniki pozaludzkie. Ponieważ głosy, jakie zapisują taśmy magnetofonowe czy dyktafony, z całą pewnością nie pochodzą od osób żyjących, mogących mieć jakikolwiek kontakt z tymi urządzeniami.

Spore zasługi w dziedzinie badań nad spontanicznie ujawniającymi się głosami, jak i nad doskonaleniem sprzętu mającego za zadanie wychwytywać je i rejestrować, położył niemiecki badacz zjawisk paranormalnych Hans-Otto Koenig. Urządzenia Koeniga zostały poddane gruntownemu badaniu przez specjalistów od elektroniki i radiofonii, zdając bardzo surowe testy.

Kiedy sprawa psychofonii stała się już dość głośna – tak jak było to do przewidzenia – w ślady pierwszych łowców przekazów z zaświatów poszło wielu ludzi. Z czasem poczęli się oni skupiać i organizować w kluby i towarzystwa, których w obecnej dobie jest wiele – mniej czy bardziej sprawnie działających.

W miarę rozwoju techniki, w miarę jak poczęto konstruować zupełnie nowe urządzenia, zwiększyły się – o ile można użyć takiego określenia – również i możliwości duchów. Teraz nie są niejako przywiązane do magnetofonów, ponieważ mają całą gamę najróżnorodniejszego sprzętu, który mogą wykorzystywać do emitowania swoich przekazów. Pierwszym urządzeniem po magnetofonie, jakiego udało się im użyć, aby nadać swego rodzaju komunikat, był magnetowid. Jak łatwo się domyślić, istoty duchowe posłużyły się teraz nie tylko dźwiękiem, ale również i obrazem.

Jednym z pierwszych badaczy, któremu udało się zarejestrować na taśmie wideo wizerunki jakichś osób i widoki jakiegoś – można się tego domyślać, chociaż oczywiście nie ma na to żadnych przekonujących dowodów – różnego od naszego świata, był Klaus Schreiber.

Był on przekonany, że w „otwieraniu drzwi” pomiędzy naszą doczesną rzeczywistością a rzeczywistością nieskończoną i wiekuistą, poczyniono bardzo poważne postępy. Oczywiście nie ma on najmniejszych nawet wątpliwości, że na taśmie wideo, w jakiś niepojęty sposób, rejestruje się obrazy dusz zmarłych ludzi. On nie ma, ale ja mam.

Kolejnym krokiem w stronę możliwości pełnego porozumienia się żywych ze zmarłymi było wykorzystanie przez tych ostatnich komputera. Identycznie jak w przypadku taśm magnetowidowych, tym razem jakieś istoty duchowe „wczytywały” bez udziału żywego człowieka przekazy na dyskietki komputerowe.

Oczywiście – co nietrudno zauważyć – wniosek nasuwa się sam: nie ma żadnego dowodu, że to rzeczywiście dusze zmarłych ludzi usiłują się kontaktować z nami żywymi. W przypadku przekazów magnetowidowych czy komputerowych, istnieją uderzające analogie do przekazów o wiele prostszych, mniej skomplikowanych, prymitywniejszych, takich jak stukające stoliki, wirujące talerzyki, czy pismo tak zwane bezpośrednie.

Tutaj jakieś inteligentne istoty z zaświatów, czy innego wymiaru, korzystają po prostu z nowych możliwości, jakich im dostarczają nowe urządzenia techniczne, na które podobnie jak wcześniej na stolik, talerzyk czy planszę ouija mogą oddziaływać.

Chrześcijaństwo takie kontaktowanie się z zaświatami przy pomocy techniki i elektroniki również potępia i uważa za szkodliwe czy nawet wręcz niebezpieczne dla człowieka. Oczywiście badaczy tych zjawisk ani ta opinia nie przekonuje, ani nie odstrasza. Oni bowiem uważają, że oto wreszcie rysuje się perspektywa – być może wcale nieodległa – ścisłego nawiązywania kontaktów między żywymi a umarłymi. Wydaje się, że w tym miejscu warto jeszcze będzie wspomnieć także i o innych rodzajach kontaktów z rzekomymi umarłymi, czyli wspomnieć krótko o jeszcze innych zjawiskach, którymi są: pismo bezpośrednie i pismo automatyczne.

Niezwykle ciekawym, a jednocześnie zagadkowym fenomenem, będzie fenomen tak zwanego pisma bezpośredniego. Przyjrzyjmy się mu nieco bliżej. Chodzi tu o takie pismo, które bez woli człowieka pojawia się na kartce papieru, pergaminu, tabliczce, bądź jakiejkolwiek innej nadającej się do pisania powierzchni.

W XIX wieku badaniem tego zjawiska zajmowali się liczni uczeni, tacy jak na przykład niemiecki astrofizyk Johann Karl Friedrich Zöllner (1834–1882), wspominany wcześniej Crookes, czy rosyjski pisarz, dziennikarz i badacz zjawisk paranormalnych Aleksander Nikołajewicz Aksakow (1832–1903). Oczywiście nie udało im się odkryć ani zrozumieć natury fenomenu, a jedyne co osiągnęli, to bezwzględne ustalenie jego prawdziwości i realności.

W warunkach ściśle kontrolowanych, w obecności mediów spirytystycznych, pojawiały się pisane przez nie wiadomo kogo, przez nie wiadomo jakie siły, komunikaty. Na ogół – co jest typowe dla tego typu zjawisk – pokazywało się pismo odwrotne, które można było odczytać jedynie w lustrze, chociaż – o czym także należy powiedzieć – pojawiło się (tyle że rzadziej) i pismo normalne, które dawało się odczytywać w zwykły sposób.

W tym miejscu należy zatrzymać się dłużej nad zagadnieniem odwrotności w spirytyzmie. Zauważono już przed wiekami, że jest to typowe dla zjawisk nadzwyczajnych, paranormalnych. To samo zresztą obserwuje się i dziś. Tak więc w tej materii nic się nie zmieniło. Zjawisko odwrotności stanowi zagadkę, której jak dotąd nie dało się rozwikłać.

Z kolei dla osób trzymających się tradycyjnej nauki kościelnej, świadczy ono o demonicznym jego pochodzeniu. Według wierzeń, Szatan i jego królestwo stanowią niejako odwrotność hierarchii i porządku niebieskiego, dlatego prawie zawsze wszystko, co robią, robią odwrotnie, od końca, w negatywie, w odbiciu lustrzanym.

Zresztą to przekonanie występowało nie tylko u ludzi, którzy dochowali wierności Bogu, ale i u tych, którzy przeszli na stronę Szatana. Dowodem na to jest obrzędowość i liturgia satanistyczna lub dawna czarnomagiczna, gdzie na ołtarzu umieszcza się krzyż w pozycji odwróconej, niektóre modlitwy odmawia od końca, a świątynię okrąża nie w procesjach, ale recesjach (marszach do tyłu).

Co do opinii na temat, kto jest autorem przekazów podawanych ludziom za pomocą pisma bezpośredniego, są one rozbieżne i podzielone. Jedni dowodzą ich demonicznego charakteru, inni, przede wszystkim spirytyści, uważają, że jednak należy to powiązać z działalnością duchów osób zmarłych.

Inaczej zupełnie rzecz się ma z innym rodzajem pisma nienaturalnego, z tak zwanym pismem automatycznym, mogącym z czasem przechodzić w pismo intuicyjne. Zjawisko to stało się głośne w czasach nam współczesnych, a to z powodu nagłaśniania owego fenomenu przez środki masowego przekazu, jak również i dlatego, iż wydano kilka książek na ten temat, zawierających treści i komunikaty przekazywane za pomocą tegoż właśnie pisma.

A oto czym ono się różni od omawianego wcześniej i jak na ogół dochodzi do jego ujawnienia się. Niech przykładem posłuży nam przypadek pewnej Francuzki, Jeanne Morannier.

Pani Morannier nie należała nigdy do osób łatwowiernych i bezkrytycznie wierzących w rozmaite nadnaturalne fenomeny. Wręcz przeciwnie nawet – nastawiona była do nich sceptycznie. Wszystko się zmieniło dopiero po śmierci jej syna Georgesa Moranniera (1944–1973), kiedy to w jej mieszkaniu dało się słyszeć różne stukoty i hałasy o nieokreślonym źródle i pochodzeniu. Wtedy poczęła podejrzewać, że są to próby nawiązania kontaktu z matką przez jej nieżyjącego syna.

Aż oto pomógł czysty przypadek. Któregoś dnia wzięła pustą kartkę papieru, ujęła w palce długopis i naraz – ni stąd, ni zowąd – jej ręka wbrew woli i kontroli umysłu poczęła się szybko poruszać, a długopis jął kreślić znaki na papierze. W końcu, pośród wielu bezsensownych znaków, pojawiło się tylko jedno logiczne zdanie, informujące ją, że przekaz pochodzi ze świata „odwróconego”.

Jej zmarły syn, Georges Morannier był z wykształcenia fizykiem i miał tytuł profesora. Nie potrafił jednak znaleźć odpowiedniej drogi w życiu. Szukał czegoś, co by mu pozwoliło dostrzec sens bytu. Uważał, że pomogą mu w tym religie Dalekiego Wschodu. Ostatecznie jednak, nie odkrywszy tego, czego szukał, popełnił samobójstwo, strzelając sobie w serce.

W przekazach notowanych przez jego matkę, ale już pismem normalnym, nie odwróconym, przez kilkanaście lat, codziennie, informował on, że samobójstwo to nic złego i że nie ma za nie kary na tamtym świecie, co jest w sposób oczywisty sprzeczne z naukami nie tylko chrześcijańskimi, ale i wszelkich innych wielkich religii, a nawet i spirytystów.

Co zatem chciał ów samobójca przekazać za pośrednictwem tekstów dyktowanych matce?

Były cztery takie kwestie, które Georges (?) chciał przekazać i wyjaśnić:

1. Udowodnić przetrwanie pierwiastka duchowego po śmierci ciała i prowadzenie przezeń aktywnego życia, które odbywa się co prawda w naszej przestrzeni, lecz w wymiarze, który należy wyłącznie do świata duchów, a który jest skryty przed oczami żyjących.

2. Opisać i określić postrzeganie mentalne, którego mogą doświadczyć wszyscy, wchodząc w ten sposób w bezpośrednią osobistą relację z realnym, choć transcendentnym światem.

3. Wyjaśnić duchowy proces ewolucji, która dotyczy reinkarnacji.

4. Opisać strukturę fizyczną świata duchowego, różne plany i różne zakresy pól energetycznych, nazywanych też polami siłowymi, które nie pozwalają pokonać ich i przedostać się na drugą stronę – czyli w tym wypadku na stronę „życia po życiu”.

Jak nietrudno się domyślić, u podłoża tego wszystkiego stoi ta sama inteligencja, która porusza stukającymi stolikami, wirującymi talerzykami, tabliczkami ouija, przemawia przez usta mediów w transie czy nagrywa się na taśmę magnetofonową bądź taśmę wideo albo na płytę cd, dvd czy inny nośnik elektroniczny.

***

Niejako na zakończenie, chcę jeszcze wspomnieć i o tym, że ta sama inteligencja, umie korzystać z… telefonu i zdarza się, że rzeczywiście posługuje się tym urządzeniem. Bywa tak, że nie wiedząc o śmierci bliskiej osoby, będąc przekonanym, że ona żyje, dzwoni się pod jej numer, prowadzi z nią dłuższą bądź krótszą rozmowę, by za dzień czy dwa dowiedzieć się, iż coś takiego było niemożliwe. A przecież miało miejsce! Albo też inaczej. To rzekomo zmarły telefonuje do kogoś z krewnych lub znajomych. Ostatnimi czasy liczba takich rozmów z zaświatami, szczególnie na Zachodzie, niepomiernie wzrosła.

Chociaż już niejeden raz zadawaliśmy pytanie kto za tym stoi i już odpowiadaliśmy na nie, to chyba warto przypomnieć jak na nie, w znakomity sposób odpowiedział w genialnej, chociaż mocno niedocenianej powieści Kariera Nikodema Dyzmy Tadeusz Dołęga-Mostowicz, przedstawiając prawdziwe oblicze elit skryte pod grubą warstwą tajemnych kultów, które bynajmniej nie były li-tylko zabawą:

„…panna Stella… wydobyła z czerwonego pudełeczka małą złotą gwiazdkę, zawieszoną na takimż łańcuszku. Wśród uroczystego milczenia podeszła do Nikodema i zawiesiła mu gwiazdkę na szyi, po czym odstąpiła trzy kroki i upadła plackiem na dywan. Wszystkie pozostałe damy uczyniły to samo, z wyjątkiem pani Lali, która poszła do drzwi i przekręciła kontakt.

Ampla (2) zgasła. Nikodem wzdrygnął się. Pogrążony w mroku pokój, trzy nikłe płomyki woskowych świec nad nim i te leżące w bezruchu kontury białych postaci, sprawiały wrażenie niesamowite.

Nagle panna Stella jęczącym głosem zawołała:

– Witaj nam, witaj, panie życia, miłości i śmierci!

– Witaj, witaj – po wielekroć powtórzyły drżące głosy.

– Witaj nam, witaj, dawco woli!

– Witaj, witaj – powtórzyły głosy.

– Witaj, szafarzu wiedzy!

– Witaj… witaj…

– Witaj, mistrzu życia!

– Witaj… witaj…

– Witaj, twórco rozkoszy!

– Witaj… witaj…

Dyzma słuchał tej litanii i myślał:

– Powariowały baby do reszty!…

Nagle panna Stella skończyła, zbliżyła się do Dyzmy i, zanim zdołał zorientować się, pocałowała go w same usta. Ku jego zdumieniu po niej zrobiła to samo pani Lala, później obie hrabianki Czarskie i reszta pań.

– Teraz spalcie kadzidła – rozkazała panna Stella.

Po chwili z czterech rogów pokoju uniosły się sinawe dymki, pachnące jakimś dziwnym aromatem, słodkim i upajającym.

Panie znowu zebrały się dookoła Dyzmy.

Na znak panny Stelli wzięły się za ręce, tworząc półkole.

Ona sama wzniosła ręce ku górze i zawołała:

– Przybądź, o przybądź Panie!

– Przybądź – powtórzyły wszystkie.

– Okaż nam łaskę swoją! – wołała panna Stella.

– Okaż…

– Zejdź między nas!

– Zejdź….

– Wstąp w duszę zastępcy Twego!

– Wstąp…

– Wstąp w ciało Mistrza naszego!…

– Wstąp…

– Zapal go płomieniem!…

– Zapal…

– Rozpłomień go Twą niezmierną mocą!

– Rozpłomień…

– Przeniknij go żarem oddechu!…

– Przeniknij!…

Nikodema przeszedł dreszcz.

– Kogo wołacie – zapytał przez zaciśniętą krtań nieswoim głosem.

Odpowiedziały mu krzyki przerażenia. Niektóre były tak przejmujące, że mroziły mu krew w żyłach.

– Przemówił, jest… To On!… – ozwały się głosy.

– Kto?… – zapytał Dyzma, trzęsąc się na całym ciele. – Kogo wołacie?

Wtem, jakby tuż za karkiem, usłyszał wyraźnie głośne warczenie. Chciał zerwać się, lecz nie miał siły, wśród odurzającego dymu, napełniającego pokój ujrzał różnokolorowe migające ogniki.

– Padnijcie na twarz – zawyła panna Stella. – On przybył! Chwała Ci, chwała Władco miłości, życia i śmierci, chwała Ci, chwała, Książę ciemności!…

Młodsza panna Czarska wybuchła spazmatycznym śmiechem, jedna z pań zerwała się i, tuląc się do pani Lali, krzyczała:

– Widzę go, widzę!

– Kogo? – wrzasnął rozpaczliwym głosem Dyzma.

– Jego, jego, szatana…

Nikodemowi nagle wydało się, że czyjeś zimne ręce ściskają go za kark. Z gardła wydobył się przeraźliwy, nieartykułowany dźwięk i Wielki Trzynasty opadł bezwładnie na fotel.

Zemdlał”.

Andrzej Sarwa

(1) Friedrich Jürgenson (1903–1987) – szwedzki malarz i producent filmowy; pionier w badaniach nad EVP (dźwiękami zarejestrowanymi w postaci nagrań, zarówno cyfrowych jak i analogowych, o niezidentyfikowanym źródle i pochodzeniu), które uważał za manifestacje duchów.

(2) Tu: lampa wisząca z kloszem w postaci płytkiej misy.

Książkę możesz kupić tutaj.