Rozdział drugi. Cudowny wizerunek Matki Boskiej z Guadalupy. Mitologia Azteków

Zapytała: „Juanito, najmniejsze z moich dzieci, dokąd to idziesz? Odpowiedział: „Moja Pani i moje Dzieciątko, muszę iść do waszego domu w Mexico Tlatilolco, aby dalej poznawać Boże tajemnice, głoszone przez waszych księży, emisariuszy Naszego Pana”.

Wtedy odezwała się, wyjawiając swoje święte i łaskawe pragnienie w słowach: „Chcę, abyś wiedział i dobrze to zrozumiał, najmniejszy z moich dzieci, że jestem Świętą Dziewicą Maryją, Matką Boga Prawdziwego, od którego pochodzi wszelkie życie, Stworzyciela, któremu wszystko jest bliskie, Pana nieba i ziemi.

Pragnę gorąco, aby postawiono mi na tym miejscu świątynię, gdzie mogłabym okazywać i obdarzać wszystkich moją miłością, współczuciem, pomocą i opieką, gdyż jestem waszą, pełną łaski, Matką. Tutaj chcę wysłuchiwać ludzi, pomagać zarówno tobie jak i wszystkim, którzy mieszkają w tym kraju, a także każdemu, kto kocha mnie i pokłada we mnie swoją ufność. Chcę wysłuchiwać waszych skarg i zaradzać wszystkim waszym smutkom, niedolom i cierpieniom.

Aby więc wprowadzić w czyn to, czego pragnie moja łaskawość, musisz udać się do pałacu biskupiego w mieście Meksyku i oznajmić biskupowi, że wysłałam cię do niego, aby zrozumiał, jak bardzo pragnę, żeby zbudował mi tu świątynię. Opowiesz mu dokładnie wszystko, co zobaczyłeś, jakich cudów doświadczyłeś i co usłyszałeś” (Matka Boska z Guadelupy do świętego Juana Diego).

***

„Mitologia… jest próbą, jaką czyni rozum, aby nadać prawdopodobieństwo przedmiotowi swoich wierzeń. Jeśli wyznawca nie może znaleźć – w miejscu, gdzie chrześcijanin może znaleźć i znajduje – potwierdzenia swojej wiary w świadectwie rozumu i historii, wówczas instynktownie zaczyna szukać dowodów w karykaturze rozumu i historii, jakiej dostarcza mitologiczna opowieść” (1).

Mity azteckie są niezmiernie zawiłe i zapewne nigdy nie zostaną w całości zrekonstruowane, gdyż konkwistadorzy zniszczyli je z wielką dokładnością, lecz znane są ogólne zarysy wierzeń Azteków. Religia ich była pierwotnie mitologią astrologiczną, z bogami słońca, księżyca i gwiazd. Na szczycie wielkiej piramidy w mieście Meksyk znajdowały się dwie świątynie, zawierające wyobrażenia dwóch głównych bóstw: Huitzlopochtli, boga słońca, światła i życia oraz Tezcatlipoca, boga księżyca, ciemności, śmierci i piekieł. Aztekowie wierzyli, że każdego dnia księżyc pokonuje słońce, że słońce każdego dnia umiera, czego znakiem jest czerwień zachodzącego słońca, od rozlanej krwi boga Huitzlipochtli. Ale słońce mogło na powrót ożyć, odrodzić się dzięki wypiciu ludzkiej krwi. Huitzlopochtli zwykle przedstawiany był ze zwisającym językiem, spragniony ludzkiej krwi. W tym diabolicznym odwróceniu rzeczy to nie Bóg zbawia człowieka, lecz człowiek ożywia bożka. Brat Herbert Leies SM pisze:

„Aztekowie wierzyli, że ich bogowie koniecznie potrzebują do swojej egzystencji ludzkiej krwi. Bez tego bóg-słońce nie wyruszy w swą codzienną drogę przez niebo, a wtedy bóg zboża nie spowoduje, aby dojrzały kłosy na polach. Aztekowie zawarli więc układ z bogami – ludzie dostarczą krwi, a bogowie obdarzą ich błogosławieństwami, niezbędnymi do życia. Niewywiązanie się którejkolwiek ze stron z przyjętych warunków umowy niosło ze sobą śmierć dla drugiej strony.

Ofiary z ludzi stały się obsesją dla Azteków. Krwią, tym tajemniczym życiodajnym płynem, czerwonym, gorącym, tryskającym z wyrwanych ofiarom serc smarowano usta posągów, przedstawiające bogów, a następnie składano z tych serc całopalną ofiarę dla zgłodniałych bóstw. Od czasu do czasu organizowano szaleńcze masowe rytualne zabójstwa, jak podczas oddania do użytku wielkiej piramidy w roku 1487, za panowania cesarza Ahuitzotla. Kroniki podają, że podczas uroczystości złożono wówczas w krwawej ofierze od dwudziestu do osiemdziesięciu tysięcy osób.

Dominikanin Duran tak opisuje ceremonie ku czci boga wojny: „Wypuszczonych z klatek jeńców prowadzono w długich szeregach w kierunku czterech bram wielkiej świątyni. Czekali już tam królowie z Mexico, Texcoco i Tacuba oraz stary kapłan Hacacllel, ubrani w swoje najwspanialsze szaty, przyozdobieni klejnotami i noszący insygnia sprawowanych urzędów. Przez cztery dni, od świtu aż do zmroku, trwało to zbiorowe ludobójstwo przeprowadzane przez królów i kapłana. Tysiące czaszek dodano do olbrzymiego ich zbiorowiska, mieszczącego się obok poświęconego dziedzińca.

W dniach cyklicznych uroczystości ku czci bóstw ceremonia ofiarna odbywała się na szczycie schodów, wiodących do świątyni, gdzie stał, widoczny z daleka ołtarz ofiarny. Kapłan prowadzący ceremonię, uzbrojony w nóż, wycinał serce rozciągniętej na ofiarnym stole ofierze i jeszcze bijące składał bóstwom w darze. Następnie odcinał głowę, którą dodawano do zbiorowiska czaszek, a bezgłowe ciało zrzucał po stopniach piramidy w dół. Dostawał je następnie albo wojownik, który pojmał tego człowieka, albo dzielili się nim i spożywali wszyscy uczestniczący w obrzędzie, wierząc, że jedząc poświęcone bogom ciało przejmą siły i moce duchowe tego, kogo złożono w rytualnej ofierze. Aztekowie nie postrzegali tego jako jakiejś kanibalistycznej orgii, a jedynie jako rodzaj komunii” (2).

W czasie, gdy odbywało się, opisane powyżej, oddanie do użytku w roku 1487 wielkiej świątyni, zaledwie dziesięć kilometrów od olbrzymiej piramidy, poświęconej bogom Huitzlopochtli i Tezcatlipoca, mieszkał trzynastoletni chłopiec. Nazywał się Cuauhtlatohuac „Ten, Który Mówi Językiem Orłów”. W 1523 roku, mając 48 lat, Cuauhtlatohuac został ochrzczony w kościele, wzniesionym na ruinach wielkiej piramidy. „Ten, Który Mówi Językiem Orłów” przyjął na chrzcie imię Juan Diego.

Na wzgórzu Tepeyac, prawie na obrzeżach azteckiej stolicy, czczono inne ważne bóstwo, boginię-matkę Ziemię, zwaną Tonantzin, co można przetłumaczyć jako „matka bogów” lub „nasza matka”. Nazywano ją też Cihuacoatl, „małżonką węża”. To znów bóstwo żądało dla siebie krwi kobiet. Konkwistadorzy zniszczyli wprawdzie większość posągów azteckich bóstw, na co dziś oburzają się bardzo znamienici świeccy humaniści, jednakże statuę Cihuacoatl – Coatlicue, kolosalnych wręcz rozmiarów, odkrytą w mieście Meksyk w 1790 roku, można oglądać w Muzeum Antropologicznym. Brat Bruno Bonet-Eymard tak ją opisuje:

„Na widok tego potwora człowiek odruchowo zamiera w przerażeniu… Posąg wyobraża kobietę, która zamiast stóp ma łapy tygrysie i orle szpony. Pozbawiona jest głowy, tak jak wszystkie niewiasty, składane w ofierze podczas rytuałów, mających zapewnić ziemi płodność. Z uciętej szyi płyną dwa strumienie krwi, schodzące się pośrodku w kształcie dwóch wężowych głów, tworzących jakby koszmarną maskę… Od pasa w dół bogini ubrana jest w spódnicę ze splecionych gęsto węży, a na piersiach nosi puklerz z rąk i głów oraz wisiorek z czaszki… Żadna rzeźba świata nie daje się porównać z tą statuą Coatlicue pod względem czystego przerażenia, jakie wzbudza w oglądającym” (3).

Religia Azteków jest najokrutniejszą, najbrutalniejszą spośród wszystkich, jakie znamy, skoro jednak jest to tak widoczne dzieło szatana nie dziwi wcale, że obecnie prowadzona jest intensywna kampania na rzecz rehabilitacji azteckich wierzeń. Nie walczy o to bynajmniej jakaś tylko mała grupa radykalnych Amerykanów pochodzenia indiańskiego, ale przede wszystkim Akademia oraz establishment świeckiego humanizmu, przy wsparciu, rzecz jasna, ze strony antykatolickiego, masońskiego rządu Meksyku. Oddajmy raz jeszcze głos bratu Eymardowi:

„Don Jose Lopez Portillo, prezydent Meksyku, w ten sposób objaśnia Michelowi Gabrysiakowi, reporterowi gazety «Figaro» (16 lutego 1980) «kulturowe» znaczenie ofiary: «W każdej kulturze znajdziemy dwa podejścia do zagadnienia ofiary. To jest zawsze odpowiedź na tajemnicę, na to, co nieznane. Chrystus poświęcił siebie samego, a wszyscy czerpią z tego łaski. Ale u nas nie odbywa się to w ten sposób. (!) Indianin zabija albo sam ginie, takie są dwa sposoby przeniknięcia tajemnicy, z zupełnym wyłączeniem jakichś pobocznych, egoistycznych motywów. Tak to odbieram i dlatego tak bardzo jestem poruszony niezgłębionym bogactwem przedkolumbowskiego mistycyzmu». Człowiek ten rządzi krajem, który w 95% jest katolicki, a ośmiela się mówić: «U nas nie odbywa się to w ten sposób!» Ciekawy jestem, w czyim w takim razie imieniu ten człowiek przemawia i w jakim mrocznym celu?” (4)

Z całego azteckiego panteonu bóstw interesuje nas jeszcze tylko Quetzalcoatl, Upierzony Wąż. „Jako młodzieniec, Topiltzin uczył się na kapłana i z czasem rzeczywiście objął urząd najwyższego kapłana boga Quetzalcoatla, Upierzonego Węża, starożytnego bóstwa Teotihuacanu i patrona nauki i rzemiosł. Kiedy Topiltzin wstąpił na aztecki tron, zmienił swoje imię na Quetzalcoatl. Nie było to przejawem chęci obwołania się bogiem, najwyżsi kapłani często znani byli pod imieniem bóstwa, któremu służyli, tym niemniej decyzja Topiltzina przysporzyła później sporo zamieszania. Zarówno starożytni autorzy mitów, jak i współcześni historycy często mylą Topiltzina-Quetzalcoatla z Quetzalcoatlem-bóstwem” (5). Dodatkowe zamieszanie wynika jeszcze z faktu, że czasami Quetzalcoatl przedstawiany jest jako prototyp prawdziwego Zbawiciela, Chrystusa, a czasem jako Antychryst.

Bardzo trafnie Euzebiusz z Cezarei (ok. 340 roku po Chr.) nazywa pogańską cywilizację grecko-rzymską „przygotowaniem dla Ewangelii”. Może to wydać się zaskakującym, ale to samo rzec można i o cywilizacji azteckiej. Święty Paweł mówi, że cały świat stworzony wskazuje na istnienie jedynego, prawdziwego Boga. „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy” (Rz 1, 20). „Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają… wykazują, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach” (Rz 2, 14. 15).

Także i Aztekowie zachowali mgliste wspomnienie objawienia, którego dostąpili Adam i Ewa. Czcili bowiem pierwotnie Ometecuhtli, jedynego Najwyższego Boga, stworzyciela świata, jednakże z czasem jego postać została zepchnięta w cień przez bóstwa słońca, księżyca i innych sił przyrody.

„Niewielu ludzi wie o tym, iż Bóg prawdziwy już wcześniej objawił swoje istnienie poprzez wiadomość, z jaką wysłał w 1464 roku swojego anioła do Nezahualcoyotla, króla Texcoco. Król Nezahualcoyotl porzucił przeto pogańskie zwyczaje i wybudował świątynie, w których czcił prawdziwego Boga, składając mu w darze swoje modlitwy oraz ofiary z kwiatów i kadzideł. Na krótko przed śmiercią Nezahualcoyotl wygłosił wielkie przemówienie, które zakończył słowami: «Jakże głęboko żałuję, iż nie umiem pojąć woli wielkiego Boga, lecz wierzę, iż nadejdzie czas, kiedy będzie On znany i czczony przez wszystkich mieszkańców tej krainy». Syn Nezahualcoyotla, Nezhualpili, który objął po nim tron, pod każdym względem przypominał swojego ojca. Jego nabożeństwo do prawdziwego Boga zostało wynagrodzone i zasłynął szeroko jako najmądrzejszy człowiek swoich czasów. Niedługo przed śmiercią, w roku 1515, Nezhualpili przeraził bardzo cesarza Montezumę. Wyjawił mu bowiem treść swego snu sprzed kilku dni, z którego wynikało, że Montezuma wkrótce utraci swoją władzę na rzecz najeźdźców zza morza, którzy przyniosą także prawdziwą religię.

To zdarzenie, spotęgowane jeszcze przez proroctwa, objawione w 1509 roku księżniczce Papantzin, siostrze Montezumy, doprowadziły do tego, że Montezuma poddał w 1521 roku Cortezowi całe olbrzymie azteckie państwo, co do dziś dnia powoduje niemałą konsternację wśród świeckich historyków” (6).

Jedną z najniezwyklejszych azteckich opowieści jest historia o bogu Quetzalcoatlu, Upierzonym Wężu, czczonym jako wieczorna gwiazda, Wenus, a który, jak wierzyli Aztekowie, ukazał się kiedyś pod postacią komety, wyglądającej jak lecący wąż. Warren Carroll, historyk, tak o tym pisze:

„Quetzalcoatl był jednym ze starych bogów, a Topiltzin jego najwyższym kapłanem i dlatego przyjął imię Quetzalcoatla. Ale głównym bóstwem Tolteków był Tezcatlipoca, Dymiące Zwierciadło, pan ciemności, który żądał ofiar z ludzi. Topiltzin nauczał, iż prawdziwy Bóg nie chce takich ofiar, że jest On panem światła, a nie ciemności i chce, aby ludzie żyli, służąc mu w czystości serca, a nie by byli zabijani w jego imię.

Czy Ce Acatl Topiltzin wiedział, czy tylko miał nadzieję? Bóg jeden to wie.

Tezcatlipoca i jego sprzymierzeńcy wygnali Topiltzina, najpierw z Tuli, stolicy Tolteków, a następnie z Choluli. Około roku 987 Topiltzin dotarł przez morze na półwysep Jukatan i tam spędził resztę życia mieszkając pośród Majów. Przepowiednia głosiła, że Topiltzin powróci kiedyś, przez morze, od strony wschodu, aby upomnieć się o swoje dziedzictwo i aby raz jeszcze stanąć na czele swojego ludu i jego potomków…

Ta przepowiednia sprawdziła się… imię Quetzalcoatla odczytać trzeba jako miano nadane Chrystusowi przez nieszczęsny, zagubiony w ciemnościach lud” (7).

W 52-letnim cyklu azteckiego kalendarza rok pierwszy trzciny poświęcony był Quetzalcoatlowi, którego specjalne święto przypadało na dziewiąty dzień wiatru. 22 kwietnia 1519 roku wypadł w pierwszym roku trzciny i dziewiątym dniu wiatru i w ten właśnie dzień Cortez po raz pierwszy stanął na meksykańskiej ziemi. Działo się to w Wielki Piątek i dlatego Cortez miejsce, w którym przybił do brzegu nazwał Vera Cruz (8). Montezumę, jego dwór i kapłanów – wszystkich będących wyznawcami wroga Quetzalcoatla, Tezcatlipoki, bóstwa ciemności – ogarnął paraliżujący strach. Takie było Opatrznościowe „przygotowanie do Ewangelii”, które uczyniło możliwym podbój Meksyku przez zaledwie garstkę hiszpańskich katolików.

Br. Thomas Mary Sennot

(1) Ks. George Ring SI, The Gods of the Gentiles [Bogowie Pogan], Milwaukee 1938, s. 196.

(2) Br. Herbert F. Leies SM, Mother for a New World: Our Lady of Guadalupe [Matka dla Nowego Świata: Najświętsza Maryja Panna z Guadalupy], Westminster 1964, s. 18, 19.

(3) Br. Bruno Bonnet-Eymard, Our Lady of Guadalupe and Her Wonderful Image in the Light of Science and History [Matka Boska z Guadalupy i Jej cudowny wizerunek w świetle nauki i historii], „Th e Catholic Counter-Reformation in the XXth Century”, nr 127, Morden, październik 1980, s. 26, 46.

(4) Bonnet-Eymard, op. cit., s. 28. Ofi ary z ludzi, składane w pogańskiej Grecji i Rzymie były niczym, w porównaniu do tych z Meksyku, jednakże Klemens z Aleksandrii (zm. 217 r. po. Chr.) głośno przeciwko nim protestował: „Na takich przykładach opierają się sądy o dobroczynności demonów; lecz jakże można nazwać pobożnym tego, co cześć oddaje złym duchom? Pierwszym nadają piękne miano «zbawców», drugich proszą o uchronienie od zguby z rąk tych, co śmierć im szykują, wyobrażając sobie, że zapewnią sobie ratunek przez złożenie ofiary z dobrymi omenami, lecz zapominają przy tym, iż sami stają się w ten sposób zabójcami. Morderstwo nie staje się wcale uświęcone przez to, że popełniane jest w jakimś szczególnym miejscu. Dlatego nie jest to wcale «święta ofiara», gdy ktoś zabija człowieka, nieważne czy przy ołtarzu, czy na gościńcu, czyniąc to w imię Zeusa czy Artemidy, a już tym bardziej, jeśli powodem zabójstwa jest zazdrość czy gniew – demony bardzo podobne do tych poprzednio wspomnianych. Powiedzieć trzeba otwarcie, że „ofiara” tego rodzaju jest niczym innym, jak tylko wstrętnym i brutalnym mordem… Rozumiejąc zatem i wyznając, że demony są śmiertelnym zagrożeniem, że wiecznie knowają przeciwko ludziom i nienawidzą ich, że przynoszą zgubę i zniszczenie, dlaczego nie odwrócisz się od nich i nie odpędzisz daleko od siebie? Jakąż prawdę można usłyszeć od tak nikczemnej istoty, jakiego można oczekiwać z jej strony dobra?” – św. Klemens z Aleksandrii, Exhortation to the Heathen, The Ante-Nicene Fathers [Ekshortacja do pogan, Ojcowie przednicejscy], t. II, opr. o. Charles Robert DD i James Donaldson LLD, Nowy Jork 1926, s. 183.

Święty Tomasz z Akwinu, choć pisze w sposób nieco bardziej stonowany niż święty Klemens, równie daleki jest od pogańskiej idolatrii i w swoim wywodzie dochodzi ostatecznie do tych samych wniosków: „Idolatria ma dwie przyczyny. Pierwsza wynika z ludzkiego usposobienia, co dzieje się na trzy różne sposoby. Jedna z dróg, to nieuporządkowane uczucia, gdy człowiek traktuje inną ludzką istotę jak boga, bądź to przez nadmierną miłość, bądź poprzez zbytnie oddanie. Wskazuje na to i Pismo (Mdr 14, 15): «Ojciec, w przedwczesnym żalu pogrążony, sporządził obraz młodo zabranego dziecka i odtąd jako boga zaczął czcić ongiś zmarłego człowieka» i dalej, (wers 21), że «ludzie, ulegając nieszczęściu lub przemocy, nadali nieprzekazywalne Imię» (Wulgata ma «imiona»), tzn. miano Boga «kamieniom i drewnom». Po drugie, ponieważ człowiek, jak już zaobserwował to Filozof (Poet. 4), znajduje przyjemność w uczynionych dzięki pracy rzemieślnika odzwierciedleniach rzeczywistości, stąd też otoczył je Boskim kultem, jak napisano (Mdr 13, 11. 17): «Oto jakiś cieśla wyciął odpowiednie drzewo… i obrobiwszy ładnie, sporządził… [obraz]… modli się [do niego] w sprawie swego mienia, w sprawie swych zaślubin i dzieci». Po trzecie, przez to, że ludzie nie poznali prawdziwego Boga, lub, równie często, nie chcieli uznać Jego doskonałości, zaczęli czcić pewne stworzenia z powodu ich piękna lub siły. Stąd napisano (Mdr 13, 1. 2): «Ludzie… patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem». Druga przyczyna idolatrii dopełnia pierwszej, wynika bowiem z działania demonów, które starają się o to, by ludzie oddawali im cześć Boską i dlatego odpowiadają przez swe bałwany lub czynią inne rzeczy, które ludziom wydają się cudowne. Dlatego napisano (Ps 96 (95), 5): «Wszyscy bogowie pogan to demony»” – Suma teologiczna, II-II, q. 94, a. 4.

(5) Jonathan Norton Leonard, Ancient America [Starożytna Ameryka], Alexandria 1967, s. 59.

(6) Dr Charles Wahlig, „Juan Diego Ambassador of the Queen of Heaven”, A Handbook of Guadalupe, [„Juan Diego, ambasador Królowej Nieba”, Informator Guadalupski], Libertyville 1974, s. 48, 49.

(7) Warren H. Caroll, Our Lady of Guadalupe and the Conquest of Darkness [Matka Boska z Guadalupy i podbój królestwa ciemności], Front Royal 1983, s. 19, 20.

(8) Vera Cruz (hiszp.) – „Prawdziwy Krzyż”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Br. Thomasa Mary Sennota Nie uczynione ludzkimi dłońmi.